Tomek poszedł rano na
długi spacer z Collette i spotkał starego znajomego (Tomek kiedyś
studiował na granicy więc są to jego tereny), który radośnie
oznajmił mu, że parze innych znajomych, Kaśce i Łukaszowi w nocy
urodziło się dziecko. Po południu Tomek zadzwonił do nich żeby
im pogratulować, a oni zaprosili go do siebie na chwilę, gdyż
bardzo rzadko jest okazja żeby się spotkać. Wieczorem więc Tomek
poszedł świętować i podziwiać nowo narodzoną córeczkę
znajomych. Bardzo to było wesołe spotkanie:)
W ciągu dnia natomiast
próbowaliśmy zrobić coś z naszym kamperem... Popytaliśmy
taksówkarzy, którzy pokierowali nas do pana Józka, emerytowanego
mechanika z warsztatu PKS mieszkającego w sąsiedniej miejscowości.
Najpierw wydawało się, że nie ma nikogo w domu, stanęliśmy więc
kamperem pod bramą i zajęliśmy się domowymi sprawami w
oczekiwaniu na powrót gospodarza. Gdy mieliśmy się zabierać za
jedzenie obiadu, Tomek chciał schować segregator do szafki nad
głową Magdy i jeden z segregatorów spadł uderzając w miskę z
jedzeniem i rozchlapując sos wszędzie naokoło. W tym momencie
pokryta sosem Magda zauważyła pana Józka, który wytoczył się ze
swojego domu. Tomek czym prędzej wybiegł mu na spotkanie, a Magda
została z sosem, segregatorem i ochlapanym komputerem.
Pan Józek wyglądał
zupełnie jak żywe zwłoki, jednak był bardzo miły i pomocny.
Zajrzał pod maskę i stwierdził, że jest to sprawa elektryczna nie
wymagająca naprawy, po prostu lampka świeci się gdyż jakieś
kabelki źle się łączą. Urządzenie za które lampka ta jest
odpowiedzialna już dawno było zepsute i odłączone, więc nie
mogło zepsuć się znów;) Diagnoza ta, jakże kusząca nie
przekonała nas jednak. Postanowiliśmy zostać w Słubicach do jutra
i zasięgnąć porady w warsztacie samochodowym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz