Jutro przyjeżdża do Drezna mama Magdy
z Andrzejem żeby zobaczyć przedpremierowy pokaz Feniksa. Specjalnie
na ich przyjazd stanęliśmy na głowie, żeby ze wszystkim zdążyć.
Przede wszystkim napotkaliśmy problem,
który na pierwszy rzut oka wydawał się bardzo trudny do
rozwiązania. Jest listopad, bardzo zimno na dworze, pokaz jest
zaprojektowany do wnętrza, ma być tańczony na parkiecie. Jedna
część choreografii ma być tańczona całkowicie na podłodze,
czyli na kolanach, plecach itd. Jak taki pokaz zrobić na świeżym
powietrzu, w stroju o jasnych kolorach? Na jakimś parkingu? W KOKu
jedyny teren jaki mamy dostępny to trawnik, który o tej porze roku
jest miejscami zabłocony... Na szczęście KOK, jako uczelniany
squat jest swego rodzaju graciarnią:) Znaleźliśmy tam wielką,
starą tablicę, taką na której można pisać kredą. Codziennie
wynosiliśmy ją na dwór i podczas prób część ze świecznikami
Magda tańczyła na niej:) Tablica sprawdziła się genialnie,
wprawdzie jest odrobinę za mała, ale jest to zupełnie
wystarczająca imitacja. Resztę pokazu Magda tańczy już normalnie
na trawniku. Tak więc pokaz jest gotowy. Skończyliśmy konstruować
koronę, Tomek zmienił kewlar na ostatnim już sprzęcie ogniowym,
Magda skończyła szyć kostium i naniosła ostatnie poprawki na
muzykę. Dzisiejsza próba w końcu wyszła nam całkiem dobrze,
chociaż do ideału to jeszcze daleko:) Z próbami to mieliśmy
wczoraj ciekawą sytuację... Normalnie staramy się robić je w
miarę wcześnie, gdyż po zmroku jest po prostu bardzo zimno i nawet
ogień niewiele pomaga. Wczoraj próby nam się nieco przeciągnęły
i trzecia z kolei wypadła jak już było ciemno. W pewnym momencie,
pod koniec usłyszeliśmy straszliwy wrzask. Pewna pani mieszkająca
w bloku obok wychyliła się z okna i darła się wniebogłosy żebyśmy zgasili ten ognień! Brzmiało to zupełnie tak jakby
rozdzieraną ją kołem do tortur i niestety Tomek się tą
sytuacją bardzo zestresował... Poza próbami ogniowymi raz
przetrenowaliśmy pełny makijaż wraz z bodypaintingiem i wyszło
dobrze, chociaż całość zajęła nam prawie cztery godziny...
Niestety wczoraj Magda poczuła
nadchodzące przeziębienie... Na szczęście na razie udało jej się
ugasić pożar, zastosowała wszystkie metody medycyny
naturalnej jakie były dostępne i dzisiaj czuła się już całkiem
nieźle, chociaż powinna teraz się bardziej oszczędzać. Poza
przeziębieniem musiała borykać się z falami spadku motywacji i
lenistwa (prawdopodobnie bardzo wygodna kanapa w KOKu ma z tym
związek), jednak nie powstrzymało ją to wszystko od regularnego
rozciągania, do którego Tomek nawet raz dołączył:)
Nasze życie towarzyskie oczywiście
nie zostało odsunięte na drugi plan;) Filip i Uwe są stałymi
bywalcami u nas w kamperze, a my czas wolny często spędzamy po
prostu w KOKu. Niestety w ostatnich dniach atmosfera się troszkę
zmieniła... Gizela (starsza pani, która tu mieszka) jest bardzo
zestresowana naciskiem ze strony uczelni i to prawdopodobnie sprawia,
że tak trudno się z nią porozumieć...
Jakiś czas temu Magda zwolniła tego
grafika, którego poznaliśmy latem i który miał zaprojektować
logo Art Of Passions. Niestety facet zupełnie nie umiał trafić w
jej gust i co najgorsze, nie był przygotowany na krytykę... W
międzyczasie znalazł się nowy grafik, który z jednej strony jest
bardzo płodny, ale z drugiej strony wszystkie projekty, które
wysyła są... Po prostu kiczowate... Na szczęście ten facet znosi
każdą ilość krytyki z Magdy strony, co więcej wysyła wtedy
kolejne projekty z nowym zapałem:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz