Jesteśmy głęboko
przekonani, że jeżyny nigdy się nie skończą, co więcej bardzo
nam się to podoba! Dziś rano Tomek obudził Magdę dwoma
kilogramami świeżo zebranych owoców, które (nie wszystkie
oczywiście) zjedliśmy z (sojowym) jogurtem na śniadanie:D
Naładowana tą owocową
energią Magda popędziła do pracy, nowy kostium sprawdził się
doskonale, jednak po ponad godzinie tańczenia Magdę zaczęła boleć
głowa, prawdopodobnie od upału.
Po południu
zastanowiliśmy się porządnie nad naszą sytuacją i doszliśmy do
wniosku, że Karlsruhe nie jest najlepszym miejscem do pracy. Z
ogniem tu występować nie ma sensu, a statuowanie i levistickowanie
nigdy nie przynosi takich dochodów jak ogień, przynajmniej nie
tutaj. Tak naprawdę to trzymają nas tu tylko jeżyny... Z bólem
serca (a może raczej brzucha) postanowiliśmy dzisiaj wyjechać, ale
najpierw koniecznie chcieliśmy się razem wybrać do ogrodów
zamkowych. Wskoczyliśmy na rowery i przez chwilę poczuliśmy się
jak w weekend:) Objechaliśmy razem centrum i spojrzeliśmy na to
miasto na moment jak turyści – okazało się bardzo urokliwe:) W
samym środku mieści się zamek, od którego odchodzą ulicę
tworząc gwiazdę, którą można podziwiać z lotu ptaka, przy zamku
jest wspaniały ogród, po którym mieliśmy przyjemność sobie
pospacerować.
Zwiedzając okolice zamku
w pewnym momencie usłyszeliśmy śpiew, rozejrzeliśmy się i
zobaczyliśmy chłopaka z gitarą, który siedział na murku i
śpiewał. Usiedliśmy i przez kilkanaście minut słuchaliśmy jego
ballad, które wykonywał z wielkim wczuciem. Po tym kameralnym
występie zagadaliśmy do niego, okazało się że również jest
artystą ulicznym i dzięki niemu zdobyliśmy wiele wartościowych
informacji na temat okolicznych miast.
Po tym miłym spotkaniu
skoczyliśmy na lody i kawę, niestety na wynos, gdyż było już
bardzo późno. Wróciliśmy do domu, spakowaliśmy się i
wyruszyliśmy w kierunku Heidelbergu, gdzie dotarliśmy o wschodzie
słońca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz