Pisaliśmy już o tym
trochę, że Drezno to miasto gdzie dużo się dzieje, zwłaszcza na
scenie alternatywnej – dzisiaj na przykład odbyła się impreza na
Columbusstrasse. Jest to coroczny jednodniowy festiwal organizowany
przez mieszkańców jednej ulicy, do której dołączyły się
również uliczki sąsiadujące. Tuż po południu udaliśmy się tam
rowerami, słoneczko świeciło pięknie, a na miejscu zastaliśmy
mnóstwo ciekawych rzeczy.
Wyglądało to tak, że na
placu zabaw oraz wzdłuż trzech stykających się ze sobą ulic
rozstawione były różne stanowiska. Można było nauczyć się
czegoś nowego np. jak zrobić didgiredoo z rury PCV, a w kilku
miejscach grano muzykę na żywo:
Puszczano ogromne bańki
mydlane:
oraz czytano wspólnie
ksiażki:
Można też było wspinać
się na konstrukcję ze skrzynek po napojach, którą budowało się
samodzielnie stawiając skrzynkę na skrzynkę i opierając się na
nich jednocześnie. Jeśli ktoś bardzo chciał, to tak jak nasz
znajomy Uwe mógł wyjść ze stanowiska do malowania twarzy zupełnie
odmieniony (chociaż w jego przypadku było to raczej uzewnętrznienie
wewnętrznych cech):
Odbywały się też
różnego rodzaju spontaniczne warsztaty, Magda nawet uczyła
chętnych jak kręcić hula hop:
Jedną z najciekawszych
jednak rzeczy było wspólne gotowanie, nie dlatego, że odbywało
się na świeżym powietrzu i angażowało bardzo wiele osób, lecz z
powodu tego, skąd pochodziły produkty żywnościowe.
Ogromna ilość jedzenia,
przez organizatorów oceniana jako kolacja na pięćset osób, w
całości pochodziła z Dumbster Divingu. Dumbster Diving, czyli w
dokładnym tłumaczeniu „nurkowanie w śmietnikach” to sposób
zdobywania jedzenia poprzez odzyskiwanie go z marketowych koszy na
śmieci. Każdy sklep spożywczy codziennie wyrzuca mnóstwo jedzenia
z różnych powodów. Czasem jest to data ważności, czasem
uszkodzone opakowanie zbiorcze, a czasem po prostu jeden owoc jest
zepsuty, a wyrzuca się całe opakowanie. Podobno też zdaża się,
że wyrzucane są produkty tylko dlatego, że do sklepu przyjeżdża
nowa partia. Włamując się do sklepowych śmietników można
znaleźć zupełnie dobre jedzenie, które nie różni się niczym od
tego z pułek sklepowych – zwykle przecież kilka godzin wcześniej
na tych pułkach leżało;) Przed dzisiejszym festiwalem wszyscy
drezdeńscy „Diverzy” zdobywali jedzenie specjalnie na tą wielką
kolację.
Pozytywnie nastawieni
ludzie i atmosfera tego miejsca sprawiły, że postanowiliśmy tam
zostać i nie iść dziś na rynek, oboje bawiliśmy się świetnie!
Tomek wrócił do domu
żeby wykonać kilka telefonów przez internet oraz przywieźć część
sprzętu ogniowego, gdyż po zmroku miał się odbyć pokaz ognia
wszystkich chętnych kuglarzy. Magda wystąpiła tylko z hula hop, gdyż nie było
praktycznie do czego tańczyć, były bębny, ale brakowało dobrego
bębniarza, grano cicho i czasem nie do rytmu, a Magdę nie
interesuje taniec bez muzyki.
Występujących z
pochodniami w różnej postaci było sporo, a publiczność bardzo
wyrozumiała, co sprawiło, że wyszła z tego kolejna fajna część
imprezki. Zostaliśmy na miejscu prawie do czwartej nad ranem
gawędząc ze starymi znajomymi, jak również z nowo poznanymi
osobami. Poznaliśmy przede wszystkim śliczną dziewczynę o imieniu
Mia, występującą z levistickiem, która wyczyniała z tym
rekwizytem niesłychane rzeczy i oboje patrzyliśmy na nią jak
zahipnotyzowani. Trzeba dodać, że Magda przymierza się do tego
rekwizytu od jakiegoś czasu i spotkanie z Mią na pewno przyspieszy
Magdy pierwsze podejście do levisticka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz