Tomek wstał jak na rannego ptaszka
przystało w sam raz, żeby powitać gościa. Przyszedł do nas
marynarz z pobliskiego portu, żeby wyrazić niezadowolenie z powodu
naszego parkowania. Zajmujemy prawie 4 miejsca i tym samym blokujemy
marynarzom możliwość postawienia samochodu na czas pracy. Fakt
faktem, nasze auto jest wielkie, a my dość frywolnie postawiliśmy
je w poprzek... Tomek od razu zrobił trochę więcej miejsca, a jak
odjedzie samochód obok nas, będziemy mogli zaparkować nawet
lepiej.
Po śniadaniu Magda zabrała się
zakończenie tematu głowic do hula hop, mamy teraz zestaw dwunastu
głowic, sześć lekkich i sześć cięższych, które przy następnej
wizycie w Poznaniu zamienimy na lekkie.
Zdarzyła się też pierwsza niemiła
niespodzianka tego dnia. Gdy Tomek chciał otworzyć luk bagażowy
złamał się nasz ostatni klucz... Przed oczami stanęła nam czarna
wizja, brak dostępu do jedzenia dla psa, do sprzętu ogniowego...
Trzeba było działać natychmiast, Tomek szybko wyruszył w
poszukiwaniu firmy dorabiającej klucze, a przy okazji postanowił
dokupić więcej farby do , gdyż wczoraj okazało się, że jedna puszka
to stanowczo za mało.
Gdy go nie było Magda zabrała
Collette i poszła nad jezioro, gdyż pogoda była wspaniała i aż
grzechem byłoby nie pójść się rozciągać.
Po powrocie zrobiła sobie małą
drzemkę i chwilę po tym jak wstała usłyszała głośne pukanie w
okno, od którego aż podskoczyła ze strachu. Gdy wyszła na
zewnątrz okazało się, że odwiedziła nas policja. Po
wylegitymowaniu Magdy poinformowali ją, że w mieście jest zakaz
kempingowania, a za złamanie tego prawa grozi kara 200 euro... W
praktyce dla nas oznacza to tyle, że nie możemy obok samochodu
wyłożyć poduchy, na której leży Collette. Od teraz piesek będzie
musiał być cały czas zamknięty w środku, poza chwilami, gdy
zabieramy go na spacer. Na szczęście tutaj zdarza się to wiele
razy dziennie, gdyż wszędzie jest blisko i na przykład na ogień
chodzimy pieszo. Poza tym już wczoraj myśleliśmy, że czas już
jechać dalej, do następnego miasta. Tak przynajmniej myślała w
tamtej chwili Magda...
Gdy policja już sobie pojechała Magda
jakoś nie mogła się pozbierać. Zrobiła sobie makijaż na
wieczorne wyjście na ogień, jednak rzęsy musiała przyklejać dwa
razy i co chwilę jej coś leciało z rąk. Tomka już strasznie
długo nie było w domu... Gdy przyszedł czas wychodzenia na występy
Magda bardzo zaniepokojona zadzwoniła do Tomka, który powiedział,
że będzie w domu za 15 minut.
A co Tomek robił w tym czasie?
Najpierw pojechał do Informacji Turystycznej, gdzie skierowano go do
punktu, w którym można dorobić klucze. Tam okazało się, że
trzeba poczekać godzinkę, gdyż nie ma w tej chwili pracownika
zajmującego się kluczami. Tomek pojechał więc do sąsiedniej
miejscowości Arco, do sklepu budowlanego po farbę, jednak w drodze
powrotnej, na rondzie zatrzymała go policja. Jak się okazało, kask
w którym Tomek jechał (czyli ten sam kask, którego używamy z
powodzeniem od roku w Polsce i w Niemczech) jest bez homologacji...
Całe zatrzymanie przez policję wyglądało dość oryginalnie.
Facet stał na rondzie i kierował ruchem, nie miał więc czasu na
zajęcie się Tomkiem. Wezwał drugi radiowóz, na który Tomek
musiał czekać, jednak policjanci, którzy przyjechali nie mówili
ani po angielsku, ani po niemiecku. Ze słownikiem kieszonkowym w
ręce Tomek dowiedział się jaka kara mu grozi. Mandat w wysokości
76 euro, przy naszej sytuacji finansowej jest sam w sobie dość
przerażający. Sam mandat jednak byłby małą pestką, pod Tomkiem
ugięły się nogi, gdy tłumaczył zdanie mówiące o skonfiskowaniu
skutera na 60 dni... Dodatkowo, jeśli nie mamy własnego garażu lub
kogoś kto zgodzi się przechować nasz skuter u siebie, będziemy
musieli płacić 3 euro dziennie za garażowanie. Po dwóch godzinach
przyjechała laweta (na szczęście niemieckojęzyczny Inspektor
powiedział, że nie płacimy za nią dodatkowo) i zabrała nasz
skuter. Tomkowi udało się dogadać z kierowcą, żeby podwiózł go
z powrotem do Rivy, gdzie okazało się, że nie można dorobić
klucza z powodu braku odpowiedniego surowca... Facet odesłał Tomka
do innego punktu w Arco, czynnego do 19.00, a była już 18.00...
Kierując się na dworzec autobusowy Tomek próbował złapać
autostop, jednak nikt nie chciał się zatrzymać. W końcu znalazł
odpowiedni autobus, który zawiózł go do Arco. Biegając, pytając
i szukając odpowiedniego adresu trafił w końcu na uprzejmego
Włocha, który zgodził się podwieźć go do ślusarza. Bez tej
pomocy nie byłoby szansy, żeby dotrzeć na czas, jednak w końcu
się udało i klucz został dorobiony. Tomek wrócił do Rivy
autobusem, a gdy szedł z przystanku do domu prosił w duchu o
spotkanie kogoś znajomego. Jego prośby zostały wysłuchane, gdy
zobaczył na swojej drodze Helmuta.
Helmut stał przed swoim mieszkaniem i
polerował drzwi. Po krótkiej rozmowie okazało się, że
organizator wyraził zgodę na występ tańca z ogniem podczas
koncertu. Dodatkowo Tomek pokrótce opowiedział Helmutowi dzisiejsze
przygody i umówił się z nim na wieczór na rynku.
Ostatecznie Tomek wrócił do domu i
streścił Magdzie wydarzenia ostatnich kilku godzin. Postanowiliśmy
dzisiaj nie występować, gdyż łamanie prawa nam się już nie
uśmiechało (to byłby nasz czwarty dzień występów, a dozwolone
są tylko trzy pod rząd). Poszliśmy więc na rynek bez sprzętu
ogniowego, gdzie czekaliśmy na Helmuta. Spędziliśmy z nim miło
czas na pogawędkach i wyluzowaliśmy się trochę – opowiadanie
anegdot o policjantach musiało poprawić nam humory:) Poprosiliśmy
go, żeby z nami jutro poszedł na posterunek policji, na co się
zgodził, mamy więc dużą nadzieję na odzyskanie naszego skutera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz