czwartek, 27 października 2011

Wszyscy wiedzą gdzie jest pan doktor

O godzinie 9 gdy otworzono centrum informacji turystycznej Magda dowiedziała się gdzie jest weterynarz – na szczęście pani również jest właścicielką kota, poleciła więc najlepszego lekarza w miasteczku i umówiła nas od razu na wizytę na godzinę 10. Pan doktor okazał się być rewelacyjny! Wprawdzie słabo mówił po angielsku, ale nie przeszkodziło mu to z pełną troską i profesjonalizmem zająć się Truskawą. Zbadaliśmy krew i mocz, kot został dokładnie obejrzany i została postawiona diagnoza – zapalenie pęcherza, nerki zdrowe. Truskawuś dostał antybiotyk (Magda będzie teraz codziennie dawać mu zastrzyki) i specjalną karmę weterynaryjną, będzie zdrowy za kilka dni:) Przy okazji poprosiliśmy o zapisanie tabletek ziołowych dla Collette, które pozwolą jej spokojnie spać podczas podróży – ona się bardzo stresuje za każdym razem gdy gdzieś jedziemy.
Z ulgą wróciliśmy do kampera, po czym poszliśmy na spacer po mieście – Magda nie czuła się najlepiej, gdyż wykończył ją stres, więc nie chcieliśmy zabierać się za nic poważnego.



Chcieliśmy iść na lody i tu spotkała nas ciekawa sytuacja. Weszliśmy do lodziarni i gdy chcieliśmy zabrać się za kupowanie, właściciel uprzejmie nas poinformował, że lody są stare i nie może nam ich sprzedać. Przeprosił nas bardzo i zaprosił jutro, gdy lody będą świeże.
Po przechadzce Magda wzięła komputer i poszła poszukać jakiegoś źródła internetu. Udało jej się znaleźć niezabezpieczoną sieć z całkiem przyzwoitym zasięgiem, z której nawet zdążyła skorzystać siedząc po turecku na chodniku:) Postanowiliśmy wrócić tu na internet wieczorem, a tymczasem przenieść się na wcześniej upatrzony darmowy parking, który był dość obskurny, ale za to blisko wspaniałej plaży, na której zgodnie z naszymi zwyczajami ucięliśmy sobie drzemkę z widokiem na miasto;)


Pouczyliśmy się jeszcze razem matematyki i pojechaliśmy znów do centrum – chcieliśmy ustawić się kamperem tak, żeby łapać darmową sieć będąc w środku. Niestety wszystkie miejsca parkingowe były zajęte, postanowiliśmy więc pójść do pobliskiej restauracji na pyszną pizzę, dzięki czemu mieliśmy nieograniczoną ilość prądu i internet. Magda siedziała przed komputerem aż do zamknięcia restauracji, a Tomek w tym czasie wpadł w ciąg dalszy szału sprzątania i doprowadził do błysku kuchnię. Późno w nocy wróciliśmy na nasz spokojny parking w dżungli, Magda jeszcze pracowała, a Tomek poszedł wcześniej spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz