Plan był taki, żeby wstać około 6 rano i zdążyć do pralni zanim będą zajęte miejsca parkingowe i parking będzie płatny. To była teoria. W praktyce, Magda od rana czuła się tak fatalnie, że wstała z wielkim trudem i trochę czasu zajęło zanim się zebrała do wyjazdu. Przed pralnią wylądowaliśmy po 7, Magda niczym zombie pomogła Tomkowi nastawić pranie po czym wróciła do kampera umierać w spokoju. Po krótkiej drzemce udało jej się zmobilizować do pracy na komputerze, jednak nie na długo. Tomek samodzielnie zakończył misję z praniem, załatwił tankowanie wody, a gdy tylko wróciliśmy na nasze miejsce postojowe Magda położyła się i zasnęła jak zabita.
Tomek miał dużo czasu, żeby zająć się czym tylko by chciał, Magda spała w końcu kilka godzin. Nasz pracuś więc posprzątał łazienkę, zrobił obiad i poskładał pranie. W końcu postanowił obudzić Magdę, żeby mogła świadomie podjąć decyzje o dzisiejszej pracy. Padło na kolejny dzień wolny, gdyż jak wiadomo nie wolno tańczyć z ogniem gdy człowiek nie czuje się najlepiej.
Kolejny wieczór spędziliśmy w domu grając w scrabble i relaksując się spokojnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz