Niedzielny poranek to czas odpoczynku, pakowania i zabezpieczania rzeczy na czas podróży. Trzeba przyznać, że to miasto sprzyjało nam i będziemy miło wspominać pobyt i występy nad brzegiem Łaby, gdzie zacumowane są parowce, a ich charakterystyczny gwizd przeszywa od czasu do czasu powietrze. Fakt, że Drezno jest podzielone rzeką na dwie części, turystyczną, czyli rynki i zabytki oraz imprezową z klubami to niewątpliwie kolejny atut tego miasta. Można występować dla licznych turystów i nie przejmować się podpitymi imprezowiczami.
Po śniadaniu wyruszyliśmy z Drezna do Nysy. Po drodze zatrzymywaliśmy między innymi w słynnym z produkcji musztardy miasteczku Bautzen aby wymienić zarobione monety na papierowe pieniądze, a następnie w Polsce przy granicy, gdzie szukaliśmy kantoru z uczciwym kursem wymiany, dzięki czemu zaoszczędziliśmy 170 zł w porównaniu do kursu, który oferowano nam w pierwszym odwiedzonym miejscu. To zaskakujące jak bardzo złodziejskie kursy można znaleźć w niektórych punktach. W Polsce zamiast jechać autostradą przez Wrocław postanowiliśmy zwiedzić nieznane nam rejony i pojechaliśmy ze Zgorzelca do Nysy przez Jelenią Górę i Ząbkowice Śląskie. Ładne widoki (w tym wspaniałe bociany) zrekompensowały nam częściowo okropnie dziurawe, ledwo połatane drogi.
Do Nysy dotarliśmy po siedmiu godzinach, około 19. Oczywiście czekała już na nas pyszna zupka warzywna, nasze ulubione pierogi ruskie i placek z owocami. Nie trzeba chyba mówić jak skończyliśmy tego wieczoru, ledwo udało nam się dokulać do kampera, kiedy dziadkowie kładli się już spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz