Z ulgą wróciliśmy do kampera, po czym poszliśmy na spacer po mieście – Magda nie czuła się najlepiej, gdyż wykończył ją stres, więc nie chcieliśmy zabierać się za nic poważnego.
Chcieliśmy iść na lody i tu spotkała nas ciekawa sytuacja. Weszliśmy do lodziarni i gdy chcieliśmy zabrać się za kupowanie, właściciel uprzejmie nas poinformował, że lody są stare i nie może nam ich sprzedać. Przeprosił nas bardzo i zaprosił jutro, gdy lody będą świeże.
Po przechadzce Magda wzięła komputer i poszła poszukać jakiegoś źródła internetu. Udało jej się znaleźć niezabezpieczoną sieć z całkiem przyzwoitym zasięgiem, z której nawet zdążyła skorzystać siedząc po turecku na chodniku:) Postanowiliśmy wrócić tu na internet wieczorem, a tymczasem przenieść się na wcześniej upatrzony darmowy parking, który był dość obskurny, ale za to blisko wspaniałej plaży, na której zgodnie z naszymi zwyczajami ucięliśmy sobie drzemkę z widokiem na miasto;)
Pouczyliśmy się jeszcze razem matematyki i pojechaliśmy znów do centrum – chcieliśmy ustawić się kamperem tak, żeby łapać darmową sieć będąc w środku. Niestety wszystkie miejsca parkingowe były zajęte, postanowiliśmy więc pójść do pobliskiej restauracji na pyszną pizzę, dzięki czemu mieliśmy nieograniczoną ilość prądu i internet. Magda siedziała przed komputerem aż do zamknięcia restauracji, a Tomek w tym czasie wpadł w ciąg dalszy szału sprzątania i doprowadził do błysku kuchnię. Późno w nocy wróciliśmy na nasz spokojny parking w dżungli, Magda jeszcze pracowała, a Tomek poszedł wcześniej spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz