Tomek opuścił Drezno o 8:50, a o
17:30 był już z powrotem. Wypad do Berlina można porównać do
wyjazdu z Poznania do Warszawy, miasto to jest wielkie i hałaśliwe.
Udało się kupić potrzebną farbę świetnej jakości, jednak
niestety odcień nie jest idealny. Tak czy inaczej to opakowanie
wystarczy Tomkowi na bardzo długo.
Magda zjeździła w tym czasie Drezno i
kupiła sześć ładnych pochodni ze stali nierdzewnej, które już
dziś służyły nam na rynku. Potem spotkała się z Annabel, która
niestety zawiodła Magdy oczekiwania, no cóż, trzeba było nie mieć
oczekiwań:P Annabel niestety nie jest profesjonalną baletnicą,
fakt, że zaczęła się uczyć tego tańca gdy miała trzy (!) latka
nic nie znaczy – nie potrafiła nawet z pamięci Magdzie pokazać
podstawowych ruchów... Ale mniejsza o to, dziewczyny miały
rozmawiać o tańcu z ogniem. No właśnie, po tym jak Magda spędziła
prawie trzy godziny opowiadając o pracy jako artysta uliczny i
ogólnie o ogniu, Annabel powiedziała, że ma problemy z kręgosłupem
i chyba nie będzie mogła robić tego wszystkiego... Argh! Niestety
rzadko kiedy ludzie potrafią zdobyć się na szczerość...
Na rynku dziś zastaliśmy rozstawione
stragany, wszystko wskazuje na to, że weekend nie będzie zbyt
udany... Planowane są jakieś koncerty i pewnie wszyscy będą
wcinać Bratwurst... Zrobiliśmy dwa występy poza terenem
jarmarcznym i przekonaliśmy się, że pochodnie wraz z liną
pomagają ludziom odróżnić scenę od rynku:)
Po powrocie do domu zastaliśmy miłą
niespodziankę, przyszła dziś mailem umowa od pana Cobana:) Musimy
ją dokładnie przeczytać i odesłać ewentualne uwagi, ale cieszymy
się już teraz, że pan Coban jest człowiekiem słownym:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz