środa, 26 października 2011

Miaaau!

Świecące od rana słońce wprawiło nas w rewelacyjne nastroje, Tomek nawet zabrał się za gotowanie pysznego śniadania, niestety w środku smażenia cebulki skończył się gaz... Mamy więc teraz włoski reduktor i jedną z naszych starych butli na miejscu pasażera w kabinie kierowcy...
Dzień spędziliśmy jak zwykle pracowicie – Tomek sprzątał w domu, a Magda oklejała hula hop i dorabiała miękkie rączki do wachlarzy. Gdy praca nam się trochę znudziła pojechaliśmy razem do największego miejscowego sklepu, żeby odkryć asortyment bio włoskich serów – mozzarella, parmezan i kilka innych, mniej znanych pyszności. Przez ostatni czas byliśmy prawie weganami, gdyż jedyne bio produkty nabiałowe dostępne w sklepach to były jajka. Po powrocie zjedliśmy więc świąteczną kolację i wróciliśmy do sprzątania domu (po deszczu zawsze jest co sprzątać w kamperze).
W pewnym momencie zauważyliśmy, że Truskawa kilka razy pod rząd w bardzo krótkich odstępach czasu poszedł do kuwety. U Magdy od razu zaświeciła się czerwona lampka, a gdy po chwili kot został przyłapany na próbie nasikania na kanapę, wiadomo było o co chodzi – prawdopodobnie rozchorował się na pęcherz lub nerki. Obserwowaliśmy go bardzo uważnie przez jakiś czas, co zaowocowało pobraniem próbki moczu do analizy, gdyż jutro z samego rana na pewno pojedziemy do weterynarza. Bardzo się martwimy, gdyż choroby układu moczowego u kotów są szczególnie niebezpieczne... Zwłaszcza nerki... Magda tak się zdenerwowała, że nie mogła już nic pożytecznego dzisiaj zrobić, pojechaliśmy więc na parking w centrum, gdyż rano nasz plac będzie tak bardzo zastawiony samochodami, że nie będziemy mogli wyjechać. Przed pójściem spać Tomek wyniósł poduchy od kanap do kabiny kierowcy, którą szczelnie zamknął. Nasz Truskawuś zwykle jest bardzo czysty i praktycznie nigdy nie zdarza mu się załatwiać poza kuwetą, jednak chory kot kojarzy kuwetę z bólem, szuka więc innego miejsca w nadziei, że tam nie będzie bolało... Biedaczek:(


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz