sobota, 9 czerwca 2012

Ropucha


Tomek planował dziś iść znów na statuowanie, w końcu jest sobota i pogoda się poprawiła, jednak gdy wstał poczuł ogarniającą go niemoc, która skutecznie zawróciła go do łóżka. Mamy nadzieję, że to tylko objawy rozwijającego się u Tomka lenistwa, a nie osłabienie organizmu.
Po tym jak już wygrzebaliśmy się z łóżka, Magda pojechała rowerem do miasta i przejżała dokładnie dwa znane nam lumpeksy w poszukiwaniu ubrań do występów, a Tomek, również na rowerze zwiedzał okolice KOKu robiąc przy okazji zakupy. Gdy wymęczona Magda wróciła do domu zdążyła tylko coś zjeść i już przyjechał Georg, żeby razem trenować, jednak oboje byli na tyle zmęczeni, że zamiast treningu przegadali godzinę pozostałą do przygotowywania sie do pracy.
Na rynku zastaliśmy atmosferę mistrzostw piłkarskich, ludzie ewidentnie koncentrowali energię na meczu, a nie na naszych pokazach. Mimo to udało nam się zrobić trzy występy, choć nie bez trudności. Gdy występowaliśmy przed kameralną restauracją, przy której nie było telewizora i którą zawsze bardzo lubimy, zdarzyła się rzecz, która jeszcze nigdy wcześniej nam się nie przytrafiła, co więcej nie miała nic wspólnego z piłką nożną;) W momencie, w którym włączyliśmy muzykę pewna kobieta siedząca w pierwszym rzędzie spojżała na nas i bardzo głośno powiedziała "To chyba nie jest teraz konieczne". Osłupieliśmy. Co więcej byliśmy pewni, że wszyscy goście restauracji to słyszeli. Ściszyliśmy muzykę i zaczęliśmy się zastranawiać co teraz zrobić, kobieta nie obdażyła nas już nawet spojżeniem i z zapałem zajęła się swoim talerzem oraz rozmową z mężczyzną, z którym siedziała. Nasze humory podupadły, stwierdziliśmy, że musimy poczekać aż ta baba zje i sobie pójdzie. Czekaliśmy więc cierpliwie, danie główne, deser, wino... Nie zapowiadało się, żeby miała zamiar szybko skończyć... Uznaliśmy, że skoro już się najadła, to może będzie miała lepsze nastawienie, włączyliśmy więc nieśmiało muzykę i niczym za sprawą magicznej różdżki pani nagle usmiechała się do nas z zainteresowaniem! Pokaz był bardzo udany, a jej toważysz był jedyną osobą, która wrzuciła papierek do kapelusza.
Po pracy zmęczony Tomek wrócił do domu, a Magda jak to ostatnio często bywa została w mieście, żeby pogadać z Georgiem o naszym listopadowym pokazie, w końcu nie ma to jak opinia i rada innego ogniarza:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz