Kolejna za krótka noc za nami, zdaje się, że odespać będziemy mogli dopiero w poniedziałek... W weekend Funkelmarkt otwierane jest o 10, jednak Tomek musi być na miejscu już o 9. Magda pierwszy występ ma i tak dopiero po 15, jednak mamy tylko jeden samochód, skuterem można by jechać do pracy, ale ciężko by było wrócić – po 10 jest już zwykle przymrozek. Swoją drogą mamy wielkie szczęście z pogodą. Codziennie świeci nam piękne słońce i jest nawet ciepło, bezchmurne niebo poprawia humor nawet, gdy człowiek jest niewyspany. Zimno się robi dopiero po zachodzie, jednak wtedy już mamy ogień:) Jedynie wiatr dzisiaj dał nam popalić, dosłownie, ale po kolei.
Przede wszystkim wczoraj wieczorem okazało się, że kończy się karma dla kota. Byliśmy tak zapracowani, że zupełnie zapomnieliśmy o zakupach. Problem polega na tym, że w niedzielę w Niemczech wszystko jest zamknięte, dosłownie wszystko. Jedynie stacje benzynowe, kina i restauracje są otwarte, ale jak na stacji benzynowej kupić specjalną weterynaryjną karmę, którą Truskawa musi dostawać? Poszperaliśmy trochę w internecie i znaleźliśmy klinikę weterynaryjną, która w niedzielę jest zamknięta, ale ma telefon awaryjny. Zadzwoniliśmy i okazało się, że można przyjechać, klinika była otwarta ze względu na jakieś nagłe wypadki. Magda wskoczyła więc na skuter i załatwiła karmę w mgnieniu oka. Odczuliśmy nie lada ulgę – perspektywa tego, że mielibyśmy wrócić wieczorem do domu i powiedzieć Truskawie, że dostanie jeść jutro powodowała u nas ciarki...
Po powrocie Magda zdążyła obejrzeć występ afrykańskich akrobatów w namiocie portowym, a później już trzeba było się szykować do pokazów.
Zdjęcie ze strony www.facebook.com/1000funkel
Wiatr wiał dzisiaj bardzo mocno, na chwilę nawet trzeba było ewakuować jeden namiot, żeby poprawić coś w konstrukcji – technicy mieli nie lada wyzwanie. Zasadniczo wiatr nam w pokazach nie przeszkadza, musiałby być niezwykle mocny. Niestety na szybko mocowany materiał maskujący konstrukcję sceny poruszony przez wiatr nasiąknął parafiną i podpalił się... Materiał niby niepalny, ale co z tego. Tomek miał więc u siebie mały pożar, którego tańcząca Magda nawet nie zauważyła, ale fakt faktem – płonęła scena;) Na szczęście udało się zrobić wszystkie cztery pokazy, a po pracy pogadaliśmy jeszcze trochę z ekipą (przy grzanym ponczu).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz