poniedziałek, 11 czerwca 2012

Call me irresponsible


Gdy Magda obudziła się rano, poczuła skutki wczorajszego uderzenia kijem w postaci bólu głowy, do tego jej pęcherz jakby przypominał, że zimowe zapalenie wcale nie zostało dobrze wyleczone... Postanowiła więc sobie dzisiaj trochę odpuścić i została dłużej w łóżku. Tomek spędził dużo czasu przed komputerem, szukając taniej firmy w Dreźnie, która wydrukowałaby nam wizytówki, gdyż zaczęliśmy je rozdawać na rynku po pokazach i już nam się kończą. Ostateczny projekt wygląda tak:



Potem Tomek pojechał kamperem po zapas wody (teraz, jak mamy dostęp do KOKowego prysznica, wodę musimy uzupełniać tylko raz w tygodniu, a nie co dwa dni) a do Magdy przyjechał Georg, żeby przed wspólnym wyjściem na występy odnowić jeszcze owijkę na swoich kijach oraz przy okazji wypróbować jego pomysł na sprzęt ogniowy, będący połączeniem kija i koła. Niestety po zbudowaniu prototypu okazało się, że praca z takim sprzętem nie jest dla niego satysfakcjonująca.
Koniec końców do pracy nie poszliśmy, gdyż było dość zimno i nikt nie miał ochoty pracować. Zamiast tego Georg pokazał nam swój pokaz, na co czekaliśmy już od dawna, niestety tak się zestresował kuglarską publicznością, że wyszła z tego zupełna klapa:(
Przemyśleliśmy sprawę naszego wyjazdu do Włoch bardzo dokładnie i stwierdziliśmy, że tak naprawdę wcale nie musimy się spieszyć:) Nasz skuter stoi bezpiecznie w garażu Helmuta, policjanci u siebie mają tylko dokumenty i na pewno się nie obrażą jeśli odbierzemy je tydzień lub dwa później;) Skoro więc jest nam tu tak dobrze, to po co mamy teraz wyjeżdżać? Jedyny racjonalny argument za wyjazdem przemawia przez pogodę, gdyż znów zrobiło się zimno i zapowiadany jest deszcz. Z drugiej strony dwie nasze paczki nadal nie dotarły, więc mamy dobrą wymówkę;) Postanowiliśmy jednak pójść krok dalej i zachować się po prostu nieodpowiedzialnie, ale co tam, raz na jakiś czas można – stwierdziliśmy, że następne kilka dni spędzimy grając w grę komputerową! Tak, grę komputerową z naszej młodości, mianowicie Heroes of Might and Magic III. Tak się złożyło, że jest to również ulubiona gra z młodości Georga i wszyscy troje mamy ogromną ochotę zagrać w nią razem. Drobny szczegół polega na tym, że gra jest turowa (co znaczy, że w trakcie tury jednej osoby, dwie pozostałe nie mogą grać) i jedna rozgrywka na trzech graczy potrwa kilka dobrych dni (i nocy). Koło północy przeprowadziliśmy się więc kamperem pod dom Georga, żeby oddać się rozpustnemu graniu:P Tak się wkręciliśmy w rozgrywkę, że ani się nie obejrzeliśmy, a już był świt i zdecydowanie wypadało się położyć spać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz