piątek, 30 września 2011

Schwarzer Donnerstag

Cieszymy się z tego, że poranne bieganie i rozciąganie staje się oprócz śniadania jedną z naszych podstawowych codziennych czynności, jeszcze bardziej cieszy się Collette, która nie przywykła do takiej aktywności ze swoimi opiekunami. Tak więc po porannym sporcie oddaliśmy się tak zwanym zajęciom własnym, Magda pojechała do miasta po części do sprzętu ogniowego, który następnie samodzielnie usprawniała. Oznacza to, że nasze nowe hula hop jest już gotowe – kevlar nawinięty, głowice pasują:) Tylko, że jest o około 150g cięższe od poprzedniego - to dużo jak na taki sprzęt. Wszystko jest kwestią przyzwyczajenia, Magda na pewno sobie z tym poradzi, jednak już mamy pomysły jak to ulepszyć:) Tomek był tak pochłonięty lekturą książki, że zanim się obejrzał trzeba było wychodzić na wieczorne występy. Na miejsce dotarliśmy w ostatnim momencie, tuż przed tym zanim policja zablokowała główne ulice z powodu demonstracji przeciwników rozbudowy tutejszego dworca kolejowego.
Ciekawa historia z tym dworcem. Miasto wymyśliło sobie, że przebuduje dworzec główny, ma to kosztować zawrotne sumy pieniędzy, trwać kilkanaście lat i sprawić, że wszystkie drzewa w parku będą wycięte (wprawdzie potem mają być znów posadzone, ale obrońców zieleni już to nie obchodzi). Dokładnie rok temu w czwartek rozpoczęto wycinkę drzew w parku, ludzie się zdenerwowali i wyszli na ulice. Podczas demonstracji policja postępowała bardzo radykalnie i jeden człowiek został poważnie ranny. Rozjuszyło to opinie publiczną, od tego czasu regularnie odbywają się różne przemówienia i demonstracje przeciwko budowie dworca. Najlepsze jest to, że każde takie wydarzenie przeobraża się w coś na kształt masowej imprezy na rzecz wolności, pokoju i natury:) Jak przybyliśmy do centrum, to oprócz tysięcy ludzi maszerujących ulicami zobaczyliśmy scenę z koncertem rockowym! I to wszystko z powodu dworca...
Gdy wszyscy demonstranci opuścili Schlossplatz wybraliśmy miejsce na pierwsze nasze występy i zaczęliśmy przygotowania, które z powodu nowego systemu montażu hula-hop zajęły znacznie więcej czasu niż do tej pory, czego się nie spodziewaliśmy (trzeba usprawnić pewne drobiazgi, tu i tam lekko przypiłować). Gdy już byliśmy gotowi przeszliśmy niezwłocznie do rzeczy, nowa restauracja Künstlerbund okazała się dla nas łaskawa, i publiczność i my jesteśmy zadowoleni. Nie było wprawdzie tak dobrze jak wczoraj przed Alte Kanzlei... No właśnie... Alte Kanzlei...
Zawiodło nas dzisiaj to miejsce. Zupełnie nie chodzi o publiczność, oni są w porządku. Po prostu odgórne zarządzenie sprawia, że obsługa nie zawsze jest do nas pozytywnie nastawiona. Gdy występ się już rozpoczął przez środek sceny przeszedł jeden z pracowników, podszedł do Tomka i powiedział, że możemy występować, ale nie mamy przemawiać do klientów. W ogóle nie możemy nic do nich mówić. Niby ok, jednak Magda nie wiedziała co się stało. Całkowicie wytrąciło ją to z emocjonalnego tańca, zwłaszcza, że facet wyglądał na co najmniej wkurzonego. Nie wiedziała, czy za chwile przerwą nam pokaz, nie wiedziała o co chodzi. Dociągnęliśmy występ do końca, jednak cała sprawa mocno popsuła nam humory. Publiczność oczywiście to poczuła i do kapelusza podeszło zaledwie kilka osób.
Szkoda, że tak wyszło, zwłaszcza, że dzisiaj towarzyszył nam wcześniej poznany bębniarz Martin i Magda chciała, żeby zobaczył dobry występ, a nie kiepski.
Wprawdzie nie zaiskrzyło między nami a Martinem, ale pokazał nam kilka miejsc, w których być może będziemy mogli występować. Zwiedziliśmy więc część centrum chodząc z całym sprzętem ogniowym (głośnik waży 13kg), zrobiliśmy jeszcze jeden pokaz, ale nie było zbyt dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz