wtorek, 11 października 2011

W końcu to 11

Dzisiejszy dzień był dla nas wymagający, w sumie nic takiego się nie stało, ale to słowo najlepiej opisuje nasze dzisiejsze samopoczucie. Znów wstaliśmy z opóźnieniem, co częściowo było powodem naszych porannych średnich humorów w stylu „nie mów do mnie rano”. Trzeba było jechać po wodę, na szczęście Tomek gdzieś wczoraj wypatrzył kemping. Cała wyprawa połączona z zakupami spożywczymi zajęła nam bardzo dużo czasu, gdyż mieszkamy poza miastem, kemping jest po drugiej jego stronie, a drogi wzdłuż wybrzeża są tak skonstruowane, że pojazdy wyższe niż 3 metry mają 20 minutowy objazd do naszego parkingu... Do tego wszystkiego Magda poczuła nawracające przeziębienie – wczoraj jeżdżąc po mieście skuterem zapomniała o minionym bólu gardła i zupełnie źle się ubrała.
Po południu Tomek poszedł bębnić nad jezioro, a Magda starała się jak najbardziej pożytecznie wykorzystać ten czas. W obawie o Magdy zdrowie znów postanowiliśmy nie ruszać się z domu, wyjazd skuterem i taniec z gołym brzuchem uznaliśmy za zły pomysł. Za to scrabble okazały się świetnym pomysłem, zwłaszcza, że poprawiły nam nasze dość kiepskie nastroje do tego stopnia, że później zdobyliśmy się jeszcze na odrobinę pracy koncepcyjnej:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz