piątek, 16 września 2011

I`ve got the power


Dzień rozpoczął się mgliście na tajemniczym polu nie wiadomo tak naprawdę gdzie. Tuż po śniadaniu wyruszyliśmy w dalszą drogę. Do Frankfurtu dotarliśmy około południa, znaleźliśmy miejsce na postój na parking niedaleko kolejnego, niesamowitego lasu, jednak nadal blisko centrum.
Nowe miasto jest dla nas jak kolejna przygoda, nie wiadomo co nas tu czeka, czy występy są dozwolone, czy publiczność jest pozytywnie nastawiona. Ciekawe jest nawet poszukiwanie tak prozaicznych rzeczy jak sklep spożywczy, czy też miejsce do tankowania wody. Wszystko jest nowe.
Frankfurt jest zupełnie inny, niż Drezno czy Norymberga. Już bardziej przypomina Berlin, jednak to nie do końca to samo. Gdy wieczorem wyruszyliśmy z całym sprzętem ogniowym i dotarliśmy do centralnego deptaku mieliśmy ochotę zaśpiewać "I've got the power!". To miasto tętni życiem! W dzień, czy też po zmroku jest tu mnóstwo ludzi, a energia, którą można poczuć jest elektryzująca.
Szukając najlepszego miejsca na występ spotkaliśmy międzynarodową grupę breakdancerów, którzy tak jak my podróżują i żyją z występów. Dowiedzieliśmy się, że na ulicy nie wolno używać głośnika, można natomiast występować i nie trzeba mieć żadnego pozwolenia. Ale jak tu tańczyć bez muzyki?
Postanowiliśmy mimo wszystko spróbować, zwłaszcza, że nic nie mogliśmy stracić (niemiecka policja zawsze najpierw daje ostrzeżenie). Pokaz zrobiliśmy na środku wielkiego deptaku, a nie tak jak zwykle przed restauracją. Zebrało się trochę ludzi, jednak pod koniec występu pojawiła się policja. Kulturalnie stanęli z boku i oglądali tańczącą Magdę, Tomek zauważył ich dopiero, gdy podszedł do nich z kapeluszem:)
Tomek później powiedział, że jeszcze nigdy nie spotkał tak miłego policjanta. Pan udzielił nam szczegółowych informacji na temat tego jak możemy występować: należało zastąpić głośnik muzyką instrumentalną i koniecznie ogrodzić scenę, wystarczy kolorowa lina leżąca na ziemi. Oczywiście poinformowano nas, że jeśli spotkają nas drugi raz to będzie już mandat.
Szczerze mówiąc nie zmartwiliśmy się tym za bardzo. To miasto jest dla nas jak wyzwanie: musimy albo znaleźć muzyka do współpracy, albo Tomek musi szybko zacząć grać na djembe, która leży nieużywana w szafie. Tak czy inaczej mamy zamiar tu zostać i stawić czoła Frankfurtowi.
Jest jeszcze jedna ciekawa rzecz w tym mieście, kolejna różnica. Jeszcze nigdy nie dostaliśmy tyle drobnych z jednego pokazu. Nasze wcześniejsze doświadczenia mówią, że ludzie zwykle wrzucają 50 centów lub 1, 2 euro. Tutaj połowa monet to były miedziaki. Nie zarobiliśmy więc zbyt dużo na tym jednym występie, co tym bardziej podnosi poprzeczkę wyzwania: jak dotrzeć do tutejszej publiczności? Może powinniśmy zmienić taktykę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz