wtorek, 25 października 2011

Shimmy cha cha

Padać zaczęło już w nocy i lało przez cały dzień. Nie żeby to był jakiś tam deszczyk, zwykła porządna ulewa. Niestety Tomek zmuszony był jechać do tej drogiej kafejki internetowej, gdyż dziś był ostatni dzień na przedłużenie naszej polisy ubezpieczeniowej. Przy okazji próbował się dowiedzieć czegoś więcej na temat gazu – otóż jedyną opcją dla nas możliwą jest kupienie włoskiej butli i nowego reduktora, żeby butla pasowała do naszego systemu. Na razie gaz jeszcze nam się nie skończył, więc poczekamy – może znajdzie się jakieś lepsze rozwiązanie.
Z powodu deszczu najbardziej cierpi Collette, która nie może wylegiwać się na dworze, tylko musi leżeć w przejściu ciągle narażona na podeptanie. Magdzie było ciągle zimno, więc zamiast włączyć ogrzewanie (oszczędzamy gaz) przez cały dzień trenowała ruchy z tańca brzucha, które pozwalały jej się odrobinę rozgrzać. Gdyby ktoś spojrzał na naszego kampera dzisiejszego dnia zapewne wybuchnąłby śmiechem – na podłodze duży czarny pies, obok dziewczyna ćwicząca shimmy w szaliku i nausznikach, a w kuchni facet przygotowujący obiad lub herbatę, do tego leniwy śpiący kot rozwalony na środku stołu. Na szczęście prognozy przewidują poprawę pogody, co potwierdza fakt, że wieczorem przestało padać:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz