czwartek, 22 września 2011

Jabłuszko

O świcie (dosłownie) udaliśmy się razem na spacer, żeby podziwiać piękne widoki. Niestety niebo było zachmurzone, więc nie było widać wschodu słońca, ale tak czy inaczej było urokliwie. Przy okazji odkryliśmy ciekawe miejsce, coś na kształt jabłkowego królestwa, które postanowiliśmy odwiedzić jak tylko je otworzą, czyli około 10. Czekanie wypełniliśmy sobie obowiązkami domowymi, a po drodze do sadu jabłkowego Magda trenowała hula hop.


Miejsce okazało się ogromnym ogrodem, gdzie oprócz winogron na wino hoduje się chyba wszystkie gatunki jabłek:) No może nie wszystkie, ale były takie drzewka, jakich jeszcze nigdy nie widzieliśmy. Wyciska się tu też świeży sok oraz robi się regionalne wino jabłkowe, z którego słynie Frankfurt. Napotkaliśmy niemałą grupkę dzieci, które uczyły się wszystkiego na temat jabłek, oczywiście zapijając tę wiedzę sokiem:)
Po tej jakże edukującej wycieczce udaliśmy się na nasze nowe miejsce parkingowe po drodze uzupełniając zapas wody. Duży parking przy gigantycznym parku bardzo przypadł nam do gustu, obok boisko dla trampkarzy, ogólny spokój. Tomek pojechał rowerem przez park na zakupy, a Magda w tym czasie jak zwykle zajęła się pracą.
Na wieczór znów nie mieliśmy żadnego muzyka, postanowiliśmy więc zwiedzić sąsiednie małe miasteczko i tam spróbować szczęścia z występami.
Bad Homburg, jedna z sypialni Frankfurtu, okazało się spokojnym miejscem, niestety w czwartkowy wieczór dość pustym. Zrobiliśmy tam jeden pokaz, bardziej dlatego, że nie chcieliśmy jechać tu na darmo i pragnęliśmy chociaż zarobić na benzynę;) W drodze powrotnej zwiedzaliśmy przedmieścia Frankfurtu błądząc niemiłosiernie, nasza mapa niestety nie obejmuje tych okolic... Po powrocie i szybkiej kolacji Magda miała nawet jeszcze siły na krótki trening:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz