Jak zwykle z urzędu zostaliśmy odesłani na policję, gdzie dowiedzieliśmy się, że w Mediolanie występy z ogniem są absolutnie zabronione, do tego gdybyśmy chcieli występować jako artyści uliczni w innej dziedzinie, to też byśmy pozwolenia nie dostali – występować tu mogą tylko mieszkańcy Włoch!
O dziwo nie zmartwiliśmy się tym za bardzo – tak nam się to miasto nie podoba, że poniekąd z ulgą podjęliśmy decyzję o natychmiastowym wyjeździe. Postanowiliśmy jeszcze przespacerować się po centrum, a później poszukać dostępu do internetu.
Według prognozy pogody najcieplejszym miejscem w obrębie około 200 kilometrów okazała się Genua, tam też postanowiliśmy się wybrać. Nie do samej Genui, jednak do jakiegoś małego nadmorskiego miasteczka, tego właśnie nam trzeba!
Przed ostatecznym wyjazdem trzeba było zatankować, niestety gotówka nam się już skończyła i pierwszy raz od bardzo dawna Tomek chciał użyć karty kredytowej. Gdy przyszło do płacenia okazało się, że Tomek zapomniał jaki jest pin... Druga karta od konta bankowego nie chciała działać, a paliwo było już w baku, Tomek zostawił więc dowód osobisty i pojechaliśmy do najbliższego bankomatu. Niestety karta w bankomacie również nie chciała działać, zatrzymaliśmy się na pobliskim parkingu, żeby zastanowić się co robimy. Magda postanowiła spróbować szczęścia i udało się – wykryła niezabezpieczoną sieć bezprzewodową, która pozwoliła nam na zadzwonienie do banku i odblokowanie obydwu kart! Nie wyobrażacie sobie jaką ulgę poczuliśmy, gdy mogliśmy z wypłaconą gotówką wrócić na stację benzynową i w końcu ruszyć w trasę.
Jakimś cudem poszliśmy po rozum do głowy i zdecydowaliśmy się jechać płatną autostradą, która okazała się nie być wcale taka droga, a dzięki temu uniknęliśmy górskich serpentyn, które pokonywane kamperem są dość niebezpieczne, a do tego nasz Fiacik ledwo wtedy zipie. Dojechaliśmy na wybrzeże późno, zatrzymaliśmy się na parkingu wzdłuż drogi, za to tuż przy morzu Liguryjskim! Nie możemy się doczekać poranka:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz