Dużo czasu minęło zanim
Tomek mógł stać. Najpierw musiał wybrać odpowiednie miejsce do
pracy, potem okazało się, że zapomniał mydła do blokowania brwi,
w końcu samo wykonanie makijażu zajmuje chwilę.
Ostatecznie stuttgarcka publiczność okazała się zupełnie inna niż ta, z którą Tomek
miał do czynienia dotychczas. Większość ludzi pędzi gdzieś w
pośpiechu, a mało jest turystów przechadzających się po prostu
dla relaksu. Jednak ci spieszący się ludzie znajdują chwilkę na
zatrzymanie się i uśmiech w kierunku niebieskiego piosenkarza,
wielu z nich nawet sięga po portfel aby zobaczyć co się stanie gdy
moneta wpadnie do puszki. Tomek miał więc dziś bardzo przyjemną
pracę obfitującą w pozytywne komentarze od publiczności – była
nawet grupka dziewczyn, które myśląc prawdopodobnie, że Tomek nie
zna niemieckiego na głos mówiły jaki jest słodziutki:)
W tym czasie Magda i
Collette wybrały się na polanę przy lesie, którą znały już
dobrze z naszej poprzedniej wizyty w Stuttgarcie i tam Collette
tarzała się w trawie, a Magda rozciągała się i trenowała
levistick.
Wieczorem pojechaliśmy na
ogień, lecz niestety nie była to zbyt udana wyprawa. Zaczęliśmy
się rozstawiać przed restauracją Kunstlerbund, gdzie zwykle mamy
przyjemne pokazy, jednak podczas przygotowań podkradła się nam
grupka muzyków i zaczęła grać dla naszej publiczności. Trochę
to nam popsuło humory bo i tak już wystarczająco ciężko tu z
występami, ale po dłuższej chwili zastanawiania się i składania
sprzętu postanowiliśmy jednak wystąpić. Mała ilość ludzi i brak zainteresowania z ich strony spowodowały, że pokaz wyszedł bardzo słabo,
mimo to dostaliśmy od obsługi restauracji napoje, ot taki miły
gest:) Rozważaliśmy jeszcze robienie kolejnych pokazów, gdy jednak
przeszliśmy na deptak było już po 23, a brak przechodniów, i obecność służb sprzątających utwierdziły nas w przekonaniu, że należy wracać do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz