sobota, 3 listopada 2012

Luzacki dzień


Po tym jak pożegnaliśmy odwiedzających nas Irenę i Andrzeja, którzy dziś wpadli tylko na herbatkę i popędzili z powrotem do Polski, Magda poszła spędzać czas i pracować na komputerze w KOKu. Tomek został w kamperze oczekując kolejnego gościa z Polski, tym razem starego znajomego rodziny, którego Tomek nie widział naprawdę kopę lat, a który akurat dzisiaj jechał przez Drezno i zapowiedział się z rana, że wpadnie. Spotkanie odbyło się dopiero wieczorem, a kilka godzin czekania zostało wykorzystane na czynności typowo odpoczynkowe, była drzemka, uroczyste parzenie i picie herbatki, kontemplacje...
Samo spotkanie trwało zaledwie półtorej godziny, co na początek było pewnie akurat w sam raz. Każdy pokrótce opowiedział co się u niego działo przez lata nie widzenia, a ponieważ nasz gość jest jeszcze bardziej oszczędny w słowach niż Tomek, to gdyby gospodarz nie przejął przewodnictwa w rozmowie, mogłoby to poskutkować dość cichym spotkaniem. Na koniec przyszła z KOKu Magda, aby poznać tego jakby nie było ważnego znajomego.
Gdy zostaliśmy sami, zjedliśmy późną obiadokolację omawiając wydarzenia dzisiejszego dnia, po czym poszliśmy spać.

piątek, 2 listopada 2012

Tylko dla VIPów


Zaprosiliśmy wszystkie osoby jakie się dało na oficjalny przedpremierowy pokaz „Feniks” o godzinie 17.00 w piątek 2 listopada:) Irena i Andrzej na to wielkie wydarzenie przyjechali specjalnie z Polski, na pozostałych gości złożyło się nasze grono znajomych z Drezna. Od rana mieliśmy gorące przygotowania, jak już wiecie sam makijaż zajmuje trochę czasu, a trzeba było jeszcze nasączyć sprzęt itd. Przed samym występem Magdę dopadła na chwilę mocna trema, jednak trwało to tylko moment, gdyż musiała już wychodzić i występować, a jak to zwykle u niej bywa, trema ulatuje z momentem wkroczenia na scenę. Wszystko wyszło dobrze, chociaż nie doskonale, gdyż występ ten potrzebuje jeszcze paru prób. Magdzie potwornie zmarzły stopy, co utrudniło jej tańczenie pod koniec pokazu. Po wszystkim usiedliśmy razem, ktoś przyniósł grzane wino i rozpoczęło się spotkanie z autorem, czyli każdy mógł powiedzieć co myśli i co można by jeszcze poprawić.
Podsumowując uwagi naszych widzów, musimy wymyślić jakieś BANG na koniec, gdyż zakończenie jest za mało wyraźne. Do tego hula hop za krótko się pali... Pod koniec płomień jest już mały i trzeba będzie przewinąć głowice... Poza tym wszystkim się bardzo podobało:)
Gdy nagadaliśmy się już ze znajomymi, poszliśmy z Ireną i Andrzejem do kampera i spędziliśmy z nimi przemiły wieczór wypełniony rozmowami o Feniksie i nie tylko, jedzeniem i ogólną wesołością.


czwartek, 1 listopada 2012

Przygotowania pełną parą


Jutro przyjeżdża do Drezna mama Magdy z Andrzejem żeby zobaczyć przedpremierowy pokaz Feniksa. Specjalnie na ich przyjazd stanęliśmy na głowie, żeby ze wszystkim zdążyć.
Przede wszystkim napotkaliśmy problem, który na pierwszy rzut oka wydawał się bardzo trudny do rozwiązania. Jest listopad, bardzo zimno na dworze, pokaz jest zaprojektowany do wnętrza, ma być tańczony na parkiecie. Jedna część choreografii ma być tańczona całkowicie na podłodze, czyli na kolanach, plecach itd. Jak taki pokaz zrobić na świeżym powietrzu, w stroju o jasnych kolorach? Na jakimś parkingu? W KOKu jedyny teren jaki mamy dostępny to trawnik, który o tej porze roku jest miejscami zabłocony... Na szczęście KOK, jako uczelniany squat jest swego rodzaju graciarnią:) Znaleźliśmy tam wielką, starą tablicę, taką na której można pisać kredą. Codziennie wynosiliśmy ją na dwór i podczas prób część ze świecznikami Magda tańczyła na niej:) Tablica sprawdziła się genialnie, wprawdzie jest odrobinę za mała, ale jest to zupełnie wystarczająca imitacja. Resztę pokazu Magda tańczy już normalnie na trawniku. Tak więc pokaz jest gotowy. Skończyliśmy konstruować koronę, Tomek zmienił kewlar na ostatnim już sprzęcie ogniowym, Magda skończyła szyć kostium i naniosła ostatnie poprawki na muzykę. Dzisiejsza próba w końcu wyszła nam całkiem dobrze, chociaż do ideału to jeszcze daleko:) Z próbami to mieliśmy wczoraj ciekawą sytuację... Normalnie staramy się robić je w miarę wcześnie, gdyż po zmroku jest po prostu bardzo zimno i nawet ogień niewiele pomaga. Wczoraj próby nam się nieco przeciągnęły i trzecia z kolei wypadła jak już było ciemno. W pewnym momencie, pod koniec usłyszeliśmy straszliwy wrzask. Pewna pani mieszkająca w bloku obok wychyliła się z okna i darła się wniebogłosy żebyśmy zgasili ten ognień! Brzmiało to zupełnie tak jakby rozdzieraną ją kołem do tortur i niestety Tomek się tą sytuacją bardzo zestresował... Poza próbami ogniowymi raz przetrenowaliśmy pełny makijaż wraz z bodypaintingiem i wyszło dobrze, chociaż całość zajęła nam prawie cztery godziny...



Niestety wczoraj Magda poczuła nadchodzące przeziębienie... Na szczęście na razie udało jej się ugasić pożar, zastosowała wszystkie metody medycyny naturalnej jakie były dostępne i dzisiaj czuła się już całkiem nieźle, chociaż powinna teraz się bardziej oszczędzać. Poza przeziębieniem musiała borykać się z falami spadku motywacji i lenistwa (prawdopodobnie bardzo wygodna kanapa w KOKu ma z tym związek), jednak nie powstrzymało ją to wszystko od regularnego rozciągania, do którego Tomek nawet raz dołączył:)
Nasze życie towarzyskie oczywiście nie zostało odsunięte na drugi plan;) Filip i Uwe są stałymi bywalcami u nas w kamperze, a my czas wolny często spędzamy po prostu w KOKu. Niestety w ostatnich dniach atmosfera się troszkę zmieniła... Gizela (starsza pani, która tu mieszka) jest bardzo zestresowana naciskiem ze strony uczelni i to prawdopodobnie sprawia, że tak trudno się z nią porozumieć...
Jakiś czas temu Magda zwolniła tego grafika, którego poznaliśmy latem i który miał zaprojektować logo Art Of Passions. Niestety facet zupełnie nie umiał trafić w jej gust i co najgorsze, nie był przygotowany na krytykę... W międzyczasie znalazł się nowy grafik, który z jednej strony jest bardzo płodny, ale z drugiej strony wszystkie projekty, które wysyła są... Po prostu kiczowate... Na szczęście ten facet znosi każdą ilość krytyki z Magdy strony, co więcej wysyła wtedy kolejne projekty z nowym zapałem:)

sobota, 27 października 2012

Wszystko płynie


Tomek miał dziś wcześnie rano w Berlinie spotkanie z mamą Magdy. Do stolicy dotarł korzystając jak zwykle z mitfahrgelegenheit, spotkał się z Ireną w hostelu, skąd razem udali się na biznesowe spotkanie w sprawie floatingu, czyli sposobu na relaks poprzez „lewitację” w kapsule z solanką w temperaturze troszkę wyższej niż temperatura ludzkiego ciała. Rozmowy z jednym z niemieckich pionierów tej wysoce efektywnej metody relaksu trwały 3 godziny. Omawiane były kwestie techniczne oraz finansowe związane z zakładaniem i prowadzeniem centrum z kabinami pod marką Float. Po spotkaniu Irena wraz Tomkiem siedzieli dalej w restauracji i rozmawiali jeszcze trochę omawiając różne aspekty tego czego się dziś dowiedzieli.
Tymczasem w Dreźnie Magda dalej pracowała nad pokazem Feniksa, ukończyła część choreografii ze świecznikami, malowała strój i rozciągała się. Wieczorem, gdy Tomek już wrócił odwiedził nas Filip, z którym jak zwykle przegadaliśmy kawał wieczoru zupełnie nie czując jak szybko mija czas.

piątek, 26 października 2012

Raz na wozie, raz pod wozem


Podczas ostatnich dni poczyniliśmy nowe postępy związane z przygotowaniami do pokazu, chociaż wiele rzeczy pozostaje jeszcze do zrobienia. Magda zaczęła pracę nad ostatnią częścią choreografii i jak się okazało, jest ciężko, zgodnie z przewidywaniami. Taniec na podłodze jest bardzo obciążający dla mięśni, pomimo tego, że Magda od miesiąca intensywnie ćwiczy, i tak pojawiły się u niej zakwasy... Oczywiście i w tym tygodniu utrzymała regularność swoich ćwiczeń:) Pracowaliśmy nad konstrukcją nowej korony ogniowej, Magda szyła płaszcz, a Tomek dostosowywał sprzęt ogniowy (trzeba było nałożyć więcej kewlaru na głowice od hula hop, gdyż za krótko się paliły). Robiliśmy też codziennie jedną próbę, oraz raz porządnie przećwiczyliśmy bodypainting, a Magda dodatkowo przećwiczyła makijaż na twarzy. Tak więc wygląda Feniks z pełnym makijażem (niestety na zdjęciu nie widać bodypaintingu, który jest na bokach Magdy talii).


W KOKu było jeszcze więcej stresu... Niestety uczelnia chyba postanowiła zrobić porządek ze swoim budynkiem, gdyż we wtorek pojawiła się inspekcja, która pod pretekstem sprawdzenia bezpieczeństwa przeciwpożarowego wypytywała ludzi tam mieszkających o wszystko co się dało. Okazało się też, że ktoś złożył (kolejną) skargę na szczekanie Collette i głośną muzykę podczas naszych prób... Ponadto ci mili ochroniarze, którzy pozwolili nam ładować kampera w zeszłym tygodniu wcale nie byli tacy mili, gdyż złożyli raport z naszej kradzieży prądu i tym samym dostaliśmy ostatnie ostrzeżenie (dobrze, że nikt nas nie przyłapał w poniedziałek...). Wszyscy w KOKu są mocno przejęci tą sprawą, jednak na razie nic nie można zrobić. My tymczasem mieliśmy kolejny kryzys związany z prądem i uratował nas z niego Filip, który zorganizował nam podłączenie do prądu u swojego sąsiada z parteru. Filip mieszka jakieś dwieście metrów od KOKu, jednak większość wolnego czasu spędza właśnie tu:) Ładowaliśmy kampera przez prawie dwa dni, jednak mieszkanie tam nie jest przyjemne, gdyż między budynkami i pod drzewem jest bardzo ciemno. W końcu przenieśliśmy się z powrotem na naszą ulicę.


Przez ostatnie dni Grzesiek i Rysia nadal byli w Dreźnie i spędzali z nami dużo czasu. W poniedziałek skusili się nawet na wspólne rozciąganie i trening siłowy, rutyna Magdy, która trwała trzy godziny:) Niestety Grzesiek nie wytrwał do końca, gdyż naciągnął sobie zbyt mocno jakiś mięsień i bardzo zaczęła go boleć noga... Rysia i Tomek natomiast wytrwali dzielnie, chociaż następnego dnia Rysia narzekała na zakwasy;) Oprócz rozciągania spędziliśmy z nimi trzy wieczory wesoło sobie rozmawiając i spędzając czas w kuchni (Grzesiek lubi gotować).
Z dobrych wieści – mamy lokatorów do mieszkania w Grodzisku! Bardzo nas to cieszy, gdyż jest to rodzina, która jest zdecydowana wynajmować przez kilka lat, tak więc nie będziemy się musieli martwić mieszkaniem przez jakiś czas:) Wszystkie dokumenty potrzebne do podpisania umowy Tomek przesłał tacie, tak więc czekamy tylko na potwierdzenie:)

niedziela, 21 października 2012

Warsztaty sztuki ulicznej


Od rana przygotowywaliśmy się do warsztatów, w końcu to my mieliśmy być głównymi prowadzącymi, chociaż Grzesiek powiedział, że nam pomoże. W zasadzie mieliśmy te warsztaty prowadzić razem z Georgiem, ale w ostatniej chwili wypadł mu jakiś wyjazd i ostatecznie nie przyszedł. O trzynastej zeszli się uczestnicy i rozsiedliśmy się na fotelach w ogródku.


Krótki wstęp zamienił się w ponad godzinną pogadankę o występach ulicznych. Przez ostatnie lata zebraliśmy ogromną ilość wiedzy i doświadczeń, a do tego Grzesiek i Rysia dorzucili swoją wiedzę, a uczestnicy pytali bez końca. Ostatecznie było już wszystkim tak zimno, że poszliśmy się trochę rozruszać i rozpoczęliśmy część praktyczną.


Po rozgrzewce Grzesiek zrobił krótką lekcję o tym jak głośno mówić, żeby nie krzyczeć, po czym podzieliliśmy się na grupy. Grzesiek poprowadził zajęcia z poi:


a Magda z ruchu:


Poza tym w przerwach kto chciał uczył się korzystania z innych rekwizytów, w tym z kija, bata, levisticka, devilsticka i veil poi.



Gdy zrobiło się zimno i głodno poszliśmy do kuchni, gdzie Uwe zrobił dla wszystkich zupę. Po obiedzie zaczęliśmy się przygotowywać na wieczór, gdyż w planach mieliśmy występy uliczne. Kto chciał mógł zrobić sobie makijaż, Magda oczywiście służyła pomocą.



Gdy wszyscy byli gotowi pojechaliśmy do miasta, Magda miała przyjemność jechać wraz z Uwe na jego tandemie. Było to dość intensywne przeżycie, gdyż Uwe jeździ szybko, a ponadto jest na tyle wysoki, że Magda nic nie widziała, mogła się tylko rozglądać na boki.
Rozstawiliśmy się jak zwykle pod Frauenkirche, uruchomiliśmy muzykę i rozpoczęliśmy jam session. Każdy mógł chwycić za swój ulubiony sprzęt, wszyscy z radością próbowali tego, czego dziś się nauczyli. Uwe zapowiadał nasze pokazy bez użycia mikrofonu i jesteśmy pewni, że słychać go było na drugim końcu placu:) Magda miała ogromną satysfakcję gdy zobaczyła jak jedna z uczestniczek wykorzystała w swoim występie wskazówki taneczne i ruchowe. A Tomek po raz pierwszy w życiu podpalił kij i wystąpił dwukrotnie! Było rewelacyjnie, tańczyliśmy, bawiliśmy się i nawet wpadło nam do kapelusza kilka monet. Rewelacja!

sobota, 20 października 2012

Napięcie rośnie


Minęły ponad dwa tygodnie, które w większości spędziliśmy na intensywnych przygotowaniach do pokazu Feniksa. Magda wykończyła spódnicę i top oraz uszyła i pomalowała chustę dla Feniksa, jeśli chodzi o kostium to pozostało tylko uszyć szary płaszcz, który ma symbolizować popiół. Napisała następne choreografie na parasol, skrzydło i hula hop, do zrobienia jest jeszcze najtrudniejsza część, czyli świeczniki. Najtrudniejsza dlatego, że Magda wymyśliła, że będzie ją w całości tańczyć na podłodze, a nigdy jeszcze w ten sposób nie tańczyła, więc będzie musiała się nauczyć;) Wszystkie gotowe choreografie są już technicznie opanowane, najwięcej pracy było z hula hop, gdyż utwór jest bardzo szybki i wszystkie tricki w szybszym tempie są trudniejsze do wykonania.



Zaprojektowaliśmy mini bodypainting, który Tomek przed występem namaluje na Magdzie. Wykonanie takiego makijażu na ciele zajmuje Tomkowi około dwie godziny, mamy już za sobą sześć takich posiedzeń, z którego pierwsze były mniej lub bardziej nieudanymi próbami. Tomek będzie musiał jeszcze trochę poćwiczyć, żeby nie było żadnych niespodzianek w dzień pokazu. Do tego wszystkiego Magda nie zaprzestała rozciągania i treningów siłowych, utrzymując stałą liczbę pięciu treningów tygodniowo, z których co drugi zawiera w sobie ćwiczenia na mięśnie (sześciokrotnie nawet Tomek się do niej przyłączył). Pojawił się też mały problem, mianowicie występ ma się odbyć na sali z parkietem, a Magda planuje tańczyć boso, obawiamy się jednak drzazg... Magda spędziła kilka godzin na poszukiwaniu wegańskich baletek lub tak zwanych napalcówek w kolorze cielistym, które chroniłyby jej stopy, jednak jedyna firma produkująca takie obuwie jest w USA... Tomek pomagał Magdzie jak tylko mógł przejmując od niej wszystkie zadania, których nie musiała wykonać osobiście. Tak więc dwukrotnie pojechał do miasta kupić niezbędne rzeczy: parasol z włókna szklanego żeby zrobić parasol treningowy (który ostatecznie dostał za darmo), farbki do ciała i szary materiał. Do tego zajmował się w dalszym ciągu sprzętem ogniowym, skonstruował nowe, mniejsze hula hop (mniejsze, żeby się szybciej kręciło), parasol treningowy obciążony tak, jak parasol ogniowy i stojak na parasol, żeby w trakcie występu Magda mogła postawić płonący parasol w pozycji pionowej. Przejął też większość obowiązków domowych, chociaż Magda nadal stara się robić tyle ile tylko może i nie zostawiać całej brudnej roboty Tomkowi. Rozpoczęliśmy też próby, najpierw testowaliśmy paliwa i długość palenia się rekwizytów (niestety nasze niedymiące się paliwo pali się krócej i ma brzydszy płomień), następnie zrobiliśmy trzy próby bez ognia i jedną ogniową, omijając na razie część ze świecznikami. Oczywiście bardzo wiele prób jeszcze przed nami.
Tak przedstawiało się nasze główne zajęcie, jednak pokaz Feniksa nie był jedyną rzeczą jaką się zajmowaliśmy;) Tomek czterokrotnie próbował statuować, jednak za każdym razem został przedwcześnie wykurzony przez pogarszającą się pogodę, w tym bardzo zimny, jesienny wiatr. Było też trochę papierkowej roboty związanej z zatrudnieniem w Funkelstadt – podpisaliśmy i odesłaliśmy umowę (postęp w stosunku do zeszłego roku, wtedy umowę podpisywaliśmy dopiero po kilku dniach pracy...), a Tomek zorientował się w sprawie niemieckich podatków, gdyż w tym roku Magda będzie się rozliczać w Niemczech. Jeśli chodzi o Funkelstadt, Magda i Georg przygotowali propozycję kolejności rekwizytów w pokazie, ma to być wzięte pod uwagę przy komponowaniu muzyki. Tomek mógł się sprawdzić jako złota rączka nie tylko przy konstrukcji sprzętu ogniowego, trzeba było naprawić okno dachowe w kamperze gdyż pękła rączka służąca do otwierania.
Mieliśmy też stres związany z parkowaniem... Po tym jak trzy tygodnie temu ochrona poprosiła nas o opuszczenie terenu uniwersytetu, Uwe zadzwonił gdzie się dało i odkrył, że nie może dostać dla nas pozwolenia, gdyż oficjalnie każdy może tu parkować. Jednak w międzyczasie pojawił się przy wjeździe zakaz parkowania... Musieliśmy więc opuścić teren i było nam z tego powodu bardzo smutno, gdyż nasza sielanka w tym miejscu dobiegła końca. Stanęliśmy kamperem tuż za płotem w taki sposób, że mogliśmy dociągnąć kabel do gniazdka w budynku, jednak po kilku dniach Anne (koleżanka z KOKu) powiedziała nam, że widziała jakieś osoby fotografujące naszego kampera i kabel... Po jakimś czasie przyszło oficjalne pismo do studentów z KOKu zakazujące nam czerpania prądu z budynku... Od tego momentu mamy ciągłe problemy z brakiem prądu. Próbowaliśmy parkować w różnych miejscach, żeby nasz panel słoneczny złapał jak najwięcej słońca, jednak o tej porze roku jest to niewystarczające nawet na samą pompę wodną i światło. Dzisiaj byliśmy już na tyle zdesperowani, że mimo wszystko postanowiliśmy podłączyć się po zmroku na kilka godzin. Mieliśmy pecha i ochrona przyłapała nas po dwóch godzinach, na szczęście byli mili i pozwolili nam ładować akumulatory jeszcze przez godzinę. Oto widoki z dachu kampera po zmianie parkingu:




Cały stres i zapracowanie zaowocowało w ostatnim czasie dużą ilością ciężkich i poważnych rozmów między nami. Niestety ilość nieporozumień drastycznie wzrosła, chociaż oboje staramy się jak najspokojniej do tego wszystkiego podchodzić. Dbamy o rozrywkę i wspólnie spędzony czas, chodzimy na spacery, oglądamy filmy i gramy w gry planszowe. Magda w wolnych chwilach edukuje się w dziedzinie rodzicielstwa, temat ten przewija się zresztą coraz częściej – dla przykładu Uwe ostatnio nam oznajmił, że będzie ojcem:) Jeśli chodzi o Uwe, regularnie spotykamy go w KOKu i zawsze znajdujemy krótszą lub dłuższą chwilę żeby z nim pogadać, a jutro z jego inicjatywy organizujemy warsztaty kuglarskie:D Często spotykamy się też z Filipem, który ma w zwyczaju odwiedzać nas w kamperze na herbatkę i rozmowy. Zaskakująco Georg przestał się u nas pojawiać, Magda nie proponuje mu spotkań, gdyż zwyczajnie nie ma na spotkania czasu. W końcu (chyba pierwszy raz) on wyszedł z inicjatywą i spotkaliśmy się dzisiaj po raz pierwszy od ponad dwóch tygodni i było jak zwykle bardzo wesoło! Jeśli chodzi o znajomych, około półtora tygodnia temu Grzesiek i Rysia odwiedzili nas w kamperze tuż przed powrotem do Polski po trasie ogniowej. Siedzieliśmy tak sobie, gawędziliśmy i jakoś tak wyszło, że zaczęliśmy opowiadać o Funkelstadt. Grzesiek i Rysia się tym tematem bardzo zainteresowali, do tego stopnia, że chcą tam pracować:) Wprawdzie stanowiska tancerzy ognia są już zajęte, ale w Funkelstadt jest też dużo innej pracy dla artystów. Wczoraj znów przyjechali do Drezna i niespodziewanie wpadli nas odwiedzić w KOKu. Spędziliśmy z nimi czas do późna rozmawiając o rodzicielstwie (w zasadzie można powiedzieć, że to Magda i Grzesiek prowadzili rozmowę), a jutro dołączą do nas na warsztatach kuglarskich.

środa, 3 października 2012

Znów będzie bajecznie!


Od rana przygotowywaliśmy się do dzisiejszego przesłuchania w Helmnocie. Tomek nanosił ostatnie poprawki w sprzęcie ogniowym i pakował kampera na wyjazd, Magda natomiast rozciągała się i zrobiła jedzenie na cały dzień. O 14.00 przyszedł Georg, z którym trzeba było ustalić szczegóły kostiumu tak, żeby podczas występu ubrania Magdy pasowały do jego ubrań. Po tym wszystkim wyruszyliśmy do Lichtensteinu na spotkanie.
Jakże miło było znów spotkać znajomych z pracy z zeszłego roku! Wszyscy powitali nas bardzo ciepło i przyjaźnie, chociaż jak zwykle kazano nam czekać;) W końcu pojechaliśmy do drugiej siedziby teatru, gdzie na podwórzu mogliśmy zrobić pokaz, który przyszli obejrzeć wszyscy pracownicy jacy byli w zasięgu;) Poszło dobrze, pomimo tego, że Georg bardzo się stresował, jednak Magda i Tomek zachowali zimną krew (przecież w zeszłym roku zrobiliśmy ponad sto pokazów dla Helmnota). Po występie porozmawialiśmy z Dirkiem i resztą ekipy o technicznych sprawach związanych z pracą w Funkelstadt i zostaliśmy oficjalnie zatrudnieni:) Zwinęliśmy sprzęt i wróciliśmy do biura, gdzie najpierw krawcowa Antje zmierzyła nas dokładnie, a potem Maren omówiła z nami sprawy finansowe. Po wszystkim było już bardzo późno, a my byliśmy głodni;) Poszliśmy więc do kuchni zjeść kilka kanapek i tam spotkaliśmy znów Dirka, który przegadał z nami z godzinę w czysto towarzyskiej atmosferze. Do Drezna wróciliśmy po północy.
Bardzo cieszymy się z zatrudnienia w Funkelstadt w tym roku. Po pierwsze będziemy mieli zastrzyk gotówki na zimę, a to artystom ulicznym zawsze jest potrzebne. Po drugie czeka nas nowe doświadczenie pracy z innym artystą. Magda jest z jednej strony bardzo podekscytowana, a z drugiej zaniepokojona – Georg, jak wiele innych kumpli Magdy, nie należy do najbardziej odpowiedzialnych;)

wtorek, 2 października 2012

Ciężka praca


Rozpoczął się naprawdę pracowity okres dla Magdy, która bardzo poważnie podeszła do przygotowań do listopadowego pokazu. Przez ostatnie sześć dni codziennie się rozciągała (około dwie godziny dziennie), a co drugi dzień robiła trening siłowy. W piątek skończyła pisać choreografię na wachlarze i rozpoczęła prace nad choreografią na parasol.
Musieliśmy opracować tekst o Magdzie po niemiecku, gdyż w magazynie wydanym specjalnie na bal golfowy ma się pojawić artykuł o występujących artystach, na szczęście był pod ręką Georg, który spędził prawie dwie godziny na dopieszczaniu każdego zdania.
Tomek natomiast na poważnie podjął się funkcji technicznego i intensywnie zajmował się konstruowaniem, przerabianiem i udoskonalaniem naszego sprzętu ogniowego. Powstały nowe świeczniki, czyli małe pochodnie, które Magda może przymocować sobie do dłoni. Hula hop ma teraz cięższą opcję, można trenować nim bez ognia, a ciężar jest taki sam jak przy ogniowym (a różnica wagowa jest bardzo duża). Mamy też udoskonaloną wersję kija ogniowego, który ma służyć specjalnie do noszenia Magdy i ma zapobiegać poparzeniu dłoni noszącego.
Oprócz tego Tomek cztery razy był w pracy na statuowaniu, raz nawet odwiedził go Filip z KOKu. Po półtoramiesięcznej przerwie Tomek odczuł dużą różnicę w tym jak odbiera tą pracę, teraz jest to jeszcze bardziej duchowe, medytacyjne.
W międzyczasie szykowaliśmy się znów do pracy w Funkelstadt:) Nic nie jest jeszcze pewne, gdyż w tym roku Helmnot chce zrobić pokaz ogniowy na przynajmniej dwie osoby. Laura zadzwoniła do nas jakiś czas temu z zapytaniem, czy znamy jakiś ogniarzy, a Magda poleciła między innymi Georga. Jutro jedziemy razem z nim do Lichtensteinu aby zrobić pokaz i tym samym zaprezentować się w nowym, zespołowym wydaniu. Musieliśmy się do tego oczywiście przygotować, były więc treningi i próby razem z Georgiem przeplatane leniwymi pogawędkami;)
Pracując tak dużo oczywiście nie zapomnieliśmy o odpoczynku. Obejrzeliśmy kilka filmów i dużo czasu spędziliśmy na spotkaniach towarzyskich z Uwe, Filipem i Georgiem. Skupiliśmy się również na dobrym odżywianiu, wpadł nam w ręce schemat odżywiania dla wegetarian i zgodnie z nim jemy teraz dużo więcej warzyw, zwłaszcza zielonych i kapustnych, oraz więcej kasz i warzyw strączkowych. Jednak takie gotowanie zajmuje więcej czasu...
Pojawiła się też niepokojąca sytuacja w naszym małym KOKowym raju – odwiedziła nas wczoraj ochrona z informacją, że nie możemy stać na terenie KOKu, ktoś nieżyczliwy zgłosił oficjalną skargę... Rozmawialiśmy na ten temat z Uwe, który powiedział, że dowie się jak wyglądają tu zasady parkowania. Mamy nadzieję, że nie będzie z tym większych problemów.

środa, 26 września 2012

Nie ma to jak w domu!


Obudziliśmy się przed południem, wyszliśmy z kampera i poczuliśmy się jak w domu. Nasz KOK, ogród oświetlony przez słońce, wspaniała energia, dom... Po kolei zaczęliśmy się witać ze wszystkimi, ludzie których nie widzieliśmy kilka miesięcy przyjęli nas wspaniale, ciepło i z radością.
Po wstępnych powitaniach Tomek wskoczył na rower i pojechał do miasta zobaczyć czy turyści nadal dają dobre możliwości dla statuy – jak zwykle Drezno pod tym względem nas nie zawiedzie, wielu artystów ulicznych zabawiało dziś przechodniów i Tomek będzie mógł pracować.


Magda wzięła się do pracy: choreografia na wachlarze i szycie bluzki. Mamy tutaj tak wspaniałe warunki, że niczego więcej nam nie trzeba, praca idzie jak z płatka.
Po południu do KOKu przyjechał Uwe, zaprosiliśmy go na herbatkę, pokazywaliśmy zdjęcia i opowiadaliśmy o naszych przygodach, jak miło było go znów spotkać!


wtorek, 25 września 2012

Nieudana sesja


Z Georgiem umówiliśmy się na 15.00 w centrum Berlina, mieliśmy więc trochę czasu z rana. Magda zajmowała się szyciem bluzki Feniksa, a Tomek poszedł na długi spacer odkrywając tym samym małe jeziorko w okolicy i zrobił obiad, którym mogliśmy się zajadać później w mieście.
Magda niezmiernie się ucieszyła na widok swojego kumpla, podczas poprzedniego pobytu w Dreźnie zżyła się z nim trochę i tęskniła za nim w międzyczasie, tak więc ponowne spotkanie było pełne pozytywnych emocji. Usiedliśmy sobie na trawie na Wyspie Muzeów i gadaliśmy w najlepsze, trochę nie przejmując się tym, że mieliśmy się przygotowywać do sesji zdjęciowej.
O 19.00 dołączyła do nas mama Georga, czyli nasza fotografka. Gdy dyskutowaliśmy nad wyborem miejsca do zdjęć zaczęło nagle lać... Szybko uciekliśmy z naszym sprzętem pod filary przy muzeum i ostatecznie tam już zostaliśmy – filary były na tyle wysokie i było na tyle dużo przestrzeni, że mogliśmy tam zrobić naszą sesję zdjęciową nie przejmując się w ogóle deszczem.
Przez dwie czy trzy godziny pracowaliśmy nad zdjęciami, jednak ani Magda ani Georg nie mieli jeszcze nigdy robionych zdjęć z innym artystą, tak więc nie za bardzo wiedzieliśmy od czego zacząć. Mama Georga również nie miała pomysłów, próbowaliśmy więc różnych rzeczy i w sumie ostatecznie niewiele z tego wyszło.


Po sesji pojechaliśmy do kampera – Tomek skuterem a Magda i Georg samochodem z mamą Georga, skąd w trójkę wyruszyliśmy do Drezna. Dotarliśmy na miejsce w nocy i zaparkowaliśmy pod KOKiem, pożegnaliśmy się z Georgiem i poszliśmy od razu spać.

poniedziałek, 24 września 2012

Zaczyna się praca


Od rana szukaliśmy elektryka samochodowego, który zechciał by zerknąć na nasz samochód od ręki, udało się to dopiero w piątym warsztacie z kolei... Okazało się, że pan Józek miał rację, mamy po prostu zignorować tą lampkę ilekroć będzie się świecić.
Wyruszyliśmy więc do Berlina, mieliśmy tam być wczoraj na sesji zdjęciowej, tak więc po drodze musieliśmy skontaktować się z Georgiem i umówiliśmy się z nim na jutro, gdyż dziś był zajęty.
Zatrzymaliśmy się na przedmieściach Berlina przy kawałku zieleni i rozbiliśmy obóz, Tomek zajął się obiadem, Magda treningiem, a wieczorem obejrzeliśmy sobie bajkę dla relaksu.
Na najbliższe półtora miesiąca Magda ma konkretny plan pracy, gdyż 16 listopada ma się odbyć premiera pokazu Feniks. Do końca tego tygodnia ma powstać pierwsza z pięciu części choreografii. Będzie to pierwszy pokaz jaki Magda kiedykolwiek zrobiła w którym nie będzie żadnej improwizacji, więc zadanie przed nią stoi trudne, dlatego też postanowiła zacząć od najłatwiejszej części, czyli od wachlarzy.

niedziela, 23 września 2012

Pan Józek


Tomek poszedł rano na długi spacer z Collette i spotkał starego znajomego (Tomek kiedyś studiował na granicy więc są to jego tereny), który radośnie oznajmił mu, że parze innych znajomych, Kaśce i Łukaszowi w nocy urodziło się dziecko. Po południu Tomek zadzwonił do nich żeby im pogratulować, a oni zaprosili go do siebie na chwilę, gdyż bardzo rzadko jest okazja żeby się spotkać. Wieczorem więc Tomek poszedł świętować i podziwiać nowo narodzoną córeczkę znajomych. Bardzo to było wesołe spotkanie:)



W ciągu dnia natomiast próbowaliśmy zrobić coś z naszym kamperem... Popytaliśmy taksówkarzy, którzy pokierowali nas do pana Józka, emerytowanego mechanika z warsztatu PKS mieszkającego w sąsiedniej miejscowości. Najpierw wydawało się, że nie ma nikogo w domu, stanęliśmy więc kamperem pod bramą i zajęliśmy się domowymi sprawami w oczekiwaniu na powrót gospodarza. Gdy mieliśmy się zabierać za jedzenie obiadu, Tomek chciał schować segregator do szafki nad głową Magdy i jeden z segregatorów spadł uderzając w miskę z jedzeniem i rozchlapując sos wszędzie naokoło. W tym momencie pokryta sosem Magda zauważyła pana Józka, który wytoczył się ze swojego domu. Tomek czym prędzej wybiegł mu na spotkanie, a Magda została z sosem, segregatorem i ochlapanym komputerem.
Pan Józek wyglądał zupełnie jak żywe zwłoki, jednak był bardzo miły i pomocny. Zajrzał pod maskę i stwierdził, że jest to sprawa elektryczna nie wymagająca naprawy, po prostu lampka świeci się gdyż jakieś kabelki źle się łączą. Urządzenie za które lampka ta jest odpowiedzialna już dawno było zepsute i odłączone, więc nie mogło zepsuć się znów;) Diagnoza ta, jakże kusząca nie przekonała nas jednak. Postanowiliśmy zostać w Słubicach do jutra i zasięgnąć porady w warsztacie samochodowym.

sobota, 22 września 2012

Trzymaj się kamperku!


Od rana Tomek reorganizował nasze rzeczy, wynosząc do piwnicy to czego nie potrzebujemy i układając pozostałe w kamperze. Magda obudziła się dopiero po południu nie czując się najlepiej. Po „śniadaniu” pojechaliśmy do Międzyrzecza, gdyż było to nam zupełnie po drodze do Berlina i po raz ostatni odwiedziliśmy rodzinkę, zjedliśmy razem obiad, pogadaliśmy trochę i Tomek skorzystał z warsztatu żeby naprawić nóżkę od skutera.
Wieczorem wyruszyliśmy ostatecznie w trasę, jednak z trudem udało nam się dojechać do Słubic, gdyż kamper zaczął się dziwnie zachowywać. Lampki na desce rozdzielczej pokazywały rzeczy, których do końca nie rozumieliśmy, a kontrolka temperatury silnika wskazywała, że kamper się za mocno grzeje. Zatrzymywaliśmy się więc wiele razy uważnie obserwując zachowanie samochodu i tym ślimaczym tempem dojechaliśmy do centrum Słubic. Jutro jest niedziela, a my potrzebujemy pilnie elektryka samochodowego... Do tego Magda umówiła się w Berlinie z Georgiem na sesję zdjęciową, spotkanie to będzie trzeba przełożyć:(

piątek, 21 września 2012

Przeciążeni


Z rana wynieśliśmy ostatnie rzeczy do kampera, pożegnaliśmy się z naszymi kochanymi Rumburakami i wyruszyliśmy do Grodziska. Po drodze zważyliśmy naszego kamperka... Zgodnie z naszymi obawami okazało się, że jesteśmy poważnie przeciążeni, ważymy 3930 kg, czyli o 430 kg za dużo... Tak naprawdę na tą chwilę nic z tym nie możemy zrobić, musimy mieć to po prostu na uwadze przy pakowaniu nowych rzeczy... Również branie autostopowiczów nie wchodzi w rachubę:(
W grodzisku czekały nas różne sprawy do załatwienia związane z mieszkaniem – nasz obecny lokator wyprowadza się w najbliższym czasie, w związku z tym musimy zorganizować wszystko tak, aby pod naszą nieobecność rodzina mogła wynająć mieszkanie następnym lokatorom. Tomek spotkał się z wujkiem Jurkiem, który pracuje w spółdzielni mieszkaniowej i być może będzie miał kogoś chętnego. Obejrzeliśmy mieszkanie, upewniliśmy się, że wszystko jest w dobrym stanie i omówiliśmy kwestie finansowe z naszym lokatorem. Wszystko wydaje się być w porządku, teraz jest nam tylko potrzebny ktoś, kto chciałby przez kilka lat u nas mieszkać.

czwartek, 20 września 2012

Kochani, będziemy za Wami tęsknić...


Ostatnie cztery dni w Poznaniu minęły i jutro wyjeżdżamy. Jak zwykle będzie nam bardzo ciężko rozstać się z naszymi przyjaciółmi, do których obecności znów zdążyliśmy się przyzwyczaić.
Załatwiliśmy ostatnie sprawy, spakowaliśmy się (co jak zwykle było nie lada wyzwaniem) i pewnie byśmy wyjechali wcześniej, gdyby we wtorek nie spotkała nas niemiła niespodzianka – pewna nieuważna pani potrąciła na parkingu nasz skuter. Na szczęście pani ta była uczciwa i zostawiła numer telefonu, tak więc spotkaliśmy się z nią i jakimś cudem udało się ściągnąć rzeczoznawcę już w środę, który jak najszybciej ma oszacować szkodę. Skuter jest poobijany, kierownica była nieco wygięta ale udało nam się ją wspólnymi siłami (wraz z Gremlinem) naprostować. Chcieliśmy oddać go do naprawy, jednak jedyny serwis w Poznaniu któremu byśmy zaufali ma właśnie urlop, Tomek więc postanowił naprawić wszystko sam – pospinał pęknięte części i pozostała tylko krzywa podpórka, na której stawiamy skuter gdy boczna nóżka wydaje się niewystarczająca.


W poniedziałek chcieliśmy pracować na rynku, jednak gdy dojechaliśmy do centrum okazało się, że nie ma dla kogo występować:( Sezon w Poznaniu oficjalnie zamknięty.
Jeśli chodzi o pracę, Magda w wolnych chwilach zajmowała się wyborem muzyki do pokazu Feniks, dużo czasu spędziliśmy też na rozmowach o logo Art Of Passions. Kolejny grafik nie jest w stanie nas usatysfakcjonować, pewnie jest to spowodowane tym, że próbujemy zatrudniać tanich grafików...
W środę w nocy spotkaliśmy się po raz ostatni z Ireną i spędziliśmy z nią kilka godzin na wesołych rozmowach. Było naprawdę fajnie, nasz kontakt z nią zrobił się zupełnie przyjacielski i bardzo jesteśmy z tego powodu zadowoleni.
A dziś mieliśmy wieczór pożegnalny z Krzysiem i Agnieszką połączony po części ze świętowaniem Krzysia urodzin. Piliśmy wino, jedliśmy nachos i muffinki i graliśmy w Wilkołaki – było super!  

niedziela, 16 września 2012

Regeneracja


Po tym jak wróciliśmy z Warszawy Magda musiała odpoczywać dwa całe dni. Dużo spała, a pozostały czas chyba cały przegadała z Agnieszką, która jest co najmniej taką samą gadułą jak Magda.
Tomek w piątek z rana pojechał do Międzyrzecza, gdzie spędzał czas z rodziną i prowadził z nimi poważne rozmowy zainspirowane kursem Recall Healing. On również potrzebował odpoczynku, wewnętrzne procesy przez które ostatnio przeszedł kosztowały go wiele energii i w Międzyrzeczu mógł zregenerować siły.
Dzisiaj Magda dojechała do Tomka, który od rana przygotowywał obiad urodzinowy dla taty. Dzień spędziliśmy świętując wraz z całą rodzinką, zajadając się smakołykami i rozmawiając. Wieczorem wróciliśmy do Poznania, gdyż mamy w planach szykowanie się do wyjazdu do Niemiec.

czwartek, 13 września 2012

Rewolucja życiowa

W zeszły czwartek wyjechaliśmy z Poznania do Warszawy, zabraliśmy po drodze ze sobą Kasię, która bardzo umiliła nam podróż ciekawymi rozmowami i z którą mogliśmy bezpośrednio jechać do mieszkania Kasi i Jacka, gdzie przez cały tydzień nocowaliśmy.
Przede wszystkim musimy napisać dlaczego w ogóle wybraliśmy się do stolicy. Instytut Wiedzy Waleologicznej, czyli firma mamy Magdy zorganizowała warsztaty Recall Healing prowadzone przez Gilberta Renaud. Jest to metoda leczenia polegająca na szukaniu przyczyny choroby w wydarzeniach (zwykle traumatycznych) z przeszłości pacjenta lub jego przodków. Tym razem druga część kursu miała dotyczyć dzieci, a że temat ten ostatnio nas interesuje, postanowiliśmy wykorzystać okazję i wybrać się do Warszawy.
Spędziliśmy sześć dni na wykładach, od dziesiątej do osiemnastej. To co wydarzyło się podczas tego kursu przeszło nasza najśmielsze oczekiwania.
Forma zajęć jest taka, że wykładowca przedstawia teorię oraz mnóstwo przykładów. Słuchacze mają za zadanie wynotowywać wszystkie skojarzenia jakie im przychodzą do głowy związane z ich własnym życiem. Dodatkowo raz po raz przypadek jednego z kursantów jest omawiany publicznie, oczywiście jeśli słuchacz ten chce być użyty jako przykład:) Jak się pewnie domyślacie, oboje byliśmy bardzo aktywni i jak tylko przychodziło nam do głowy jakieś hipotetyczne rozwiązanie naszych problemów zdrowotnych, dzieliliśmy się tym publicznie, a Gilbert często ciągnął temat dalej dając nam więcej wskazówek popartych swoim doświadczeniem. Tak jak wspominaliśmy wcześniej, czasem przyczyna choroby kryje się w wydarzeniu z życia przodków, również wielkie znaczenie ma okres dziewięć miesięcy przed ciążą, sama ciąża oraz pierwszy rok życia pacjenta. Tak więc każdy powinien zrobić w miarę możliwości jak najbardziej dokładny wywiad z rodzicami i dziadkami. Magda trzy wieczory spędziła z mamą rozmawiając o wydarzeniach z przeszłości i uwierzcie, nie było łatwo. Tomek natomiast wydzwaniał do rodziny, jednak przez telefon takich spraw załatwić się niestety nie da.
Jesteśmy oboje bardzo podekscytowani naszymi odkryciami. Cała ta sprawa z Recall Healing to jak praca detektywistyczna, pojedyncze elementy układają się w całość i przychodzi rozwiązanie problemu, z którym człowiek borykał się od lat. Zupełnie zaskakujące ale i genialne. Tak naprawdę na efekty „terapii” będziemy musieli troszkę poczekać. Magda na przykład jest przekonana, że znalazła przyczyny swoich problemów z pęcherzem oraz swoich bolesnych miesiączek. Na wiele innych drobiazgów są pomysły, jednak nie ma pewności. Czas pokaże czy faktycznie te dolegliwości minęły. Tomek natomiast jest na tropie tajemnicy rodzinnej, która prawdopodobnie jest przyczyną jego poważnych problemów zdrowotnych sprzed kilku lat, jednak żeby tą sprawę rozwiązać będzie musiał wykonać parę rozmów w cztery oczy. Tak się złożyło, że podczas drugiej części kursu Tomek (na ochotnika) był potraktowany jako główny przykład, jego życiorys został rozpisany na wielkiej tablicy i wszyscy (a zwłaszcza Tomek) mogli uczyć się z jego życia. Fascynujące było obserwować codziennie jak coraz więcej informacji zostaje zapisanych na tablicy, to się komuś coś przypomniało, a to Tomek się przejęzyczył i zaskakująco naprowadziło nas to na trop kolejnych odkryć. Jesteśmy pod wielkim wrażeniem metody Recall Healing i z zapartym tchem będziemy obserwować co się będzie działo z nami w najbliższej przyszłości. Sam Gilbert okazał się być bardzo sympatycznym facetem. Spędzaliśmy z nim czas w przerwach obiadowych rozmawiając nie tylko o zdrowiu i bardzo go polubiliśmy.
Tak się złożyło, że w tym samym czasie do Warszawy przyjechali dziadkowie Tomka, tak więc w niedzielę spotkaliśmy się z babcią, dziadkiem, Danusią i jej rodziną u nich w mieszkaniu na kolacji. W poniedziałek babcia niestety musiała iść do szpitala na kilka dni, więc odwiedzaliśmy ją tam gdy tylko mieliśmy chwilę czasu. Był to bardzo ciepły i rodzinny czas, zwłaszcza dla Magdy, która przez te kilka dni bardzo zbliżyła się i do babci i do Danusi.
Pozostałe wieczory spędziliśmy z Kasią i Jackiem, wykorzystując resztki sił jakie nam pozostawały codziennie po zajęciach. Natomiast poniedziałek mieliśmy wolny i spędziliśmy go w większości z Kasią. W związku z poniedziałkiem mamy tutaj małą zagadkę dla naszych czytelników.
Kto to jest?


Można go było spotkać w poniedziałek na Warszawskich ulicach:

 
Być może ma dziewczynę...


A może chłopaka?


Na pewno nie chcesz go spotkać jak jest wkurzony;)


Jakieś pomysły? Nie martwcie się, nie będziemy Was trzymać długo w niepewności. Wspominaliśmy wcześniej, że Kasia zajmuje się charakteryzacją:) Otóż to jest Magda. Jej rodzona matka jej nie poznała na tych zdjęciach, więc jeśli i Wy nie zgadliście, to nie przejmujcie się za bardzo. W poniedziałek Kasia najpierw stworzyła projekt makijażu dla Feniksa, a gdy zostało nam jeszcze troszkę czasu postanowiliśmy zrobić z Magdy mężczyznę:) Z taką charakteryzacją pojechaliśmy do babci Tomka do szpitala, zamysł był taki, żeby babcię troszkę rozweselić... Z początku babcia była troszkę przestraszona, kogo to Tomek przyprowadził do szpitala i dość długo nie chciała uwierzyć, że to Magda, ale w końcu pojawił się na jej twarzy uśmiech z tego powodu, a i o to chodziło:)
Natomiast Feniks będzie wyglądał tak:


Oczywiście nakrycie głowy będzie inne i nie jesteśmy jeszcze pewni koloru ust, ale ogólny projekt został zatwierdzony. Kasiu dziękujemy!


W poniedziałkowy wieczór natomiast spotkaliśmy się z naszym dobrym kolegą Mikołajem Ratajczakiem, który obecnie stacjonuje w Warszawie. Magda zna się z Mikołajem już z dziesięć lat i zawsze gdy się spotykają mają o czym rozmawiać i jest wesoło. Poszliśmy sobie nad rzekę, wychyliliśmy wino z gwinta niczym w liceum i zrelaksowaliśmy się jak na dzień wolny przystało.
Dziś natomiast, po zajęciach odwiedziliśmy jeszcze babcię w szpitalu i szybko po tym pojechaliśmy do Poznania, gdzie czekały na nas nasze stęsknione zwierzaki, którymi przez cały tydzień opiekowali się nasi przyjaciele. Jesteśmy wykończeni, ilość wrażeń z całego tygodnia przekroczyła znacznie nasze możliwości i zdecydowanie potrzebujemy odpoczynku.

środa, 5 września 2012

Zabawa w film


Cały dzień spędziliśmy w Międzyrzeczu, staramy się nacieszyć rodziną na zapas, gdyż jak wyjedziemy znów w podróż to zupełnie nie wiadomo kiedy wrócimy. Najpierw zjedliśmy drugie śniadanie u dziadków rozsmakowując się w działkowych pomidorkach, a potem pojechaliśmy do Moniki i taty Tomka, gdzie po pogaduchach i objedzie zajęliśmy się nagrywaniem kolejnego klipu do naszego pokazu. Tym razem główną rolę mieli grać Tomek z Michaliną, jednak zanim Michalina przekonała się do zabawy w aktorkę, musiała szczegółowo poznać drugą stronę kamery. Tak więc scenkę odegraliśmy wielokrotnie w najróżniejszych konfiguracjach, raz tatą był Tomek, a córką Magda, innym razem tatą była Magda, a Tomek grał córkę. W końcu Michalina pozwoliła Magdzie być operatorem kamery i sama odegrała rolę córki. Zabawa była wyśmienita!
Po kolacji Monika sprawdziła stan naszych zębów, Tomek spędził na fotelu dentystycznym godzinę, tak więc wyjechaliśmy z powrotem do Poznania dopiero po dziewiątej.
Pomimo jutrzejszego wyjazdu do Warszawy Magda postanowiła się jeszcze spotkać ze swoim przyjacielem Tomkiem Ciasiem, gdyż jak wrócimy to on akurat będzie na wakacjach i prawdopodobnie nie będzie już możliwości spotkać się przed wyjazdem z Polski.

wtorek, 4 września 2012

Złote rączki


Mieszkamy u Krzysia i Agnieszki tak często, że poniekąd czujemy, że jest to nasze mieszkanie:) Tak więc angażujemy się czasem w różne prace domowe, a Tomek sprawuje funkcję złotej rączki. Tym razem podjął się zadania konstrukcyjnego, które ma na celu stworzenie przestrzeni na świeżym powietrzu dla naszych kotów. Chodzi o siatkę osłaniającą balkon, która ma uniemożliwić kotom ewentualny skok w przepaść. Całą niedzielę aż do wyjścia na ogień Tomek spędził wraz z Krzysiem na balkonie montując konstrukcję ich własnego projektu, a Magda w tym czasie skracała na maszynie zasłony, które były tak długie, że Truskawa robił sobie z ich końcówek legowisko;)
Niedzielny ogień odbył się cudem, gdyż tuż przed wyjściem przypomnieliśmy sobie, że hula hop jest uszkodzone, a bez hula nie ma sensu nawet wychodzić z domu;) Na szczęście Magda wpadła na genialny pomysł szybkiej naprawy i udało nam się wyruszyć. Na rynku znów spotkaliśmy Grześka, Rysię, Martę i Mikołaja, pojawiła się też na chwilę niespodziewanie cała rodzinka Tomka, która akurat była w Poznaniu. Niestety same występy nie były zbyt owocne, niedzielna publiczność nie jest nastawiona na rozrywkę. Na ogniu byliśmy również dziś i dziś występy były zdecydowanie lepsze.
Pomijając parę filmów i wiele spraw które załatwiliśmy (jak to zwykle bywa kiedy jesteśmy w Poznaniu) w poniedziałek pojechaliśmy na cytadelę, Magda spotkała się z Martą na trening taneczny (taniec orientalny i burleska), a Tomek poszedł na długi spacer ze swoim bratem nadrabiając odrobinę zaległości towarzyskie.
A dziś wrócił do nas nasz kamperek, naprawiony i gotowy do wyjazdu. Będzie musiał jeszcze odrobinę poczekać, gdyż wybieramy się na tydzień do Warszawy, jednak po powrocie będziemy zbierać się do Niemiec. Po odbiorze samochodu pojechaliśmy do Kiekrza, żeby zrobić test paliw ogniowych. W listopadzie mamy pokaz w Dreźnie, który będzie odbywał się wewnątrz budynku, znaleźliśmy więc paliwo, które podczas spalania nie wydziela dymu i dziś upewniliśmy się, że faktycznie tak jest. Po testach pojechaliśmy do Kwadratu na wegańską ucztę z Krzysiem i Agnieszką i potem prosto do pracy.
W każdej wolnej chwili Magda malowała spódnicę Feniksa i można powiedzieć, że dolna część kostiumu jest wstępnie skończona. Czekają ją jeszcze małe poprawki i upiększenia, ale widać już jak to wszystko ma wyglądać:




sobota, 1 września 2012

Pozowane


Pewna wizażystka, znajoma Ireny potrzebowała na dziś modelki na targi mody i wizażu, na których na stoisku szkoły Folaronów przedstawiała swoje projekty. Irena dała jej kontakt do Magdy i tak się skończyło, że Magda dzisiaj została poddana charakteryzacji i nawet wystąpiła po raz pierwszy z levistickiem.
Targi odbywały się w Starej Rzeźni, w klimacie industrialnym ludzie przechadzali się pomiędzy licznymi stoiskami z szeroko pojętą modą. Temat ten dla nas nie jest za bardzo interesujący, jednak Magda lubi wcielać się w role, a praca z Folaronami zawsze daje dużo przyjemności (zwłaszcza z zawsze złośliwym i inteligentnym Irkiem).
Najpierw wizażystka Karolina zrobiła Magdzie makijaż, proces ten Tomek utrwalał na wideo, żeby w przyszłości Magda ewentualnie potrafiła go odtworzyć. Następnie Magda zrobiła krótki pokaz tańca z levistickiem, niestety brak odpowiedniej sceny i zapowiedzi sprawił, że ludzie nie byli szczególnie zainteresowani... Niemniej jednak doświadczenie to było jej bardzo potrzebne, niespodziewanie miała tremę, co oznacza że musi się po prostu przyzwyczaić do występów bez ognia:)
Po występie była sesja zdjęciowa:








Po wszystkim zmęczeni wróciliśmy do domu, zjedliśmy obiad z Krzysiem i Agnieszką, odpoczęliśmy chwilę i pojechaliśmy na rynek występować. Dziś znów było bardzo towarzysko. Najpierw odwiedziła nas wizażystka Karolina, która koniecznie chciała nas zobaczyć w akcji z ogniem. Oczywiście bardzo jej się podobało:) Następnie przyszli Grzesiek i Rysia i razem udaliśmy się pod pręgierz pobawić się z ogniem. Dołączył do nas Mikołaj, który pomimo kompletnego nieprzygotowania nie mógł się powstrzymać i również chwycił za sprzęt ogniowy:) Bawiliśmy się wesoło, jednak nasza publiczność również robiła się coraz weselsza, niestety pod wpływem alkoholu... W pewnym momencie pijana grupka tak rozwścieczyła Grześka, że przerwał pokaz, to był dla nas sygnał żeby zakończyć wieczór i wrócić do domu.

piątek, 31 sierpnia 2012

A Ty lubisz dynię?


Powstały dziś pierwsze klipy do naszego tajemniczego pokazu. Odwiedzili nas Kisiel (brat Agnieszki) z Karoliną i Magda miała okazję pobawić się w reżysera i operatora kamery, podczas gdy Kisiel był aktorem. Ubawiliśmy się przednio!
Na obiad zjedliśmy pyszne risotto z dynią serwowane przez szefa kuchni - Tomka, który zarazem stał się prezesem klubu „Lubię Dynię”. Na ogień niestety nie poszliśmy z powodu pogody, wieczór spędziliśmy więc w domu oddając się obowiązkom domowym i pracy.

czwartek, 30 sierpnia 2012

W wir spotkań


Minęły kolejne trzy dni załatwiania spraw i pracowania w Poznaniu. Udało nam się dwa razy pójść na ogień, niestety we wtorek musieliśmy zostać w domu, znów z powodu pęcherza Magdy... Środowe występy były mocno skoncentrowane na towarzyskiej stronie występów ulicznych. Irena, jako nasza najwierniejsza wielbicielka przyprowadziła swoją znajomą, razem z którą obejrzała wszystkie trzy nasze pokazy. Niestety znajoma nie do końca przypadła do gustu Magdzie, gdyż jako jasnowidz przypisała sobie prawo do komentowania bardzo prywatnych spraw, nie pytana... Szybki sposób na obudzenie ostrej i groźnej Magdy;) Na rynku pojawili się też Marta i Mikołaj, którzy odświeżyli atmosferę serwując nam konstruktywną krytykę dotyczącą naszych pokazów:) Bardzo dziękujemy, zwłaszcza Majkiemu za wyważony dobór słów:P Mieliśmy też okazję trochę poznać Grześka i Rysię, inną parę ogniarzy z Poznania, którzy tak jak i my próbują podróżować i utrzymywać się z występowania. Było wesoło:) Grześ i Rysia pojawili się również dzisiaj, jednak nasz wieczór został przerwany nadchodzącą burzą, tak więc jam session które próbowaliśmy uskutecznić ograniczyło się do kilku utworów.
Poza pracą i naszymi pozostałymi, standardowymi zajęciami Magda uczyła się od Krzysia jak nagrywać filmy, gdyż w najbliższej przyszłości planujemy nagrać kilka krótkich klipów, które chcemy później wykorzystać w pewnym pokazie. W środę Tomek zaprowadził naszego kamperka do mechanika na poważną naprawę, która pewnie zajmie kilka dobrych dni. Postanowiliśmy też zaopatrzyć się w czytnik ebooków, w końcu elektroniczne książki zajmują dużo mniej miejsca niż papierowe i można ich mieć ze sobą na wyjeździe bardzo wiele:) A dziś mieliśmy bardzo przyjemne spotkanie z mamą Agnieszki, która odwiedziła nas (chociaż podejrzewamy, że bardziej chodziło o Collette:) ) i przywiozła ze sobą pyszne wegańskie ciasto własnej roboty, mniam!

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Magia sławy;)


Kolejny dzień minął nam na pracach, Tomkowi w mieście na załatwianiu spraw, a Magdzie w domu na rozciąganiu i sprzątaniu. Pogoda na pokazy popsuła się zupełnie i gdyby nie umówione spotkanie pewnie wcale byśmy na rynek się nie wybrali.
Spotkanie o którym mowa było dość niecodzienne, przynajmniej dla nas;) Pewna dziennikarka, znajoma mamy Magdy zapragnęła zrobić z nami wywiad. Historie opowiadane przez Irenę zafascynowały ją na tyle, że wielce podekscytowana przez ponad dwie godziny wypytywała nas o nasze życie, a było co opowiadać. Oczywiście jak na dziennikarkę przystało najbardziej interesowały ją pikantne szczegóły z historii naszego życia, których niestety wiele jej nie dostarczyliśmy (żadnych ciężkich przejść z narkotykami ani prób samobójczych;) ). Niemniej jednak wynotowała sobie mnóstwo faktów, a po wywiadzie zrobiliśmy specjalnie dla niej pokaz, na który ściągnęła nawet fotografa. Wszystkie ogródki były pozasłaniane z powodu zimna, więc występ odbył się pod pręgierzem, mimo to był wyjątkowo udany i zabrała się spora publiczność, która przyczyniła się do magicznej atmosfery. Dziennikarka zachwycona obiecała, że pojawimy się w następny poniedziałek na portalu internetowym dla którego pisze, zobaczymy co z tego wyjdzie;)

niedziela, 26 sierpnia 2012

Reorganizacja


Minął cały tydzień intensywnej pracy oraz intensywnych spotkań:) Tomek wiele czasu spędził na pracach związanych z kamperem. Elektryk samochodowy, przegląd instalacji gazowej, porządki oraz demontowanie i malowanie frontów szafek, żeby były białe i sprawiały wrażenie przestrzenności.
Magda momentami miała trochę problemów z produktywnym wykorzystaniem czasu, niemniej jednak i tak udało jej się kilka razy rozciągać (raz nawet razem z Tomkiem) i poczynić pewien postęp w malowaniu spódnicy. Wykorzystała też każdą możliwość, żeby rozmawiać z Agnieszką, która na szczęście spędza dnie w domu i przez Magdę poziom produktywności Agnieszki spadł znacząco (chociaż Tomek też miał w to swój wkład). Spotkała się ze swoim przyjacielem Tomkiem Ciasiem, z którym jak zwykle przegadała wiele godzin na mniej lub bardziej poważne tematy. Postanowiła tez zadbać o swoje zdrowie, gdyż częste zapalenia pęcherza zrujnowały nam pracę w tym sezonie. Tak więc była na badaniu moczu i krwi oraz u urologa, który nie był bardzo pomocny i jej stan zdrowia skwitował zdaniem „taką ma pani naturę”. Korzystając z tego, że jesteśmy w Poznaniu Magda odwiedziła również ginekologa oraz poszła na badanie organizmu metodą medycyny naturalnej, które dało jej dużo lepszy pogląd na stan jej organizmu niż wizyta u konwencjonalnego lekarza. Dzisiaj natomiast jej zła organizacja i rozkojarzenie miało swoje negatywne skutki, gdyż Magda zapomniała o dawno wyczekiwanych warsztatach tańca tribal fusion i spóźniła się na nie prawie dwie godziny...
Staraliśmy się jak najwięcej pracować na rynku, jednak z powodu pogody udało nam się to tylko trzy razy. Dwa razy Irena i Andrzej wraz ze swoimi znajomymi byli naszą najwierniejszą publicznością, chodząc od knajpy do knajpy za naszymi pokazami:)
Wieczory w które nie pracowaliśmy spędziliśmy na spotkaniach towarzyskich, w tym na oglądaniu filmów z Krzysiem i Agnieszką. W poniedziałek Irena i Andrzej odwiedzili nas w mieszkaniu Krzysia i Agnieszki i spędziliśmy z nimi przemiły czas świętując sprzedaż działki i ciesząc się swoim towarzystwem. Niestety wieczór skończył się dość tragicznie, gdyż Truskawa postanowił skorzystać z toalety poza kuwetą tym samym niszcząc kanapę i fotel... Ten incydent zatruł nam nie tylko jeden wieczór, gdyż później spędziliśmy dużo czasu na bezskutecznych próbach odratowania mebli naszych przyjaciół...

niedziela, 19 sierpnia 2012

Kochani w Poznaniu:)


Pierwsze dwa dni w Poznaniu spędziliśmy w Kiekrzu. Nadrobiliśmy trochę towarzyskie zaległości z Ireną i Andrzejem (śniadanie w ogrodzie!) oraz skorzystaliśmy z narzędzi i innych dobrodziejstw stacjonarnego domu. Obydwa wieczory pracowaliśmy na rynku, chociaż niezbyt to była udana praca. Wczoraj była po prostu sobota, czyli pod pewnymi względami najgorszy dzień na wieczorne występy, a dzisiaj mieliśmy poważne opóźnienie, gdyż Collette wymknęła się Andrzejowi między nogami i buszowała po lesie kilka godzin, w związku z czym nie można było wyjechać.
Magda dzisiaj spotkała się z Kasią, której nie widziała już od bardzo dawna. Kasia zajmuje się między innymi profesjonalną charakteryzacją i tak się złożyło, że Magda miała okazję zobaczyć jak rodzi się drag queen. Kasia zgodziła się na zaprojektowanie makijażu dla Feniksa, który powstanie w Warszawie na początku września, gdyż będziemy odwiedzać stolicę w tym okresie, a Kasia tam teraz mieszka.
Wieczorem po pokazach w końcu wylądowaliśmy u Krzysia i Agnieszki:) Ciężko opisać jak bardzo zawsze tęsknimy za tymi dwoma ludkami, ilekroć spotykamy się ponownie mamy mnóstwo tematów do omówienia i jeszcze więcej bliskości i kontaktu do nadrobienia. Niestety oba Rumburaki jutro planują wcześnie wstać, więc zaspokoiliśmy tylko pierwszą potrzebę rozmowy i ostatecznie poszliśmy spać.

piątek, 17 sierpnia 2012

Welcome back


Przespaliśmy się tylko trzy godziny i ruszyliśmy dalej w stronę Międzyrzecza, technicznie to Magda wcale nie przestała spać, tylko przeniosła się z łóżka na kanapę;) Na miejscu zjedliśmy śniadanie z tatą Tomka, Kacprem i Michaliną i w ekspresowym tempie polecieliśmy do dziadków, gdzie zastaliśmy również Danusię. Spędziliśmy ciepły czas z rodziną, który był zarazem wzruszający i wesoły.
Nasze plany na dzisiejszy dzień były bardzo ambitne, ruszyliśmy więc dalej do Grodziska, gdzie znów przenieśliśmy część klamotów do i z piwnicy. Pozbyliśmy się też jednej kanapy z naszego salonu, gdyż mamy plan zrobić tam legowisko dla Collette (koniec leżenia w przejściu).
Następnie dojechaliśmy w końcu do Poznania, zaparkowaliśmy w centrum i czym prędzej popędziliśmy na pokazy:D Jak miło było znów wystąpić w Poznaniu! Zaczęliśmy oczywiście od naszej ulubionej Brovarii, gdzie publiczność jak zwykle przyjęła nas entuzjastycznie, a Tomek miał znów przyjemność zapowiadać pokazy po polsku. Zrobiliśmy w sumie pięć występów, niestety pod koniec było już niezbyt przyjemnie, gdyż jak to w piątkowy wieczór bywa poziom alkoholu we krwi naszej publiczności wzrastał z każdą minutą.
W końcu, po północy zebraliśmy się z rynku i pojechaliśmy do Kiekrza, gdzie do trzeciej w nocy gadaliśmy sobie w najlepsze z mamą Magdy.

czwartek, 16 sierpnia 2012

W miejskiej dżungli


Jak wiadomo, po drodze do Poznania zawsze jest Berlin. Nie możemy powiedzieć, że szczególnie lubimy to miasto, jest dla nas po prostu za duże, dlatego postanowiliśmy spędzić tu jak najmniej czasu, tak żeby akurat załatwić wszystkie sprawy. Gdy udało nam się zaparkować jakieś dziesięć kilometrów od centrum, wskoczyliśmy na skuter i rzuciliśmy się w dżungle ruchu samochodowego. Większość dnia spędziliśmy wdychając berlińskie spaliny i szczerze mówiąc nie był to najprzyjemniejszy z dni. Jedyna sprawa jaką udało nam się załatwić to zakup wegańskich butów dla Magdy w jedynym znanym nam sklepie z wegańskim obuwiem, pozostałe sprawy zakończyły się fiaskiem. Wieczorem spotkaliśmy się z naszym znajomym Oliverem, który w zeszłym roku pracował z nami w Funkelstadt jako opowiadacz bajek i dyrektor cyrku, w którym gwiazdą była oczywiście die Feuerprincessin:)


Spędziliśmy z nim przemiły wieczór wspominając wspólną pracę i rozmawiając o wszystkim i o niczym. Było nam się bardzo ciężko rozstać i pewnie gdyby nie to, że umówiliśmy się na jutro u rodziny Tomka, zostalibyśmy dłużej.
Po północy opuściliśmy Berlin i dojechaliśmy do granicy, gdzie zatrzymaliśmy się na nocleg.

środa, 15 sierpnia 2012

Szkoda gadać


Taki dzień na blogu powinien być zastąpiony pustą stroną, gdyż na suchary szkoda tracić czasu. Powiemy tylko tyle, że Magdę dopadła chandra i nic się z nią nie dało zrobić, a szczególnie nie dało jej się wysłać do pracy... Lipsk będzie musiał poczekać na swoją kolejną szansę do następnego razu, gdyż wieczorem wyjechaliśmy - kierujemy się bardzo konkretnie w kierunku Poznania, gdyż mamy tam różne sprawy do załatwienia i chcemy skorzystać z dobrodziejstw występowania w naszym mieście;) No i oczywiście czekają tam na nas nasi bliscy:)

wtorek, 14 sierpnia 2012

Lipska lipa


Gdy już dotarliśmy do Lipska i zaparkowaliśmy na miejscu znalezionym podczas ostatniego pobytu w tym mieście, Tomek ruszył do centrum pracować, a Magda zupełnie oddała się pracowaniu nad strojem. Tomek wrócił do domu zadowolony, publiczność ciepło go przyjęła, co sprawiło, że przyjemnie mu się pracowało, a czas szybko minął. Wieczorem udaliśmy się razem do miasta aby robić pokazy ogniowe, niestety od ostatniego występu minęło trochę czasu i zupełnie przeliczyliśmy się z czasem, dotarliśmy na miejsce godzinę po zmroku... Zrobiliśmy tylko jeden pokaz przed mało zainteresowaną publicznością i wróciliśmy do domu, gdyż z powodu braku widowni kolejne występy nie miały by sensu. Mamy nadzieję, że jutro będzie lepiej.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Latająca różdżka


Wspólne rozciąganie zawsze sprawia nam wielką satysfakcję, Magda cieszy się, że skłoniła Tomka do rozruszania swojego ciała, a Tomek... No cóż, Tomek cieszy się, że rozruszał trochę swoje ciało:) Po tak wspaniale rozpoczętym dniu Magda pojechała do miasta przekonać się jak Weimar przyjmie jej pokazy z levistickiem i jak się okazało, przyjął je świetnie:) Również Magda bardzo pozytywnie przyjęła to miasto, do tego stopnia, że prawdopodobnie nie pozwoli żebyśmy przejechali przez nie kiedykolwiek bez występowania;) Zdarzył się jej też malutki wypadek, otóż podczas jednego z występów zerwała się (lub rozwiązała) żyłka od levisticka... Niestety trzeba było przerwać pokaz, gdyż bez żyłki tańczyć się nie da... Publiczność była nieco zawiedziona, ale zareagowała dość wyrozumiale. Magda musiała kupić igłę, żeby móc nawlec nową żyłkę, wyposażenie które odtąd zawsze będzie miała przy sobie.
Podczas gdy Magda pracowała Tomek korzystał z dobrodziejstw pobliskiego McDonaldsa i nie mamy tu na myśli jedzenia, a wieczorem wyruszyliśmy znów w trasę, tym razem za cel obierając Lipsk.

niedziela, 12 sierpnia 2012

Lśniąca gwiazda


Eisenach opuściliśmy zaraz po śniadaniu i po krótkiej podróży dotarliśmy do słynnego ze swej historii miasta Weimar. Pogoda była przednia, słoneczko świeciło, więc gdy tylko zaparkowaliśmy w dogodnym miejscu Tomek ruszył skuterem na rekonesans i statuowanie, a Magda spokojnie oddała się pracy nad strojem feniksa oraz rozciąganiu. Stara część miasta jest faktycznie ładna, a jego historia przyciąga odwiedzających nie tylko z Niemiec, ale również z całego świata. Turyści bardzo pozytywnie reagowali na niebieskiego piosenkarza, tak więc Tomek miał całkiem przyjemny dzień w pracy:)
Wieczór spędziliśmy oglądając ekranizację The Shining, powieści którą oboje niedawno przesłuchaliśmy i bardzo nam się podobała.

sobota, 11 sierpnia 2012

Wprowadzamy zamieszanie.


Do Eisenach dotarliśmy około południa i dzięki objazdowi spowodowanemu trwającym rajdem, tuż przed wjazdem do miasta znaleźliśmy zaciszny i bardzo nam odpowiadający parking otoczony dziką zielenią. Było tam tak bezpiecznie i przyjemnie, że wypuściliśmy na wolność nawet naszego kocura, który bardzo się ucieszył z tej nieoczekiwanej swobody.


Po obiedzie ruszyliśmy skuterem do pracy na podbój nieznanej nam mieściny. Okazało się, że jest tam tylko jeden deptak, na którym są ludzie i warto tam występować. Rozstawiliśmy się w niedalekiej od siebie odległości, Magda występowała z levistickiem, a Tomek odgrywał żywą statuę. Pokaz Magdy zrobił furorę i nie ma się tu co dziwić, gdyż występy z levistickiem są raczej niespotykane, a dodatkowo Magdy wykonanie naprawdę zachwyca ludzi. Tomek również wzbudzał niemałe zainteresowanie przechodniów i z pewnością mieszkańcy byli dziś zaskoczeni taką ilością rozrywki na jeden raz.


Niestety Eisenach jest zbyt małym miastem aby zostać w nim dłużej i występować kolejne dni, tu się zwyczajnie nic nie dzieje, a w sobotę około osiemnastej deptak pustoszeje. Dlatego też po powrocie z występów w trakcie objadania się naleśnikami i rozkoszowania widokiem z okna, zdecydowaliśmy o porannym wyjeździe następnego dnia. Jako cel obraliśmy miasto Weimar.

piątek, 10 sierpnia 2012

Garbate szczęście


Czekanie na festyn okazało się zupełnie złym pomysłem. Nie przyciągnął on tłumów ludzi rządnych rozrywki, pojawiło się za to sporo weekendowych artystów ulicznych, którzy uprzedzili Tomka i zajęli najlepsze miejsca. Jak w końcu Tomek doczekał się swojej kolejki, to zostało niewiele czasu na pracę, a ludzie byli już nasyceni.
Magda kolejny dzień malując spódnicę dorobiła się już małego garba, a końca nadal nie widać... Nie spodziewaliśmy się, że to będzie tyle pracy.
Po południu spakowaliśmy nasze rzeczy, uzupełniliśmy zapas wody i późnym wieczorem ruszyliśmy znów w trasę, obierając jako cel miasteczko Eisenach, gdzie w czasach DDR`u produkowano limuzyny o nazwie Wartburg. Byliśmy jednak tak zmęczeni całym dniem, że jak to w naszym zwyczaju zatrzymaliśmy się na nocleg po przejechaniu tylko części drogi.

czwartek, 9 sierpnia 2012

Never ending story


Od jutra w Fuldzie ma się odbywać festyn miejski, w związku z tym postanowiliśmy zostać jeszcze dłużej i zobaczyć jak wyjdzie z występowaniem. Dziś jednak Tomek potrzebował odpoczynku, trzy dni intensywnej pracy pod rząd to dość sporo dla mięśni statuy. Zajął się więc korzystaniem z internetu i domowymi obowiązkami. Magda cały dzień spędziła na malowaniu spódnicy, niestety pod wieczór jej pęcherz znów dał o sobie znać... Czy to się nigdy nie skończy?

środa, 8 sierpnia 2012

Prawdziwa gwiazda


Piękna, słoneczna pogoda w końcu wyciągnęła Magdę do miasta. Po tym jak popracowała trochę przy komputerze dołączyła do Tomka, który od rana statuował na starówce. Kolejny raz jego praca była czystą przyjemnością. Co chwilę zbierał się wokół niego tłumek podziwiających przechodniów, spośród których oczywiście najlepsze były dzieci. Było dużo śmiechu, szeroko otwarte buzie na widok ożywającego pomnika, upewnianie się o cielesności piosenkarza (najczęściej empirycznie, poprzez dotyk) i niezliczona ilość zdjęć, w tym jedno zdjęcie dziecka siedzącego na nogach statuy:) Nawet podczas przerwy Tomkowi nie dawano spokoju.


Zarówno miasto jak i pałacowy park przypadły Magdzie do gustu, przejechała się rowerem po okolicy znikając na tle zieleni niczym kameleon.



Dostaliśmy dziś pierwszą propozycję logo od Chrisa, grafika poznanego w Stuttgarcie. Logo jest dalekie od ideału, ale ma coś w sobie. Czekamy na dalsze propozycje z niecierpliwością:)