sobota, 20 października 2012

Napięcie rośnie


Minęły ponad dwa tygodnie, które w większości spędziliśmy na intensywnych przygotowaniach do pokazu Feniksa. Magda wykończyła spódnicę i top oraz uszyła i pomalowała chustę dla Feniksa, jeśli chodzi o kostium to pozostało tylko uszyć szary płaszcz, który ma symbolizować popiół. Napisała następne choreografie na parasol, skrzydło i hula hop, do zrobienia jest jeszcze najtrudniejsza część, czyli świeczniki. Najtrudniejsza dlatego, że Magda wymyśliła, że będzie ją w całości tańczyć na podłodze, a nigdy jeszcze w ten sposób nie tańczyła, więc będzie musiała się nauczyć;) Wszystkie gotowe choreografie są już technicznie opanowane, najwięcej pracy było z hula hop, gdyż utwór jest bardzo szybki i wszystkie tricki w szybszym tempie są trudniejsze do wykonania.



Zaprojektowaliśmy mini bodypainting, który Tomek przed występem namaluje na Magdzie. Wykonanie takiego makijażu na ciele zajmuje Tomkowi około dwie godziny, mamy już za sobą sześć takich posiedzeń, z którego pierwsze były mniej lub bardziej nieudanymi próbami. Tomek będzie musiał jeszcze trochę poćwiczyć, żeby nie było żadnych niespodzianek w dzień pokazu. Do tego wszystkiego Magda nie zaprzestała rozciągania i treningów siłowych, utrzymując stałą liczbę pięciu treningów tygodniowo, z których co drugi zawiera w sobie ćwiczenia na mięśnie (sześciokrotnie nawet Tomek się do niej przyłączył). Pojawił się też mały problem, mianowicie występ ma się odbyć na sali z parkietem, a Magda planuje tańczyć boso, obawiamy się jednak drzazg... Magda spędziła kilka godzin na poszukiwaniu wegańskich baletek lub tak zwanych napalcówek w kolorze cielistym, które chroniłyby jej stopy, jednak jedyna firma produkująca takie obuwie jest w USA... Tomek pomagał Magdzie jak tylko mógł przejmując od niej wszystkie zadania, których nie musiała wykonać osobiście. Tak więc dwukrotnie pojechał do miasta kupić niezbędne rzeczy: parasol z włókna szklanego żeby zrobić parasol treningowy (który ostatecznie dostał za darmo), farbki do ciała i szary materiał. Do tego zajmował się w dalszym ciągu sprzętem ogniowym, skonstruował nowe, mniejsze hula hop (mniejsze, żeby się szybciej kręciło), parasol treningowy obciążony tak, jak parasol ogniowy i stojak na parasol, żeby w trakcie występu Magda mogła postawić płonący parasol w pozycji pionowej. Przejął też większość obowiązków domowych, chociaż Magda nadal stara się robić tyle ile tylko może i nie zostawiać całej brudnej roboty Tomkowi. Rozpoczęliśmy też próby, najpierw testowaliśmy paliwa i długość palenia się rekwizytów (niestety nasze niedymiące się paliwo pali się krócej i ma brzydszy płomień), następnie zrobiliśmy trzy próby bez ognia i jedną ogniową, omijając na razie część ze świecznikami. Oczywiście bardzo wiele prób jeszcze przed nami.
Tak przedstawiało się nasze główne zajęcie, jednak pokaz Feniksa nie był jedyną rzeczą jaką się zajmowaliśmy;) Tomek czterokrotnie próbował statuować, jednak za każdym razem został przedwcześnie wykurzony przez pogarszającą się pogodę, w tym bardzo zimny, jesienny wiatr. Było też trochę papierkowej roboty związanej z zatrudnieniem w Funkelstadt – podpisaliśmy i odesłaliśmy umowę (postęp w stosunku do zeszłego roku, wtedy umowę podpisywaliśmy dopiero po kilku dniach pracy...), a Tomek zorientował się w sprawie niemieckich podatków, gdyż w tym roku Magda będzie się rozliczać w Niemczech. Jeśli chodzi o Funkelstadt, Magda i Georg przygotowali propozycję kolejności rekwizytów w pokazie, ma to być wzięte pod uwagę przy komponowaniu muzyki. Tomek mógł się sprawdzić jako złota rączka nie tylko przy konstrukcji sprzętu ogniowego, trzeba było naprawić okno dachowe w kamperze gdyż pękła rączka służąca do otwierania.
Mieliśmy też stres związany z parkowaniem... Po tym jak trzy tygodnie temu ochrona poprosiła nas o opuszczenie terenu uniwersytetu, Uwe zadzwonił gdzie się dało i odkrył, że nie może dostać dla nas pozwolenia, gdyż oficjalnie każdy może tu parkować. Jednak w międzyczasie pojawił się przy wjeździe zakaz parkowania... Musieliśmy więc opuścić teren i było nam z tego powodu bardzo smutno, gdyż nasza sielanka w tym miejscu dobiegła końca. Stanęliśmy kamperem tuż za płotem w taki sposób, że mogliśmy dociągnąć kabel do gniazdka w budynku, jednak po kilku dniach Anne (koleżanka z KOKu) powiedziała nam, że widziała jakieś osoby fotografujące naszego kampera i kabel... Po jakimś czasie przyszło oficjalne pismo do studentów z KOKu zakazujące nam czerpania prądu z budynku... Od tego momentu mamy ciągłe problemy z brakiem prądu. Próbowaliśmy parkować w różnych miejscach, żeby nasz panel słoneczny złapał jak najwięcej słońca, jednak o tej porze roku jest to niewystarczające nawet na samą pompę wodną i światło. Dzisiaj byliśmy już na tyle zdesperowani, że mimo wszystko postanowiliśmy podłączyć się po zmroku na kilka godzin. Mieliśmy pecha i ochrona przyłapała nas po dwóch godzinach, na szczęście byli mili i pozwolili nam ładować akumulatory jeszcze przez godzinę. Oto widoki z dachu kampera po zmianie parkingu:




Cały stres i zapracowanie zaowocowało w ostatnim czasie dużą ilością ciężkich i poważnych rozmów między nami. Niestety ilość nieporozumień drastycznie wzrosła, chociaż oboje staramy się jak najspokojniej do tego wszystkiego podchodzić. Dbamy o rozrywkę i wspólnie spędzony czas, chodzimy na spacery, oglądamy filmy i gramy w gry planszowe. Magda w wolnych chwilach edukuje się w dziedzinie rodzicielstwa, temat ten przewija się zresztą coraz częściej – dla przykładu Uwe ostatnio nam oznajmił, że będzie ojcem:) Jeśli chodzi o Uwe, regularnie spotykamy go w KOKu i zawsze znajdujemy krótszą lub dłuższą chwilę żeby z nim pogadać, a jutro z jego inicjatywy organizujemy warsztaty kuglarskie:D Często spotykamy się też z Filipem, który ma w zwyczaju odwiedzać nas w kamperze na herbatkę i rozmowy. Zaskakująco Georg przestał się u nas pojawiać, Magda nie proponuje mu spotkań, gdyż zwyczajnie nie ma na spotkania czasu. W końcu (chyba pierwszy raz) on wyszedł z inicjatywą i spotkaliśmy się dzisiaj po raz pierwszy od ponad dwóch tygodni i było jak zwykle bardzo wesoło! Jeśli chodzi o znajomych, około półtora tygodnia temu Grzesiek i Rysia odwiedzili nas w kamperze tuż przed powrotem do Polski po trasie ogniowej. Siedzieliśmy tak sobie, gawędziliśmy i jakoś tak wyszło, że zaczęliśmy opowiadać o Funkelstadt. Grzesiek i Rysia się tym tematem bardzo zainteresowali, do tego stopnia, że chcą tam pracować:) Wprawdzie stanowiska tancerzy ognia są już zajęte, ale w Funkelstadt jest też dużo innej pracy dla artystów. Wczoraj znów przyjechali do Drezna i niespodziewanie wpadli nas odwiedzić w KOKu. Spędziliśmy z nimi czas do późna rozmawiając o rodzicielstwie (w zasadzie można powiedzieć, że to Magda i Grzesiek prowadzili rozmowę), a jutro dołączą do nas na warsztatach kuglarskich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz