sobota, 23 czerwca 2012

Columbusstrassenfest


Pisaliśmy już o tym trochę, że Drezno to miasto gdzie dużo się dzieje, zwłaszcza na scenie alternatywnej – dzisiaj na przykład odbyła się impreza na Columbusstrasse. Jest to coroczny jednodniowy festiwal organizowany przez mieszkańców jednej ulicy, do której dołączyły się również uliczki sąsiadujące. Tuż po południu udaliśmy się tam rowerami, słoneczko świeciło pięknie, a na miejscu zastaliśmy mnóstwo ciekawych rzeczy.


Wyglądało to tak, że na placu zabaw oraz wzdłuż trzech stykających się ze sobą ulic rozstawione były różne stanowiska. Można było nauczyć się czegoś nowego np. jak zrobić didgiredoo z rury PCV, a w kilku miejscach grano muzykę na żywo:


Puszczano ogromne bańki mydlane:


oraz czytano wspólnie ksiażki:


Można też było wspinać się na konstrukcję ze skrzynek po napojach, którą budowało się samodzielnie stawiając skrzynkę na skrzynkę i opierając się na nich jednocześnie. Jeśli ktoś bardzo chciał, to tak jak nasz znajomy Uwe mógł wyjść ze stanowiska do malowania twarzy zupełnie odmieniony (chociaż w jego przypadku było to raczej uzewnętrznienie wewnętrznych cech):


Odbywały się też różnego rodzaju spontaniczne warsztaty, Magda nawet uczyła chętnych jak kręcić hula hop:


Jedną z najciekawszych jednak rzeczy było wspólne gotowanie, nie dlatego, że odbywało się na świeżym powietrzu i angażowało bardzo wiele osób, lecz z powodu tego, skąd pochodziły produkty żywnościowe.


Ogromna ilość jedzenia, przez organizatorów oceniana jako kolacja na pięćset osób, w całości pochodziła z Dumbster Divingu. Dumbster Diving, czyli w dokładnym tłumaczeniu „nurkowanie w śmietnikach” to sposób zdobywania jedzenia poprzez odzyskiwanie go z marketowych koszy na śmieci. Każdy sklep spożywczy codziennie wyrzuca mnóstwo jedzenia z różnych powodów. Czasem jest to data ważności, czasem uszkodzone opakowanie zbiorcze, a czasem po prostu jeden owoc jest zepsuty, a wyrzuca się całe opakowanie. Podobno też zdaża się, że wyrzucane są produkty tylko dlatego, że do sklepu przyjeżdża nowa partia. Włamując się do sklepowych śmietników można znaleźć zupełnie dobre jedzenie, które nie różni się niczym od tego z pułek sklepowych – zwykle przecież kilka godzin wcześniej na tych pułkach leżało;) Przed dzisiejszym festiwalem wszyscy drezdeńscy „Diverzy” zdobywali jedzenie specjalnie na tą wielką kolację.




Pozytywnie nastawieni ludzie i atmosfera tego miejsca sprawiły, że postanowiliśmy tam zostać i nie iść dziś na rynek, oboje bawiliśmy się świetnie!



Tomek wrócił do domu żeby wykonać kilka telefonów przez internet oraz przywieźć część sprzętu ogniowego, gdyż po zmroku miał się odbyć pokaz ognia wszystkich chętnych kuglarzy. Magda wystąpiła tylko z hula hop, gdyż nie było praktycznie do czego tańczyć, były bębny, ale brakowało dobrego bębniarza, grano cicho i czasem nie do rytmu, a Magdę nie interesuje taniec bez muzyki.
Występujących z pochodniami w różnej postaci było sporo, a publiczność bardzo wyrozumiała, co sprawiło, że wyszła z tego kolejna fajna część imprezki. Zostaliśmy na miejscu prawie do czwartej nad ranem gawędząc ze starymi znajomymi, jak również z nowo poznanymi osobami. Poznaliśmy przede wszystkim śliczną dziewczynę o imieniu Mia, występującą z levistickiem, która wyczyniała z tym rekwizytem niesłychane rzeczy i oboje patrzyliśmy na nią jak zahipnotyzowani. Trzeba dodać, że Magda przymierza się do tego rekwizytu od jakiegoś czasu i spotkanie z Mią na pewno przyspieszy Magdy pierwsze podejście do levisticka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz