Stuttgart przywitał nas
deszczową pogodą, więc o statuowaniu nie było mowy. Zamiast tego
podsumowaliśmy nasz wyjazd do Włoch i wyszło na to, że nad
jezioro Garda możemy jechać co najwyżej na wakacje. Zrobiliśmy
przegląd sprzętu ogniowego, a Magda trenowała i przygotowywała
się do włączenia nowego elementu do występów, czyli tańca z
parzydełkami. Zrobiła też podejście do połykania ognia, ale
będzie musiała jeszcze trochę poćwiczyć zanim sztukę tę
wprowadzi do pokazów.
Na szczęście po południu
zupełnie się wypogodziło, więc po kilku przymiarkach
zapakowaliśmy się pierwszy raz z całym sprzętem ogniowym na
skuter – wyszło lepiej niż się tego spodziewaliśmy.
Gdy wieczorem dotarliśmy
do centrum, okazało się, że równocześnie w bezpośrednim
sąsiedztwie odbywają się dwie imprezy na świeżym powietrzu.
Przed zamkiem trwał koncert jazzowy z Katie Melua jako główną
atrakcją, a tuż obok odbywał się rybny festyn, gdzie lejące się
piwo urozmaicało gościom objadanie się.
Niestety te dwa wydarzenia
zabrały nam dwie dobre knajpy do występowania, nie mówiąc już o
poziomie hałasu... Zanim znaleźliśmy jakieś miejsce na pokaz
minęło sporo czasu, na szczęście wprowadziliśmy kolejną
innowację i cały nasz ekwipunek woziliśmy ze sobą na skuterze.
Udało nam się zrobić
trzy pokazy, przy czym ostatni odbył się już po północy i był
bardziej dla zabawy niż zarobku. Poznaliśmy też dwóch podrywaczy,
którzy nie kryli się z tym, po co przyszli do miasta. Magda nie
przepuściła okazji, żeby sobie z nich pokpić, zwłaszcza gdy
opowiadali o swoich sposobach na dziewczyny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz