środa, 4 lipca 2012

Ha, ha


Mimo, że wczorajsza wycieczka do urzędów zaowocowała tylko informacją z jednego miasta nie daliśmy za wygraną i dziś z rana Tomek znów wyruszył po informacje dotyczące zasad występowania w okolicznych miejscowościach nad jeziorem Garda. Tym razem można powiedzieć, że wyjazd był dużo bardziej owocny, mimo że wszelkie formy występów ulicznych są zabronione to przynajmniej wiemy już jak to wygląda w miastach Simirione, Garda, Bertolino.
Kiedy Tomek jeździł od urzędu do urzędu jednocześnie zwiedzając po trochu każde miasteczko, Magda podobnie jak wczoraj przeniosła się po śniadaniu nad jezioro, gdzie chłodząc się od czasu do czasu uparcie rozciągała się i trenowała na hula hop oraz levisticku.
Jezioro w tym nowym miejscu, w którym się zatrzymaliśmy wygląda znów zupełnie inaczej, ani śladu po atmosferze morskiego kurortu, za to dużo trzcin, tataraku, woda spokojna, zamiast plaży trawa, jednym słowem jak nad normalnym jeziorem u nas w Polsce.




Korzystajac z tak dogodnej lokalizacji dziś po raz pierwszy zdjęliśmy deskę windsurfingową z dachu i zaczęliśmy naukę pływania na tym nowym dla nas sprzęcie. Początki były trudne i mamy tu zwłaszcza na myśli złożenie i naciągnięcie żagla. Natomiast sama nauka pływania była okazją aby pożądnie się uśmiać, mówiąc krótko bawiliśmy się przednio. Do wody weszlismy razem i na zmianę wdrapywaliśmy się na deskę aby po chwili wylądować z pluskiem w wodzie. Po opanowaniu tego pierwszego etapu polegającego na wyciągnięciu żagla z wody, próbowalismy swych sił w łapaniu wiatru i pływaniu. Niestety witar był bardzo słaby i z tego powodu musieliśmy skończyć wcześniej niż byśmy chcieli.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz