Od rana pospieszyliśmy wraz z babcią na działkę, żeby przed wyjazdem załadować kampera po brzegi warzywami: młode dynie, cukinie, pomidorki, ogórki, szczypiorek...
Nie obyło się też bez pertraktacji z babcią, w których pomagała Collette:
Pod folią szukaliśmy pomidorków:
Podziwialiśmy przyrodę:
Działka zadziwiała nas również swoimi detalami:
Ogólnie było bardzo wesoło:
Dobrze zaopatrzeni pożegnaliśmy dziadków i wyruszyliśmy w dalszą drogę do Palowic, w odwiedziny do taty Magdy.
Wyjeżdżając z Nysy zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej i tu czekała na nas niespodzianka – zakatarzony mały koteczek siedział obok stacji, taka czarno - biała bidulka patrząca swoimi zaropiałymi oczkami. Uszka zupełnie łyse, futerko brudne... Ci, którzy znają Magdę nie zdziwią się wcale – Magda wyskoczyła z samochodu jeszcze w trakcie jazdy i porwała kociaka, który od razu zaczął się przytulać i mruczeć.
Znalezienie weterynarza w Nysie zajęło nam ponad godzinę, na szczęście pani była bardzo miła i gdy poznała historię kotki, przyjęła nas za darmo. Przez kolejną godzinę szukaliśmy sklepu zoologicznego, w którym można kupić tanio transporter, jak widać w Nysie koty domowe nie są bardzo popularne... W końcu udało nam się wyruszyć, do Palowic dotarliśmy późnym popołudniem, akurat na kolację:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz