czwartek, 16 sierpnia 2012

W miejskiej dżungli


Jak wiadomo, po drodze do Poznania zawsze jest Berlin. Nie możemy powiedzieć, że szczególnie lubimy to miasto, jest dla nas po prostu za duże, dlatego postanowiliśmy spędzić tu jak najmniej czasu, tak żeby akurat załatwić wszystkie sprawy. Gdy udało nam się zaparkować jakieś dziesięć kilometrów od centrum, wskoczyliśmy na skuter i rzuciliśmy się w dżungle ruchu samochodowego. Większość dnia spędziliśmy wdychając berlińskie spaliny i szczerze mówiąc nie był to najprzyjemniejszy z dni. Jedyna sprawa jaką udało nam się załatwić to zakup wegańskich butów dla Magdy w jedynym znanym nam sklepie z wegańskim obuwiem, pozostałe sprawy zakończyły się fiaskiem. Wieczorem spotkaliśmy się z naszym znajomym Oliverem, który w zeszłym roku pracował z nami w Funkelstadt jako opowiadacz bajek i dyrektor cyrku, w którym gwiazdą była oczywiście die Feuerprincessin:)


Spędziliśmy z nim przemiły wieczór wspominając wspólną pracę i rozmawiając o wszystkim i o niczym. Było nam się bardzo ciężko rozstać i pewnie gdyby nie to, że umówiliśmy się na jutro u rodziny Tomka, zostalibyśmy dłużej.
Po północy opuściliśmy Berlin i dojechaliśmy do granicy, gdzie zatrzymaliśmy się na nocleg.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz