Takie malowanie spódnicy
to wcale nie jest prosta sprawa. Po godzinie pochylania się nad
stołem boli kręgosłup i szyja, a na tkaninie przybywa zaledwie
kilkanaście centymetrów kwadratowych malunku. Plus jest taki, że
podczas pracy można słuchać audiobooka, więc czas leci bardzo
szybko. Oprócz malowania Magda dziś rozciągała się i trenowała,
chociażby dlatego, że jej ciało błagało o ruch.
Tomek natomiast odwiedził
pchli targ i znów przytargał do domu kilka przydatnych przedmiotów,
między innymi nową walizkę ogniową – poprzednia spaliła się
częściowo jakiś czas temu i do teraz trzymała się tylko dzięki
sznurkowi... Remanent w luku ogniowym zajął mu trochę czasu, ale
zaowocował takim porządkiem jakiego dawno tam nie mieliśmy.
Popołudnie Tomek spędził na walce z krzakami jeżyn, które jak
wiadomo dość skutecznie bronią swoich owoców. Poraniony przyniósł
z dumą do domu dwa kilo tych wspaniałych owoców, które jutro
zostaną zapakowane do słoików, mniam mniam:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz