Znajomi ostrzegali nas, że nad
jeziorem Garda, tylko w Rivie można występować bez pozwolenia,
postanowiliśmy sprawdzić to osobiście, poza tym jak już pisaliśmy
wcześniej i tak musieliśmy wyjechać. Plan był taki aby jechać
wzdłuż brzegu, zatrzymywać się w kolejnych miejscowościach i
sprawdzać czy występy są legalne, a jeśli tak to zostać na jakiś
czas w danym miejscu. Chcieliśmy połączyć pracę ze sportem i w
ciągu dnia uczyć się pływać na windsurfingu, a wieczorem
występować.
Wstaliśmy wcześnie jak na nas bo o
6:00 i po uzupełnieniu zapasu wody i zapakowaniu skutera i rowerów
na bagażnik ruszyliśmy.
Gdy dojechaliśmy do pierwszej
miejscowości, Malcesine, Magda poszła spać, a Tomek wsiadł na
rower i ruszył na podbój miasta, ratusz był jeszcze zamknięty,
więc wykorzystał okazję i zwiedził miasto.
Gdy w końcu udało się uzyskać
informację odnośnie zasad wydawania pozwoleń na występy, okazało
się, że z ogniem i głośnikem nie mamy tu co szukać.
Po śniadaniu ruszyliśmy dalej, słońce
już mocno grzało, a my w naszym kamperze czuliśmy się jak dwie
cebulki na patelni, stopniowo kurczyliśmy się i uchodziły z nas
siły. Jadąc cały czas rozglądaliśmy się za ewentualnym miejscem
parkingowym, darmowym i z dostępem do jeziora oczywiście, niestety
na próżno, dodatkowo w każdym kolejnym mieście urzędy były już
pozamykane. Nie dziwiło to nas, już dawno zaakceptowaliśmy fakt,
że Włosi, a zwłaszcza urzędnicy pracują do południa, potem
przerwa obiadowa, albo koniec na cały dzień.
Po dotarciu na drugi koniec jeziora,
czyli jakieś 50 kilometrów od Rivy byliśmy już tak zmęczeni
upałem i jechaniem, że nasze nerwy były w strzępach. Desperacko,
w drodze wyjątku zatrzymaliśmy sie na płatnym parkingu w Peschiera
Del Garda i zakończyliśmy podróż na dziś. Poszliśmy nad
jezioro, a tam po kąpieli i drzemce przy uspokajającym szumie fal
zregenerowaliśmy się zupełnie.
Ciekawe jest to, że jezioro w tym
miejscu było całkowicie inne niż w Rivie, do złudzenia udawało
morski kurort, plaża, fale, turyści... Jedynie majaczące gdzieś
na horyzoncie szczyty gór przypominały o tym, że jestesmy nad
ogromnym jeziorem w środku masywu górskiego.
Później na naszym płatnym parkingu
siedzieliśmy przed kamperem jak prawdziwi turyści i popijając
herbatkę gadalismy do późna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz