Główną atrakcją dzisiejszego dnia była wycieczka do muzeum dzwonów. W Innsbrucku od kilkunastu pokoleń produkuje się dzwony, które dzwonią później na całym świecie. W muzeum można było dokładnie zobaczyć jak przebiega produkcja takiego kolosa:)
Tak więc zaczyna się od dokładnych obliczeń, to jest najważniejszy etap, gdyż błąd w proporcjach skutkuje złym brzmieniem (jak zwykle matematyka króluje). Później robi się formę z cegieł i gliny, którą zakopuje się pod ziemią. Do formy wlewa się gorący metal, czeka się trzy dni, wykopuje się całość i obłupuje glinę. Cały proces trwa około trzech tygodni, czyli jest to zabawa dla cierpliwych, zwłaszcza, że po wykopaniu może się okazać, że dzwon źle brzmi. W przeszłości proces ten wyglądał mniej więcej tak:
Tak się też złożyło, że zostaliśmy zaproszeni do pomieszczenia fabrycznego, gdzie normalnie zwiedzający nie mają wstępu. Mogliśmy się wykąpać w dźwięku wielkiej misy i zobaczyć jak to wszystko wygląda z bliska.
Po powrocie do domu Tomek odrobinę źle się czuł (pasażer na skuterze ciągle cierpi z powodu spalin), odpoczęliśmy więc trochę i intensywnie pracowaliśmy w domu - postanowiliśmy nie iść na rynek na pokazy, gdyż było naprawdę zimno...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz