wtorek, 8 listopada 2011

Mrożony dżem

Wiecie jak cudownie jest obudzić się i zobaczyć taki widok przez okno w sypialni? Raj!


Nasz obecny ogród jest nieziemski, Collette również bardzo się podoba, jednak ona docenia go po swojemu. Co noc obszczekuje krowy, które gdzieś za wzgórzem dzwonią dzwonami powieszonymi na ich szyjach, a w dzień obgryza kij, który znaleźliśmy w pobliżu.



Jeśli chodzi o krowy, pierwszy raz nas dzisiaj odwiedziły. Pojawiły się najpierw na horyzoncie, a później przyszły całym stadem wygryzać trawę. Widzicie jakie mają śmieszne czuprynki?




Dzisiejszy dzień jest dniem wyczekiwanego koncertu, tak naprawdę wszystkie pozostałe rzeczy które się dzisiaj wydarzyły (oprócz wizyty krów oczywiście) są tak zwyczajne, że nie warto o nich pisać.
Pojechaliśmy kamperem na parking przy hali koncertowej bardzo wcześnie, myśleliśmy, że może będziemy występować dla czekających przed bramkami tłumów, jednak ludzie wchodzili na tyle sprawnie, że nie było dla kogo. Przy okazji udało nam się zatankować wodę do kampera od obsługi Boba Dylana – artyści również podróżują kamperami, jednak takimi w rozmiarze autobusów:) Oni więc też muszą tankować wodę.
W końcu poszliśmy na koncert, ciężko jest opisywać tego typu doświadczenia, jednak musimy spróbować. Pierwszy grał Knopfler. Wiecie jak bardzo lubimy Dire Straits? Tomek zachwycał się pokochanymi już dawno solówkami gitarowymi, można było poczuć na żywo klimat Dire Straits, który przecież wiele razy umilał nam domówki. Koncert był naprawdę dobry, wzbudzał zróżnicowane emocje, a to jest w muzyce najważniejsze. Niestety druga część, czyli Dylan nie była już taka ciekawa. Przede wszystkim w przerwie objedliśmy się kanapkami, do tego było strasznie gorąco, a my nie mieliśmy dzisiaj naszej drzemki. Gdy Dylan zaczął śpiewać, gdy każdy kolejny utwór nie różnił się mocno od poprzedniego, zaczęliśmy niemalże przysypiać! Generalnie muzyka była bardzo dobra, jednak zabrakło tam czegoś, zabrakło energii.
Po koncercie pobiegliśmy wręcz do kampera na drzemkę, jakie szczęście, że nie odjechaliśmy od razu! Gdy już staliśmy przy bramkach do Tomka zagadnął chłopak. Po pierwsze zastanawiał się jak tu wyjechać, gdyż bramki zdawały się być zepsute, po drugie wspomniał Tomkowi, że zna się trochę na silnikach i po zapachu naszych spalin wyczuwa, że mamy starego diesla. Powiedział, że chętnie doradzi nam, jak zadbać o silnik i co zrobić, żeby samochód lepiej jeździł. Gdy w końcu bramki się otworzyły i udało się wyjechać, Pavel przyszedł do nas do kampera na pogawędkę. Z jednej strony bardzo się spieszył, gdyż czekał na niego jego kumpel, z drugiej strony był zafascynowany naszym kamperem i wypytywał o wszystko, gdyż sam chciałby kampera sobie sprawić.
Pavel niczym główny bohater filmu „Teoria spisku” opowiedział nam o badaniach, które od lat prowadzi. Otóż jako pilot samolotów, zna się na silnikach i wie co nieco o paliwie. Poprzez rozmowy z wieloma naukowcami na całym świecie odkrył metodę, pozwalającą zmniejszyć zużycie paliwa i oczyszczającą silnik diesla. Dodatkowo Pavel z szaleństwem w oczach opowiadał nam o ekonomicznych źródłach energii, które już dawno zostały odkryte, jednak firmy i koncerny na całym świecie nie dopuszczają do ich wprowadzenia. Z obiektywnego punktu widzenia Pavel wyglądał na wariata, który za wszelką cenę próbuje pokonać system, jednak jak na wariata przystało, pewnie ma racje:)
Gdy kumpel Pavla wraz z nowo poznanym kolejnym kumplem przyszli go poganiać, zaprosiliśmy ich wszystkich do środka. Znaleźliśmy się w towarzystwie trzech facetów, każdy pochodzący z innego kraju i jak się okazało, każdy zajmujący się choć trochę muzyką. Pavel w końcu chwycił gitarę (jest artystą ulicznym i występuje po koncertach takich jak dzisiejszy) i zaczął dla nas grać, a grał naprawdę dobrze! Po kolei każdy z nich brał gitarę, grał i śpiewał, aż w końcu padł pomysł muzyczno-ogniowej jam session. Na dworze było potwornie zimno, ale kto by się przejmował! Tomek poszedł szykować sprzęt, Magda przebierać się, a nasi kumple ustawili na dworze dwie gitary oraz nasz bęben. Atmosfera bardzo szybko zrobiła się magiczna, a gdy Magda zaczęła tańczyć z wachlarzami, a później z hula hop, wszyscy byli zachwyceni. Dobra muzyka i energia grupy artystów – to wszystko sprawiło, że bawiliśmy się razem chyba do trzeciej w nocy, było wspaniale!
Po wszystkim Pavel ze swoim kumplem pojechali z nami na nasze miejsce parkingowe, gdyż spali w samochodzie, umówiliśmy się też na wspólne śniadanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz