czwartek, 31 maja 2012

Bicycle! Bicycle! I want to ride my bicycle!


W dobie internetu Tomek najchętniej załatwia sprawy on-line, nie zawsze jednak da się w ten sposób zaoszczędzić czas. Tak było dokładnie z Magdy niemieckim zeznaniem podatkowym, którego wysłanie do urzędu przez internet zajęło kilka godzin z powodu błędów oprogramowania. Po pocztę do biura Enzo Tomek musiał się w końcu ruszyć z domu, niestety nie zastał nikogo na miejscu. Wycieczka nie była jednak na marne, bo w drodze powrotnej wyszukał w rupieciarni za jedyne 50 Euro rower typu holenderskiego, który po wstępnych oględzinach i konsultacji telefoniczej z Magdą nabył ku naszej wspólnej uciesze. Droga powrotna minęła Tomkowi na pedałowaniu po urokliwych drezdeńskich ścieżkach rowerowych i podziwianiu piękna krajobrazu. Magda w tym czasie intensywnie poszukiwała muzyki do wspólnych występów z Georgiem, oraz zaliczyła swoje codzienne rozciąganie.
Gdy tylko Tomek wrócił i dokonał niezbędnej regulacji roweru, Magda wsiadła na swój nowy pojazd i popędziła wraz z Filipem do sklepu bio po zakupy spożywcze:)
Wieczorem z powodu opadów deszczu postanowiliśmy zostać w domu i pracowaliśmy nad zamówionym listopadowym pokazam, omówiliśmy kwestie stroju, muzyki i rekwizytów. W trakcie naszych dyskusji mieliśmy gości, po pierwsze zawitała do nas ochrona obiektu, która kilka razy w nocy przyjeżdża na teren KOKu, panowie pytali co tu robimy i czy mamy pozwolenie na podłączenie się do prądu. Po wyjaśnieniu, że jestesmy gośćmi grupy studenckiej POT 81 moglismy kontynuować naszą pracę twórczą. Po drugie odwiedził nas kolejny prawie-mieszkaniec KOKu, Paul z którym przy herbatce miło gawędziliśmy przez jakiś czas.
Na koniec dnia Tomek obejżał sobie film, a nie zainteresowana tym Magda trenowała na zewnątrz triki z hula hop.

środa, 30 maja 2012

Zapuszczamy korzenie


Jednym z niewątpliwych atutów KOKu jest bezprzewodowy internet:) Cały ranek spędziliśmy odpisując na maile i korzystając z szybkiego łącza, którego ostatnio nam brakowało. Później Magda zachęcona zielona trawką poszła się rozciągać i trenować, a Tomek surfował dalej;)
Po południu odwiedził nas Georg (mieszkamy teraz całkiem niedaleko niego), który przyjął nasze zaproszenie do robienia wspólnych pokazów na rynku. Dzisiaj jeszcze będziemy pracować sami, jednak Magda z Georgiem poczynili już pewne przygotowania do stworzenia wspólnego pokazu. Tomek zrobił obiadek, a później gawędził sobie długo z Uwe, z którym ma dużo wspólnych tematów. Przez te pogawędki prawie spóźniliśmy się na ogień, chociaż to nie szkodzi, gdyż na rynku było zupełnie pusto – pogoda się kompletnie zmieniła, jest zimno i pochmurno, w związku z czym nikt nie siada w restauracjach na świeżym powietrzu. Zrobiliśmy jeden pokaz, przede wszystkim dlatego, że na rynek poszedł z nami Filip specjalnie po to, żeby zobaczyć nasz występ. Filip kiedyś mieszkał w KOKu, teraz po prostu bardzo często tam przebywa:)
Nasz pobyt w Dreźnie rozwinął się w nieoczekiwany sposób, jesteśmy tu już ponad miesiąc i wcale się nam nie nudzi. Nasz skuter jest do odbioru w połowie czerwca we Włoszech, ustaliliśmy, że powinniśmy opuścić Drezno najpóźniej 11 czerwca, żeby spokojnie dojechać do Rivy na czas. Oznacza to, że będziemy tu maksimum półtora tygodnia... Magda dzisiaj miała wyjątkowo niespokojny wieczór, zrobiło jej się nagle bardzo smutno z powodu nadchodzącego wyjazdu z Drezna. Chodzi o to, że dopiero co poznaliśmy tylu wspaniałych ludzi, nie zdążyliśmy się wcale nimi nacieszyć i już mamy wyjeżdżać... Do tego jeszcze pogoda się popsuła... Wprawdzie w tej chwili wyjechać i tak nie możemy, gdyż zamówiliśmy kilka paczek przez internet na adres Georga i czekamy na ich dostarczenie, jednak jeśli pogoda się nie poprawi, to powinniśmy wyjechać jak tylko otrzymamy wszystkie paczki.

wtorek, 29 maja 2012

Argh!


Problem polegał na tym, że na godzinę dziewiątą mieliśmy umówiony termin do mechanika... Nic szczególnego, zwykła wymiana oleju, jednak trzeba było wstac po zarwanej nocy. Gdy po wielu bólach dotarliśmy na miejsce okazało się, że mechanik weźmie na warsztat nasz samochód dopiero około jedenastej, mieliśmy więc dwie godzinki do zagospodarowania, zamiast snu.
Tomek skoczył do pobliskiej pralni i wyprał część naszych ciuchów, a Magda w tym czasie pracowałą na komputerze. Gdy Tomek wrócił z pralni i zadzwonił do mechanika dowiedział się, że najlepiej będzie jak przyprowadzi samochód na piętnastą... Grrrr!
Wkurzona Magda zabrała Collette i pojechała do KOKu, gdzie spędziła miło czas nawiązując pierwsze znajomości z przebywajacymi tam ludźmi. Gdy po południu Tomek do niej dołączył, czuła się już jak w domu i oprowadziła go po naszym nowym miejscu zamieszkania.


Dzisiejszy wieczór postanowiliśmy nie pracować, żeby Magda mogła pojechać na spotkanie kuglarskie, o którym wspominaliśmy w zeszłym tygodniu. Niestety albo jej nastrój nie był odpowiedni, albo może Magda po prostu nie jest istotą społeczną... Jakoś jej się nie podobało, niby wszyscy byli mili i w ogóle, ale nie mogła się odnaleźć. Tomek wykorzystał ten czas na samotne relaksowanie się w naszym nowym, spokojnym domku:)

poniedziałek, 28 maja 2012

Zielono mi!


Tomek znów spędził większą część dnia pracując jako piosenkarz, natomiast Magda wybrała się na spotkanie z Uwe, który pokazał jej miejsce zwane KOKiem. Parterowy budynek należący do uniwersytetu wraz z kawałkiem zielonego, spokojnego ogrodu okazał się wprost idealny dla nas. Wewnątrz mieszczą się sale o różnorakim przeznaczeniu, nas interesuje łazienka z prysznicem oraz sala do ćwiczeń i medytacji. Kuchnie mamy swoją w kamperze, wiadomo, nie ma to jak własna kuchnia:) Kampera możemy postawić na parkingu przy budynku i do woli możemy korzystać ze wszystkiego:) Przy okazji Magda ucięła sobie niekrótką pogawędkę z Uwe i nie ukrywając zachwytu umówiła się, że przyjedziemy jutro. Po powrocie do domu Magda zdążyła jeszcze naprawić hula hop i ostatecznie zakończyć prace nad parasolem ogniowym:)
Na rynek dzisiaj mogliśmy iść pieszo, dwudziestominutowy spacerek wzdłuż rzeki był bardzo przyjemny. Postanowiliśmy zrobić jeden tylko pokaz na Neumarkt w miejscu, do którego stragany nie dotarły. Występ był wyjątkowo udany, nasze nowe pochodnie rozstawione wokół sceny tworzą bardzo fajny klimat i świetnie się sprawdzają wraz z liną wyznaczając granicę sceny.
W trakcie pokazu dołączył do nas Georg, a my postanowiliśmy już dzisiaj więcej nie pracować. Poszliśmy razem do kampera i imprezowaliśmy do późnej nocy: Tomek zrobił jedzenie, oglądaliśmy filmiki i graliśmy w bierki, a koło trzeciej, gdy Tomek poszedł spać, Magda z Georgiem i Collette poszli na bardzo długi spacer.

niedziela, 27 maja 2012

Latające pochodnie

Dzień minął nam na pracy, Magdzie w domu, a Tomkowi na Bruhlsche Terasse. Po objedzie i pogawędkach ruszyliśmy do miasta na ogień, omijając szerokim łukiem Neumarkt ze względu na stragany. Najpierw udaliśmy się pod złotego rycerza, gdzie już kiedyś występowaliśmy, jednak dziś było tam zupełnie pusto. Poszliśmy więc na Bruhlsche Terasse, gdzie spotkalismy zaznajomionego już z nami akordeonistę. René był nastawiony do nas pozytywnie i zdecydował się podzielić z nami przestrzenią, jednak zgodnie z naszym przeczuciem nie był to dobry pomysł. Zrobiliśmy dwa krótkie pokazy kompletnie rujnując atmosferę, jaką René starał się stworzyć. Na domiar złego podczas drugiego pokazu odpadła głowica od hula hop wystrzeliwując w kierunku publiczności... Na szczęście nic się nie stało, a Magda szybko uratowała pokaz chwytając za wachlarze, jednak humor jej się zupełnie popsuł.
Gdy stwierdziliśmy że na dzisiaj to już koniec, poznaliśmy ogniarza Frowina z Austrii i jego koleżankę Constance, która należy do jednej z drezdeńskich grup ogniowych i jest po szkole baletowej. Spędziliśmy trochę czasu rozmawiając na ławeczce przy rzece i powymienialiśmy się doświadczeniami. Constance zapamiętała Magdę z Funkelstadt, gdyż widziała tam jej pokaz. Jako tancerka i choreografka miała bardzo pozytywne wrażenia z występu i wszelkie uwagi jakie później przekazała Magdzie były pozytywne. Szczególnie chwaliła to jak Magda poradziła sobie z małą sceną i słupem wystającym z jej środka;) Frowin natomiast jest zawodowym kuglarzem, co oznacza, że skonczył szkołę cyrkową. Do Drezna przyjeżdża raz na jakiś czas i współpracuje wtedy z ogniarzami z grupy Constance.
Po powrocie do domu przenieśliśmy go (dom) w nowe miejsce:) Dowiedzieliśmy się, że w centrum miasta przy samej rzece jest darmowy parking dla kamperów i postanowiliśmy go wypróbować. Bedziemy mieli porównanie, gdyż jutro Magda planuje obejżeć miejsce, do którego zapraszał nas Uwe.

sobota, 26 maja 2012

Dzielny mąż


Ciężki to był dzień, zaiste. Magda spędziła go na czekaniu, aż się skończy, gdyż z powodu okresu nie była w stanie za nic się zabrać. Dodatkowo, jak zwykle w takich sytuacjach była nieznośna, więc i inni domownicy nie mieli lekko. Nie poddając się Tomek dzielnie pojechał statuować, a później zrobił mnóstwo pożytecznych rzeczy w domu.

piątek, 25 maja 2012

To były czasy...!


Pomimo mocnego postanowienia, żeby pójść do pracy Tomek jakoś nie mógł się zabrać za przygotowania, co zaowocowało leniwym porankiem spędzonym we dwoje:) Udało mu się w końcu jakoś zmobilizować i wczesnym popołudniem wybrał się cały niebieski do miasta.
Magda umówiła się na dzisiaj z Georgiem, który jak tylko usłyszał, że oboje uwielbiamy piec zaoferował nam swój piekarnik:) Gdy więc Tomek skończył pracę, wykąpał się i dołączył do Magdy, czekała na niego pizza i ciasto truskawkowe:D



Po takiej uczcie w tak doborowym towarzystwie nie mogliśmy iść do pracy. Obejrzeliśmy wspólnie film i spędziliśmy dużo czasu rozmawiając o występach ogniowych, gdy zdaliśmy sobie sprawę, że trzeba wrócić do domu do Collette, która została sama na dworze. Nie pozostało nam nic innego, jak przenieść imprezkę do nas:) Georg w końcu zdecydował się nas odwiedzić, a zapraszany był już wielokrotnie. Siedzieliśmy w kamperze do trzeciej rano, rozmawiając i ogólnie spędzając miło czas. Magda jest zachwycona znajomością z Georgiem, przypominają jej się czasy liceum, gdy spędzała całe dnie w towarzystwie kumpli właśnie w taki sam sposób, w jaki teraz spędzamy czas z nim.

czwartek, 24 maja 2012

Mission accomplished


Tomek opuścił Drezno o 8:50, a o 17:30 był już z powrotem. Wypad do Berlina można porównać do wyjazdu z Poznania do Warszawy, miasto to jest wielkie i hałaśliwe. Udało się kupić potrzebną farbę świetnej jakości, jednak niestety odcień nie jest idealny. Tak czy inaczej to opakowanie wystarczy Tomkowi na bardzo długo.
Magda zjeździła w tym czasie Drezno i kupiła sześć ładnych pochodni ze stali nierdzewnej, które już dziś służyły nam na rynku. Potem spotkała się z Annabel, która niestety zawiodła Magdy oczekiwania, no cóż, trzeba było nie mieć oczekiwań:P Annabel niestety nie jest profesjonalną baletnicą, fakt, że zaczęła się uczyć tego tańca gdy miała trzy (!) latka nic nie znaczy – nie potrafiła nawet z pamięci Magdzie pokazać podstawowych ruchów... Ale mniejsza o to, dziewczyny miały rozmawiać o tańcu z ogniem. No właśnie, po tym jak Magda spędziła prawie trzy godziny opowiadając o pracy jako artysta uliczny i ogólnie o ogniu, Annabel powiedziała, że ma problemy z kręgosłupem i chyba nie będzie mogła robić tego wszystkiego... Argh! Niestety rzadko kiedy ludzie potrafią zdobyć się na szczerość...
Na rynku dziś zastaliśmy rozstawione stragany, wszystko wskazuje na to, że weekend nie będzie zbyt udany... Planowane są jakieś koncerty i pewnie wszyscy będą wcinać Bratwurst... Zrobiliśmy dwa występy poza terenem jarmarcznym i przekonaliśmy się, że pochodnie wraz z liną pomagają ludziom odróżnić scenę od rynku:)
Po powrocie do domu zastaliśmy miłą niespodziankę, przyszła dziś mailem umowa od pana Cobana:) Musimy ją dokładnie przeczytać i odesłać ewentualne uwagi, ale cieszymy się już teraz, że pan Coban jest człowiekiem słownym:)

środa, 23 maja 2012

W końcu na lody!


Pół dnia spędziliśmy dziś w mieście, na szczęście udało nam się to zrobić w taki sposób, żeby za bardzo się nie zmęczyć upałem;) Odebraliśmy Magdy pocztę z urzędu finansowego, która nie doszła na drezdeński adres z powodu pomyłki sekretarki Enzo i odwiedziliśmy parę innych potrzebnych miejsc. Głównym jednak problemem było zdobycie farby dla Tomka, gdyż ta, którą kupowaliśmy dotychczas, nie jest już dostępna w sprzedaży, poza tym była nie najlepszej jakości i łatwo spływała z twarzy. Poza tym pospacerowaliśmy sobie trochę po Neustadt i zjedliśmy dobre lody:)
Niestety farby nie udało nam się kupić, a w zamówieniu, które złożyliśmy w zeszłym tygodniu przyszedł kolor niezbyt nam odpowiadający. Długo zastanawialiśmy się co tu zrobić, zadzwoniliśmy też w niejedno miejsce, jednak okazało się, że w Dreźnie nie da się kupić farby nas zadowalającej. Natomiast w Berlinie na pewno się da;) Debatowaliśmy i debatowaliśmy, aż doszliśmy do wniosku, że najlepiej i najtaniej będzie, jak jedno z nas pojedzie jutro do Berlina do sklepu Kryolan używając Mitfahrgelegenheit. Już tłumaczymy, co oznacza to długie niemieckie słowo;) Mitfahrgelegenheit jest to system wspólnego podróżowania działający na terenie Niemiec. Rejestrując się na odpowiedniej stronie internetowej znajduje się kierowcę, który danego dnia o wyznaczonej godzinie jedzie na przykład z Drezna do Berlina. W ten sposób, ponosząc tylko częściowe koszty benzyny można się tanio i szybko przemieszczać:) Ustaliliśmy, że jutro do Berlina pojedzie Tomek, gdyż Magda była już umówiona na spotkanie z Annabel.
Na rynku zrobiliśmy trzy pokazy, które doprowadziły Magdę do krwiożerczej pasji. Nasza scena wyznaczona jest przez pomarańczową linę, na środku tancerka wywija płonącymi rekwizytami, a ludzie i tak czują się upoważnieni do tłumnego przechodzenia przez środek w trakcie występu. Najgorsze jest to, że jak znajdzie się taki jeden śmiałek, to cała reszta podąża za nim niczym bydło. Pomijając fakt, że to jest występ, to zastanawia nas, czy ci ludzie nie widzą, że to jest niebezpieczne?! Doprowadzona do ostateczności Magda postanowiła jutro koniecznie kupić pochodnie, które będziemy wraz z liną rozkładać wokół sceny, może to pomoże...

wtorek, 22 maja 2012

Dobre perspektywy


Walka z upałem jest niezwykle męcząca, jednak staramy się nie poddawać i nie leniuchować w każdy cieplejszy dzień. Posunęliśmy do przodu prace nad parasolem ogniowym oraz sprawy urzędowe, zadowoleni z wykonanych zadań po południu obejrzeliśmy cztery odcinki „Dextera”, tym samym kończąc serię. Na następne odcinki musimy sobie troszkę poczekać.
Zorientowaliśmy się też, że na parkingu mamy sąsiada. Mieszka tu lisek, którego raz na jakiś czas widujemy przechodzącego obok, udało się nawet zrobić mu zdjęcie:)


Zmobilizowaliśmy się do pójścia na rynek, zwłaszcza że już wczoraj Uwe był w mieście, żeby zobaczyć nasze pokazy i nas nie zastał. Dziś potwierdziliśmy naszą obecność smsem, więc Uwe wraz ze swoim kolegą dołączyli do nas na Neumarkt. Bardzo im się podobały nasze pokazy, niestety tylko dwa, gdyż zaczęło lekko padać. W drodze na przystanek Uwe opowiedział nam o bardzo ciekawym miejscu, do którego być może będziemy się chcieli przenieść. Jest to budynek uniwersytecki, w którym grupa studentów (w tym Uwe) organizuje swoją pracę, prowadzą warsztaty, spotkania i uczą się. Z biegiem czasu miejsce nabrało pozytywnych wibracji i przyciągnęło ludzi na tyle mocno, że niektórzy zaczęli tam mieszkać:) W budynku jest prysznic i kuchnia, a w ogrodzie być może miejsce na naszego kampera:) Jak tylko Uwe pogada z obecnie mieszkającymi tam osobami da nam znać i zobaczymy co dalej.
Drezno cały czas zaskakuje nas swoim klimatem, a zwłaszcza ludźmi. Jest tu na przykład bardzo mocna scena kuglarska, w każdy wtorek odbywa się trening (zimą na sali, latem w parku) na który przychodzi co najmniej kilkanaście osób wspólnie poćwiczyć i powymieniać się doświadczeniami. Niestety spotkania te kolidują z naszą pracą, gdyż zaczynają się o 19.00. Dzisiaj po pracy Magda postanowiła dołączyć do miejscowych kuglarzy, mając nadzieję, że nie wszyscy zebrali się jeszcze do domu, jednak gdy dotarła na miejsce spotkała tylko Georga i dwóch jego kumpli. Tak dobrze się im rozmawiało, że Magda wróciła do domu około trzeciej, gdy Tomek już smacznie spał:)

poniedziałek, 21 maja 2012

Ojciec Chrzestny


Dziś mieliśmy jeden z tych dni kiedy mając zaledwie kilka spraw do załatwienia, spędza się większość czasu na jeżdżeniu z miejsca na miejsce po mieście i zanim się człowiek obejrzy jest już popołudnie. Grafik był napięty, jednak mimo tego, że każde z nas pojechało z rana w inne miejsce udało nam się o 15:00 spotkać w biurze Enzo, który jak dobry Ojciec Chrzestny z uśmiechem na twarzy pomógł nam w urzędowych sprawach. Gdy wróciliśmy z miasta posililiśmy się i zabraliśmy się za wyznaczone wcześniej zadania, niestety upał doskwierał nam tak bardzo, że prace domowe przesunęliśmy na wieczór zamiast występów, a w międzyczasie poszliśmy na drzemkę.


niedziela, 20 maja 2012

Pozory mylą


Mimo przeimprezowanej nocy Tomek wstał o dziesiątej aby szykować się do pracy i od południa stał już jako statua na swoim ulubionym miejscu na Bruhlsche Terasse. Magda wstała po odespaniu, czyli popołudniu, zajęła się domem i trenowaniem.
Czasem Tomek ma bardzo przyjemną pracę, zwłaszcza gdy tuż obok niego dzieje się coś ciekawego:) Zdarza się, że pod pomnikiem obok którego Tomek statuuje stanie wycieczka z przewodnikiem, jest to dobry sposób na poznanie ciekawostek dotyczących Drezna. Jednym z takich smaczków jest budynek stojący niedaleko centrum.


Jest to dawna fabryka papierosów zawdzięczająca swój wygląd fantazji przedsiębiorcy i oraz stanowczości miejskich urzędników, którzy nie chcieli pozwolić na postawienie brzydkiej bryły fabryki w centrum miasta. Tak więc komin został zamaskowany jako minaret, a reszta budynku zgrabnie udaje meczet;) Dziś jest to zwyczajny biurowiec.
Nie odpuściliśmy sobie wieczornych występów, w sam raz jak dla nas na rynku panował nastrój odprężenia, w który świetnie się wpasowaliśmy z naszymi trzema pokazami. Mimo iż tłumy ludzi przechodzących przez scenę (ignorując linę rozłożoną wokół) popsuły występ czy dwa, nasze nastroje i tak pozostały dobre. Poza Giovannim i Enzo spotkaliśmy na rynku pana Cobana (od którego ciągle czekamy na umowę w sprawie listopadowego pokazu) oraz pewnego fana Magdy z Wiednia, który twierdzi, że Magda jest najseksowniejszą kobietą w Dreźnie i za każdym razem jak nas ogląda wrzuca do kapelusza coś papierowego;)

sobota, 19 maja 2012

Do białego rana


Gdy z rana Tomek zaczął pracę jako statua miał do tego wyjątkowo dogodne warunki, a złożyło się na to kilka czynników. Sobota to najlepszy dzień na taką działalność, obok w restauracji przez kilka godzin grał na żywo jazzowy big band, który swą muzyką stworzył wyjątkową atmosferę, dodatkowo optymalna pogoda – słońce i wiaterek – sprawiły, że Tomkowi pracowało się dziś wybornie. Ludzie również byli w wyśmienitych nastrojach, odbywający się w mieście festiwal jazzowy ściągnął więcej turystów niż zwykle, do tego na schodach przy Bruhlsche Terasse występował chór.


Najlepsze jak zwykle były dzieci, jedna dziewczynka dopytywała rodziców jak to działa, że wrzuca się pieniądz do puszki i statua ożywa:)
W tym czasie Magda z wielką determinacją przez kilka godzin przesłuchiwała muzykę w poszukiwaniu utworów do legalnego odtwarzania podczas pokazów i tym samym wyczerpała nasz limit transferu internetowego... Od teraz nasz internet będzie działał bardzo powoli.
Przed wieczornymi występami zdążyliśmy jedynie obejrzeć do obiadu kawałek serialu, natomiast na rynku była dziś obecna nie tylko ochrona, której unikamy, ale również grupa miejscowych ogniarzy, z którymi podzieliliśmy się miejscami na pokazy. Udało nam się wystąpić pod naszą ulubioną włoską knajpą, a drugi pokaz zrobiliśmy w nowym miejscu, pierwszy i ostatni raz. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Poznaliśmy 16 letnią baletnicę o imieniu Annabel, która zafascynowana Magdy tańcem z ogniem i również chciałaby tak występować. Magda niezwykle ucieszyła się z tej znajomości, gdyż bardzo chciałaby mieć uczennicę, zwłaszcza taką, która umie już tańczyć:) Dziewczyny umówiły się na kontakt telefoniczny w sprawie spotkania:)
Po pokazach razem z naszymi nowymi znajomymi z Wrocławia i Georgem (miejscowy ogniarz) poszliśmy na Bruhlsche Terasse, gdzie do muzyki z głośnika znów zrobiliśmy ogniowe jam session. Było nam tak przyjemnie, że postanowiliśmy pójść razem z Georgem na imprezę, na którą on i tak się wybierał. Co roku w miejscowym squacie organizowana jest wiosenna, alternatywna impreza na świeżym powietrzu, z ogniskiem, muzyką graną w różnych klimatach, projekcjami filmów, wegańskim jedzeniem i mnóstwem pozytywnie zakręconych ludzi. W wesołej atmosferze spędziliśmy tam czas do trzeciej, rozmawiając i trochę marznąc;) Nasz kontakt z Georgem jest coraz lepszy i możemy spokojnie powiedzieć, że lubimy tego gościa:) Magdę szczególnie cieszy jego towarzystwo, chociażby ze względu na fakt, że George mówi świetnie po angielsku i jest co najmniej tak samo gadatliwy jak Magda:) Gdy w końcu wybraliśmy się na tramwaj, spotkaliśmy w nim Uwe, który również wracał z tej samej imprezy. Uwe poznaliśmy w marcu, gdy odwiedzaliśmy Drezno w celu wizyty w urzędzie. Spędziliśmy wtedy jeden wieczór na Couch Surfingu u Keti, gdzie ogromną większość czasu rozmawialiśmy właśnie z Uwe. Od początku pobytu w Dreźnie planowaliśmy się do niego odezwać, ale ciągle coś sprawiało, że odkładaliśmy to na jutro;) W końcu los wsadził go do tego samego wagonu co nas i mogliśmy wymienić się numerami telefonów i wstępnie umówić na spotkanie. Byliśmy tak zaaferowani tym spotkaniem, że przy przesiadce pomyliliśmy się i wsiedliśmy do tramwaju który zabrał nas w przeciwnym kierunku. Dopiero po drodze zorientowaliśmy się, że jedziemy w złą stronę, wysiedliśmy i czekaliśmy prawie godzinę w pobliskim kebabie na właściwy tramwaj powrotny. Do domu trafiliśmy gdy zrobiło się już zupełnie jasno i nie zwlekając położyliśmy się do snu.

piątek, 18 maja 2012

Niezbyt patriotycznie


Po tych dwóch dniach wolnego od pracy Tomek z rana nałożył makijaż, perukę i pojechał do centrum statuować, Magda natomiast pracowała nad montażem upragnionego ogniowego parasola, oraz porządnie się rozciągała, jak na tancerkę przystało.


Wieczorem udaliśmy się na rynek pod Frauenkirche, gdzie zrobiliśmy wyjątkowo udane pokazy w naszych trzech najlepszych miejscach. Poznaliśmy również dwójkę ogniarzy z Wrocławia, którzy są przejazdem w Dreźnie i razem poszliśmy na Bruhlsche Terasse, gdzie spędziliśmy resztę wieczoru na wspólnym ogniowym jam session przy dźwiękach djembe.

czwartek, 17 maja 2012

Namiętności


Postanowiliśmy zostać w Dreźnie na dłużej, miasto to ma w sobie wszystko, czego nam trzeba i jest idealnym miejscem, w którym możemy przeczekać czas do odbioru naszego skutera, kupiliśmy nawet bilety miesięczne komunikacji miejskiej:) Oprócz pracy znaleźliśmy więc również czas na większe przyjemności, cały wczorajszy i dzisiejszy dzień spędziliśmy w Niemieckim Muzeum Higieny, które już wstępnie zwiedziliśmy w grudniu wraz z Krzysiem i Agnieszką.

Zdjęcie ze strony www.dhmd.de

Podczas naszej grudniowej wizyty udało nam się przejść przez połowę popularnonaukowej ekspozycji stałej „Abenteuer Mensch" („Przygoda Człowiek”), jednak do najciekawszych działów nie zdążyliśmy dotrzeć.

Zdjęcie ze strony www.mz-web.de

Tym razem udało nam się nadrobić zaległości. W sekcji dotyczącej mózgu spędziliśmy mnóstwo czasu przy interaktywnych stacjach, gdzie mogliśmy np. pojedynkować się na siłę fal Alfa, które wysyłane są przez mózg gdy człowiek się relaksuje.

Zdjęcie ze strony www.dhmd.de

W dziale mówiącym o seksualności mogliśmy poszerzyć naszą wiedzę i horyzonty zdobywając informacje zarówno statystyczne jak i historyczne. Mogliśmy też obejrzeć stosunek płciowy nagrany przy pomocy tomografu:)
A w części dotyczącej ruchu zrobiliśmy sobie zdjęcie aparatem termowizyjnym:)


Oprócz ekspozycji stałej zwiedziliśmy również całą wystawę specjalną „Die Leidenschaften” („Namiętności”), która okazała się nie mniej ciekawa niż „Abenteuer Mensch". Przedstawiona w formie spektaklu teatralnego wystawa przeprowadziła nas przez świat emocji i pasji, pozwalając nam spojrzeć na ten temat z różnych perspektyw.

Zdjęcie ze strony www.dhmd.de

Pomimo dwóch dni spędzonych w muzeum (na szczęście bilety są ważne również następnego dnia) i tak nie udało nam się zobaczyć wszystkiego, dwie wystawy dodatkowe pozostaną niestety nieodkryte.
Ze względu na kiepską pogodę ostatnie dwa wieczory spędziliśmy oglądając nasz ulubiony serial „Dexter” tym samym kładąc wisienkę na weekendowym torcie:)

wtorek, 15 maja 2012

Poważna sprawa


Do wizyty w urzędzie finansowym przygotowywaliśmy się od dłuższego czasu, nareszcie nadszedł ten dzień kiedy wypełniliśmy na brudno urzędowe tabele i z listą pytań udaliśmy się na spotkanie z urzędniczką. Spotkanie trwało ponad godzinę, w miły i uprzejmy sposób odpowiedziano na wszystkie nasze pytania, dlatego też opuszczając mury urzędu czuliśmy ulgę i zadowolenie z przebiegu rozmowy. W doborowych humorach rozdzieliliśmy się, Magda mimo butów na obcasie pojechała do marketu budowlanego po niezbędne artykuły do usprawnienia pokazów na rynku, Tomek natomiast wrócił do domu. Dzień zakończyliśmy oglądając film i zajadając smakowite jedzonko, gdyż pogoda znów nie pozwoliła nam na pokazy.

poniedziałek, 14 maja 2012

Zwiększone zapotrzebowanie na energię


Z porannego wyjazdu do miasta Tomek wrócił do domu z nowym akumulatorem do części mieszkalnej naszego kampera, oraz z innymi mniejszymi, a niezbędnymi zakupami. Dotychczas mieliśmy jeden stary akumulator, który właśnie dziś został zmieniony na nowy. Planujemy też kupić drugi w najbliższej przyszłości, żeby na dobre pożegnać się z wymuszonymi, mniej lub bardziej romantycznymi wieczorami przy świecach.
Magda po śniadaniu zaczęła pracować na komputerze i tak upłynął jej czas aż do popołudnia, kiedy to położyła się do łóżka, gdyż nie czułą się zbyt dobrze. Wieczorem postanowiliśmy ponownie zostać w domu i wyluzować się oglądając wspólnie film.


niedziela, 13 maja 2012

Chłód...


Dni takie jak ten można opisać jednym wyrazem: pracowite. Nie będziemy zanudzać Was opisami sprzątania domu czy też szczegółami naszych rozmów tego dnia. Na występy było dzisiaj za zimno, Magda więc poszła wcześniej spać, a Tomek oglądał film.

sobota, 12 maja 2012

Złamany grosz


Wyjątkowo Magda wstała dziś pierwsza, kiedy Tomek jeszcze spał zabrała się za naprawę głowic w wachlarzach ogniowych i rozciąganie. Tomek spędził większość dnia zajmując się domowymi obowiązkami, jednak przed wieczornymi pokazami nie zabrakło odpoczynku przy herbatce i audiobooku. Kiedy zjawiliśmy się na rynku okazało się, że z powodu chłodu nie ma praktycznie dla kogo występować, pustki w restauracyjnych ogródkach zmusiły nas do zrobienia występu na samym środku rynku. Zainteresował się nami chłopiec w wieku około 10 lat, zadawał Tomkowi mnóstwo pytań i przyprowadził nawet babcię, której bardzo podobał się taniec Magdy. Dzień zakończyliśmy standardową wycieczką po wodę na pole kempingowe.

piątek, 11 maja 2012

Dobre wyczucie


Po wczorajszym odpoczynku pełni nowych sił od rana wzięliśmy się z zapałem do pracy, Magda nadal pracowała nad sprzętem ogniowym i rozciągała się, a Tomek od 10:00 był już błyszczącym piosenkarzem na Bruhlsche Terasse. Po południu, gdy już zjedliśmy obiad i odpoczęliśmy, mimo zapowiadanej na noc ulewy udaliśmy się do miasta aby znów dać trochę czadu z ogniem. Gdy dotarliśmy na rynek zaczęło padać, dwa razy  pakowaliśmy sprzęt uciekając przed niezdecydowanym deszczem, aż w końcu przejaśniło się na tyle, że zrobiliśmy dwa pokazy. Wstrzeliliśmy się idealnie w moment przed prawdziwym oberwaniem chmury, pokazy były pełne energii, a ludzie zachwyceni. Gdy szliśmy z rynku na tramwaj zaczęły padać pierwsze krople, które po chwili przerodziły się w strugi deszczu.

czwartek, 10 maja 2012

Wrzuć na luz


Jako, że pogoda dziś zapowiadała się fantastycznie, Tomek ukrył twarz pod niebieską farbą i pojechał do miasta pracować jako statua, Magda natomiast zapakowała na wózeczek kosz z rzeczami do prania i pojechała tramwajem do pralni samoobsługowej. Była to nie lada wyprawa, gdyż pranie było bardzo ciężkie, po drodze trzeba było pokonywać liczne schody, a do tego Magda zabrała jeszcze plecak z komputerem. Upał był okropny, dlatego też wyprawa do pralni okazała się wyzwaniem i gdy Magda wróciła do domu była mocno osłabiona od wysiłku w słońcu, Tomek też nie miał lekko, znów pojawiły się problemy ze spływającą od potu farbą, tak więc po 3 godzinach byliśmy znów razem w domu. Magda po powrocie położyła się na macie na zewnątrz w cieniu, wkrótce przeniosła się do łóżka i spała prawie do 19:00, kiedy Tomek wziął się za sprzątanie domu.
Wieczorem postanawiamy wziąć sobie dzień wolny od pracy, zamiast na rynek poszliśmy na spacer i zrobiliśmy sobie pyszną kolację.

środa, 9 maja 2012

Podatkowy koszmar


Na dziś zaplanowaliśmy zgłębianie zawiłości niemieckiego systemu podatkowego, Tomek już od kilku dni w wolnych chwilach studiował różnego rodzaju broszury informacyjne aby ogarnąć temat i wprowadzić w niego Magdę. Sprawa pochłonęła nas całkowicie, zaczęliśmy po śniadaniu, a skończyliśmy zupełnie wykończeni około 16:00, po krótkim odpoczynku i obiedzie przygotowaliśmy się do wyjścia na ogień i opuściliśmy nasz dom. Na rynku zrobiliśmy tylko dwa pokazy, Magda nie była dziś w stanie dalej pracować w takich warunkach. Tomek z obawy przed wyrzuceniem z rynku przez ochronę ściszał muzykę, a dodatkowo ludzie przechodzili co chwile przez miejsce wyznaczone dla Magdy do tańca. Coś tu trzeba będzie zmienić...

wtorek, 8 maja 2012

Banana hammer

Po dwóch dniach przerwy w statuowaniu gdy tylko pogoda się polepszyła Tomek wystartował od rana do centrum, co prawda na początku musiał chronić się przed przelotnym deszczem, ale potem udało mu się przez kilka godzin stać w spokoju. Magda w tym czasie dalej uparcie poprawiała głowice ogniowe oraz pracowała nad swoją kondycją rozciągając się na macie obok kampera. Tak minęła nam większa część dnia, a gdy wieczorem trafiliśmy na rynek zrobiliśmy trzy bardzo udane pokazy, Magda zdecydowanie była dziś w swoim żywiole. Podczas ostatniego występu wśród zebranej publiczności znalazła się grupka młodzieży, która jak się później okazało była mieszaniną ludzi z (dosłownie) całego świata. Tak więc oprócz dwóch Polaków, poznaliśmy dziewczyny z Alaski, Australii, Islandii, Włoch, chłopaków z Południowej Afryki, USA... Wszyscy mieli około 18 lat, byli w trakcie rocznej wymiany z Rotary Clubu i bardzo dobrze nam się z nimi rozmawiało, a zwłaszcza zafascynowały nas ich opowieści o krajach, z których pochodzą.
Weźmy na ten przykład Alaskę, historie jakie można usłyszeć zadziwiają i fascynują. Zacznijmy od tego, że zimą temperatura spada do minus 60 stopni, do tego jest bardzo suche powietrze. Gdy w domu zabraknie młotka, można wystawić na dwie minuty banana za okno i już można wbijać gwoździe. Puszczanie baniek mydlanych kończy się spadaniem lodowych kryształków podobnych do śniegu, do tego wszystko jest silnie naelektryzowane i idąc przez mieszkanie trzeba się rozładowywać o ścianę, żeby przypadkowo nie puścić błyskawicy dłonią... Alaska ma jedną wspólną rzecz z Południową Afryką, mieszkańcy obu tych krajów uważają za osobliwy fakt, że w Europie wychodząc z domu nie trzeba obawiać się dzikich zwierząt. W Afryce oprócz zwierząt należy obawiać się również tubylców, zapuszczając się w getto Zulusów ryzykuje się śmierć. Turyści mogą jednak być spokojni, wszyscy wiedząc, że po morderstwie turysty policja weźmie się sprawnie do roboty i szybko złapie przestępcę. Szybko czyli w dwa lata, zamiast tak jak normalnie, w cztery.
Rozstaliśmy się dopiero około 2:00 w nocy, kiedy to już byliśmy potwornie zmarznięci, a w międzyczasie nawiązaliśmy jeszcze znajomość z muzykiem grającym na akordeonie, który niedawno znów pojawił się na Bruhlsche Terasse w miejscu, w którym do tej pory występowaliśmy po 22:00. Okazało się, że nie musimy szukać sobie nowego miejsca, ponieważ muzyk z chęcią zrobi sobie przerwę zawsze wtedy kiedy będziemy chcieli włączyć naszą muzykę i zrobić krótki pokaz.

poniedziałek, 7 maja 2012

Na fali


Poranek spędziliśmy na naprawianiu własnych błędów, które popełniliśmy w niedalekiej przeszłości. Tomek prostował blaszaną część bagażnika na skuter, którą wygiął na niewidzialnym słupie w Innsbrucku. Magda naprawiała głowice do hula hop, niestety po kilku występach okazało się, że głowice zostały zrobione źle i zaczęły się rozpadać... Niestety próba wykorzystania używanego kewlaru okazała się zupełnie nieopłacalna.
O 15.15 stawiliśmy się na umówione spotkanie z panem Ümitem Cobanem, którego poznaliśmy ostatnio na rynku. Pan Coban jest właścicielem firmy deweloperskiej i zarazem organizatorem balu golfowego, na którym co roku pojawia się elita drezdeńskiego świata biznesu i nie tylko. Bal odbędzie się w sali kongresowej w połowie listopada i jak co roku oprócz muzyki na żywo grupa około 600 gości będzie miała przyjemność obejrzeć trzy wyjątkowe spektakle, jednym z nich ma być Magdy taniec z ogniem. W ubiegłych latach goście mogli podziwiać między innymi żonglerkę kontaktową jak i różnego rodzaju występy taneczne.
Pan Coban, jak na biznesmena przystało, okazał się być bardzo konkretny, ustaliliśmy wszystkie szczegóły, umówiliśmy się na warunki. Pokaz ma trwać 10 do 15 minut, Magda będzie musiała uszyć specjalnie kostium na tę okazję i przygotować choreografię zawierającą elementy tańca orientalnego, które tak bardzo się panu Cobanowi spodobały (trzy razy wspominał o fali brzucha). Wszystko wskazuje na to, że mamy to zlecenie:) Teraz tylko trzeba poczekać na podpisanie umowy, ale to czysta formalność.
Wyszliśmy ze spotkania bardzo zadowoleni, taki pokaz jest dla nas niesamowitą okazją. Mamy pół roku na przygotowanie występu, dzięki czemu będziemy mogli dopracować wszystko w najdrobniejszych szczegółach – z pewnością będzie to najlepszy pokaz jaki dotychczas zrobiliśmy. Poza tym z okazji balu wydawany jest magazyn, który otrzymają wszyscy goście i w którym zamieszczony będzie artykuł o Magdzie:) Niezła darmowa reklama, biorąc pod uwagę fakt, że trafi to do kilkuset bardzo bogatych osób.
Do wieczornego wyjścia na rynek czas upłynął nam na domowych obowiązkach. Z powodu ochłodzenia na rynku nie było dla kogo występować. Wróciliśmy do domu po jednym występie i wykorzystaliśmy czas na uzupełnienie zapasów wody i inne rutynowe kamperowe obowiązki.

niedziela, 6 maja 2012

Mack Net


Pogoda popsuła się zupełnie, nie mieliśmy więc dzisiaj szansy na doładowanie akumulatora pokładowego... Magda wzięła komputer i pojechała do McDonaldsa, gdzie bez problemu można podłączyć się do prądu. Tomek wykorzystał ten czas na odpoczynek, nieczęsto zdarza się, że ma pusty dom tylko dla siebie;) Wieczorem zamieniliśmy się rolami, Magda siedziała w domu i słuchając audiobooka starała się w miarę pożytecznie wykorzystać czas (co w ciemności nie jest łatwe), a Tomek pojechał rowerem do Macka, bynajmniej nie na kolację.  

sobota, 5 maja 2012

Online


Taki jakiś nijaki ten dzień był, Tomek musiał wcześniej wrócić ze statuowania z powodu deszczu, a na ogień nie poszliśmy w ogóle. Magda cały dzień zajmowała się różnymi domowymi sprawami, słuchając oczywiście audiobooka. Kupiliśmy dzisiaj w końcu doładowanie do internetu, i przez to wyczerpaliśmy zasoby prądu w kamperze korzystając z komputera. Wieczór więc spędziliśmy w półmroku, Tomek próbował skonstruować lampkę na baterie, a Magda budowała stelaż pod nowe legowisko dla Truskawy.  

piątek, 4 maja 2012

Nie ma tego złego...


Tomek wyszykował się dziś zupełnie sam i przed 11.00 stał już na Bruhlsche Terasse w roli piosenkarza. Dzisiejsze statuowanie było dużo przyjemniejsze niż poprzednie, gdyż skończyły się te bezlitosne upały. Niestety pochmurne niebo nie sprzyja tłumom turystów...
Magdy ciało zajmowało się cały dzień domowymi obowiązkami, umysł natomiast był całkowicie zanurzony w historii Lisbeth Salander.
Do obiadu obejrzeliśmy film, a wieczorem poszliśmy na rynek. Dzisiejsze pokazy z jednej strony nie były zbyt udane, ale z drugiej strony może okażą się owocne. Pierwszy pokaz zepsuł nam żebrak, który postanowił po naszym pokazie zbierać datki dla siebie, do tego Tomek uparcie nie chciał włączyć muzyki wystarczająco głośno, tak że Magda ledwo słyszała do czego tańczy. Na tym polu mamy konflikt odkąd dostaliśmy ostrzeżenie od ochrony, Tomek jest dużo bardziej ostrożny od Magdy. Jedyna dobra rzecz jaka wyszła z tego występu to kontakt z facetem, który chce nas zatrudnić na balu golfowym w listopadzie, szczegóły na poniedziałkowym spotkaniu. Pozostałe dwa występy również pozostawiają wiele do życzenia...
Gdy zbieraliśmy się na Bruhlsche Terasse podeszła do nas para podróżników z Jeny, którzy także trochę występują z ogniem. Spędziliśmy razem resztę wieczoru, chociaż nie nawiązaliśmy z nimi głębokiej nici porozumienia, to miło minął nam czas.

czwartek, 3 maja 2012

System


Nadeszło pogorszenie pogody, Tomek nie poszedł więc dziś na statuowanie, zamiast tego od rana dzwonił w sprawie pozwolenia na używanie głośnika podczas występów ogniowych. Niestety, jak się okazało, oficjalnie na całej starówce nie można używać żadnego nagłośnienia aż do końca sierpnia, czyli w sezonie. Gdybyśmy natomiast chcieli uzyskać pozwolenie na wrzesień, też nie jest to takie proste i wiąże się z dużą ilością formalności. Jesteśmy więc skazani na nielegalne przemykanie od jednego pokazu na drugi, bez statywu i mikrofonu, żeby nie zwracać na siebie zbyt dużo uwagi. Problem polega na tym, że praca artystów ulicznych polega właśnie na zwracaniu na siebie uwagi... Jak na razie nie jest tak źle, Drezno i tak jest najlepszym miastem jakie mamy. Niestety zdaje się, że zaczynamy być zagrożonym gatunkiem, w coraz większej ilości miast zabrania się używania nagłośnienia, albo ognia... Musimy nasz rozwój skierować w stronę zamawianych pokazów zanim wszystkie miasta zaostrzą przepisy.
Całą resztę dnia Tomek spędził zgłębiając system rozliczeń podatkowych w Niemczech. Nie możemy jeszcze powiedzieć, że wiemy o co w tym chodzi, ale mamy mgliste pojęcie jak się za to zabrać;)
Magda pojechała za to do miasta załatwiać różne drobne sprawy, a gdy wróciła zajęła się rozciąganiem i obiadem. Wkręciła się mocno w słuchanie trylogii Millenium Stiega Larssona w formie audiobooka, wszystkie te rzeczy robiła więc ze słuchawkami na uszach. Wieczorem jak zwykle wybraliśmy się na rynek, gdy zaczęliśmy się rozkładać przed Classic okazało się, że Tomek zapomniał spakować hula hop... Hula hop jest najważniejszym punktem naszych występów, nie ma więc takiej możliwości, żeby zrobić pokaz tylko na wachlarzach i poi... Magda została zresztą sprzętu, a Tomek pobiegł na tramwaj i po godzinie był z powrotem. Przed dziesiątą udało nam się zrobić tylko jeden pokaz na Neumarkt, a gdy przenieśliśmy się na Bruhlsche Terasse, to było tak pusto i zimno, że po dwóch wyjściach z hula hop do kapelusza wpadło tylko 1 euro.
Wróciliśmy więc do domu, Tomek pojechał po wodę, a Magda w tym czasie długo spacerowała z Collette, która nie lubi jeździć samochodem.

środa, 2 maja 2012

Pomnik


Tomek obudził się jak zwykle niemalże o świcie i jego oko było zupełnie zdrowe, od razu zabrał się więc za malowanie i przebieranie za piosenkarza. Dzisiaj próbował zrobić wszystko samodzielnie, jednak tak czy inaczej obudził w końcu Magdę, żeby pomogła mu z peruką, nie jest to takie proste... Tym razem pokrywając twarz lakierem zasłoniliśmy oczy, żeby uniknąć takiego wypadku jak wczoraj.
Tomek stał na Bruhlsche Terasse cztery godziny, w tym czasie Magda posprzątała cały dom w ramach cotygodniowych porządków;) Piosenkarz jest już całkiem niezły w swojej profesji, czasem przechodzący turyści zastanawiają się czy jest żywy, czy może jest pomnikiem, a gdy wrzucają monetę i Tomek się poruszy, aż podskakują ze zdziwienia. Czasem zdarza się jakieś rezolutne dziecko, które po dokładnym obejrzeniu statuy mówi, że wystają jej czarne włosy;) Farba pokryta lakierem trzyma się dobrze, oczy nie łzawią, pozostaje tylko podgolić Tomkowi włosy na karku, które widać spod peruki gdy zawieje wiatr;) Gdy piosenkarz wraca po pracy do domu jest zawsze zadowolony i trochę zmęczony, chociaż oddychanie centrum mocy przez kilka godzin doładowuje:)


Popołudnie spędziliśmy częściowo na oglądaniu bajek do obiadu, a częściowo na rozkminianiu jak działają niemieckie podatki – Tomek w końcu zabrał się za stosik broszur z urzędu.
Postanowiliśmy zignorować krótką burzę, która odwiedziła miasto i pojechaliśmy na wieczorny ogień. Atmosfera w mieście była bardzo spokojna, zrobiliśmy trzy pokazy w naszych standardowych miejscach i chcieliśmy kontynuować na Bruhlsche Terasse jednak zaczął padać deszcz i wróciliśmy do domu.  

wtorek, 1 maja 2012

Jak przez mgłę


Tomek wstał o siódmej i zaczął szykować się do statuowania, jednak są pewne elementy charakteryzacji, których nie był w stanie wykonać sam. Obudził więc Magdę, która poszła spać po trzeciej i półprzytomna pomogła mu między innymi z peruką. Niebieska farba została dziś pokryta dokładnie specjalnym lakierem, który miał zabezpieczyć ją przed spływaniem.
Na Bruhlsche Terasse ludzi było mnóstwo, gdyż o dziesiątej rozpoczęła się podobno największa na świecie parada wycieczkowych parowców, która otwierała oficjalnie sezon dla tych gigantów. Liczni turyści chętnie wrzucali Tomkowi drobne do puszki, dzień więc był wyjątkowo udany pod tym względem.
Magda przez cały dzień nie mogła dojść do siebie, półprzytomna próbowała zająć się trochę domem, ale niewiele z tego wyszło. W końcu postanowiła iść na drzemkę, która przekształciła się w czterogodzinny sen w środku dnia...
Pomimo hojnej publiczności piosenkarz nie miał dziś łatwego dnia. Podczas stania stopniowo coraz gorzej widział na jedno oko, gdy wracał do domu bolało go już bardzo mocno. Gdy później zmył makijaż wcale nie było lepiej, oko łzawiło coraz mocniej, a do tego Tomek dostał kataru. Postanowił się położyć na drzemkę do momentu wyjścia na ogień. Wszystko wskazuje na to, że nowy lakier zabezpieczył farbę przed spływaniem, ale przypadkowo dostał się do oka i silnie podrażnił spojówkę...
Na rynku mieliśmy bardzo udane występy, poznaliśmy grupkę muzyków, którzy koncertowali przy pomniku przed Classic i zrobiliśmy z nimi bardzo przyjemny pokaz, jednak było coraz gorzej z okiem Tomka. Łzawiło tak, jakby Tomek cały czas płakał, do tego ten katar... Po trzecim pokazie, około dziesiątej postanowiliśmy odpuścić sobie Bruhlsche Terasse i wróciliśmy do domu, jednak biedny Tomek nie mógł od razu iść spać. Trzeba było jeszcze jechać po wodę (Magda nawet nie wie jak się za to zabrać), na szczęście w nocy można to załatwić bardzo szybko.
Mamy nadzieję, że jutro będzie lepiej, Magda bardzo się martwi...