Niewyspani w końcu
wstaliśmy około południa, upał i hałas na zewnątrz nie pozwolił
nam spać dłużej. Niestety wybrane przez internet miejsce
parkingowe okazało się nie być najlepsze, chociażby ze względu
na budowę zaraz obok. Tomek tradycyjnie wybrał się do miasta na
rekonesans, a Magda została w domu zajmując się swoimi sprawami.
Jak się okazało, w
Heidelbergu obowiązuje bardzo konkretne prawo dotyczące sztuki
ulicznej. Wyznaczono sześć miejsc w których wolno występować, w
każdym jest ograniczenie godzinowe (na przykład tylko od 17.00 do
19.00). Każdy artysta (niezależnie od tego co robi) może
występować maksymalnie przez godzinę w jednym miejscu, używanie
głośnika jest zabronione.
Niemniej jednak takie
prawo wcale nie zniechęca artystów ulicznych:)
My też nie daliśmy się
zniechęcić i wieczorem wybraliśmy się na ogień, zakładając, że
służby pilnujące porządku po 22.00 pewnie już nie pracują;)
W centrum Heidelbergu jest
bardzo długi deptak, który przeszliśmy cały znajdując kilka
miejsc nadających się do występów. Na początek wybraliśmy
dobrze zapowiadającą się knajpkę, która okazała się strzałem
w dziesiątkę! Tak wspaniałego pokazu dawno nie mieliśmy, o ile w
ogóle! Publiczność zachowywała się jak na zamawianym pokazie,
gdy rozpoczęliśmy wszystkie rozmowy ucichły, atmosfera zrobiła
się niesamowita, a brawa na koniec były niczym wisienka na torcie
(a może raczej wisienką był pełen kapelusz). Niestety długie
przygotowania, które i tak rozpoczęły się z porządnym
opóźnieniem sprawiły, że nie udało nam się zrobić ani jednego
pokazu więcej – wszystkie pozostałe knajpy były już opustoszałe.
Magda była tak naładowana
tym występem, że po powrocie miała jeszcze siły żeby się
rozciągać i zrobić konfiturę bananowo-jabłkową:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz