Już o dziewiątej rano
byliśmy w mieście, do czternastej czas spędziliśmy kupując
mnóstwo rzeczy na pchlich targach, które tradycyjnie w soboty można
znaleźć w każdym niemieckim mieście. Zwyczaj ten jest bardzo
przydatny – za grosze można kupić tu dosłownie wszystko, jest to
też okazja do pozbycia się niepotrzebnych szpargałów ze strychu.
Odwiedziliśmy też przy okazji sklep kuglarski i kupiliśmy
upatrzony wcześniej biały cylinder, który ma służyć do
stworzenia drugiego kostiumu do tańca z levistickiem.
Po powrocie do domu czas
spędziliśmy dosyć standardowo – trening, rozciąganie, obowiązki
domowe. Wieczorem natomiast wybraliśmy się na ogień.
Centrum Stuttgartu w
sobotni wieczór zamienia się w piekło. Najgorsze jest to, że dla
większości przebywających tam osób jest to pewnie raj, ale dla
nas nie. Tłumy pijanych ludzi, drogie samochody przyspieszające
tylko po to, żeby dwadzieścia metrów dalej zatrzymać się z
piskiem opon, hałas, szpan i ogólny brak smaku. Z trudem
zmobilizowaliśmy się do zrobienia pokazu, jednak było
warto. Wystąpiliśmy przed Kunstlerbund, naszą obecnie ulubioną
restauracją w centrum, która na szczęście przyciąga
alternatywnych gości. Publiczność reagowała bardzo przyjemnie, a
do tego dostaliśmy soki na koszt firmy. Z tym pozytywnym wrażeniem
wróciliśmy do domu starając się zapomnieć o naszych pozostałych
doświadczeniach z tego wieczoru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz