poniedziałek, 10 października 2011

Non parlo l`italiano

Magda od rana bardzo źle się czuła, ból miesiączkowy nie pozwolił jej spać w nocy, dopiero rano termofor przyniósł ulgę. Kiedy Magda odsypiała Tomek ugotował pyszną zupę - krem z dyni , z ciasteczkami amaretto, na którą składniki zbieraliśmy już od dłuższego czasu.
Chcieliśmy z rana pojechać do miasta i załatwić pozwolenie na występowanie ale z powodu Magdy niedysponowania do urzędu miasta dotarliśmy tuż przed południem. Włosi mają bardzo przejrzysty system pracy:) pomiędzy 12.30, a 14:00 jest przerwa i wtedy wszystko jest zamykane z wyjątkiem restauracji. Mieliśmy zaledwie pół godziny na zbadanie i załatwienie tej sprawy. Nasza taktyka polegająca na tym, że Tomek rozpoczynał rozmowę po włosku, a następnie próbował przejść na język niemiecki lub angielski poskutkowała i mimo że odsyłano nas od urzędu do urzędu, to w końcu dowiedzieliśmy się, że możemy występować bez pozwolenia.
Zadowoleni z przebiegu wydarzeń, zamieniliśmy się na moment w turystów i objechaliśmy miasto skuterem robiąc przy tym zdjęcia i dobrze się bawiąc.




Po powrocie do kampera Magda znów poczuła się gorzej, krótka drzemka przekształciła się u niej w kilkugodzinny, regenerujący sen. Przed wyjściem na wieczorne pokazy rozpoczęliśmy partyjkę scrabble, gdyż nie mieliśmy głowy do żadnych odpowiedzialnych zadań.
Dziś do miasta pojechaliśmy wyjątkowo wcześnie, obawialiśmy się, że ludzi szybko wywieje i mieliśmy racje. Pierwszy występ zrobiliśmy jeszcze przed zmrokiem i był to jedyny dochodowy pokaz dzisiejszego wieczoru. Dwa pozostałe były bardziej dla zabawy i dla treningu, gdyż przechodzący ludzie nawet się nie zatrzymywali. Mimo wszystko jesteśmy zadowoleni z naszego pierwszego wieczoru w pracy we Włoszech, jak na tak małe miasteczko poza sezonem było nieźle i wiemy już, że będziemy mieli z czego żyć do grudnia:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz