Tomek planował dziś iść znów na
statuowanie, w końcu jest sobota i pogoda się poprawiła, jednak
gdy wstał poczuł ogarniającą go niemoc, która skutecznie
zawróciła go do łóżka. Mamy nadzieję, że to tylko objawy
rozwijającego się u Tomka lenistwa, a nie osłabienie organizmu.
Po tym jak już wygrzebaliśmy się z
łóżka, Magda pojechała rowerem do miasta i przejżała dokładnie
dwa znane nam lumpeksy w poszukiwaniu ubrań do występów, a Tomek,
również na rowerze zwiedzał okolice KOKu robiąc przy okazji
zakupy. Gdy wymęczona Magda wróciła do domu zdążyła tylko coś
zjeść i już przyjechał Georg, żeby razem trenować, jednak oboje
byli na tyle zmęczeni, że zamiast treningu przegadali godzinę
pozostałą do przygotowywania sie do pracy.
Na rynku zastaliśmy atmosferę
mistrzostw piłkarskich, ludzie ewidentnie koncentrowali energię na
meczu, a nie na naszych pokazach. Mimo to udało nam się zrobić
trzy występy, choć nie bez trudności. Gdy występowaliśmy przed
kameralną restauracją, przy której nie było telewizora i którą
zawsze bardzo lubimy, zdarzyła się rzecz, która jeszcze nigdy
wcześniej nam się nie przytrafiła, co więcej nie miała nic
wspólnego z piłką nożną;) W momencie, w którym włączyliśmy
muzykę pewna kobieta siedząca w pierwszym rzędzie spojżała na
nas i bardzo głośno powiedziała "To chyba nie jest teraz
konieczne". Osłupieliśmy. Co więcej byliśmy pewni, że
wszyscy goście restauracji to słyszeli. Ściszyliśmy muzykę i
zaczęliśmy się zastranawiać co teraz zrobić, kobieta nie
obdażyła nas już nawet spojżeniem i z zapałem zajęła się
swoim talerzem oraz rozmową z mężczyzną, z którym siedziała.
Nasze humory podupadły, stwierdziliśmy, że musimy poczekać aż ta
baba zje i sobie pójdzie. Czekaliśmy więc cierpliwie, danie
główne, deser, wino... Nie zapowiadało się, żeby miała zamiar
szybko skończyć... Uznaliśmy, że skoro już się najadła, to
może będzie miała lepsze nastawienie, włączyliśmy więc
nieśmiało muzykę i niczym za sprawą magicznej różdżki pani
nagle usmiechała się do nas z zainteresowaniem! Pokaz był bardzo
udany, a jej toważysz był jedyną osobą, która wrzuciła papierek
do kapelusza.
Po pracy zmęczony Tomek wrócił do
domu, a Magda jak to ostatnio często bywa została w mieście, żeby
pogadać z Georgiem o naszym listopadowym pokazie, w końcu nie ma to
jak opinia i rada innego ogniarza:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz