wtorek, 17 kwietnia 2012

Wyjęci spod prawa


Tomek wstał jak na rannego ptaszka przystało w sam raz, żeby powitać gościa. Przyszedł do nas marynarz z pobliskiego portu, żeby wyrazić niezadowolenie z powodu naszego parkowania. Zajmujemy prawie 4 miejsca i tym samym blokujemy marynarzom możliwość postawienia samochodu na czas pracy. Fakt faktem, nasze auto jest wielkie, a my dość frywolnie postawiliśmy je w poprzek... Tomek od razu zrobił trochę więcej miejsca, a jak odjedzie samochód obok nas, będziemy mogli zaparkować nawet lepiej.
Po śniadaniu Magda zabrała się zakończenie tematu głowic do hula hop, mamy teraz zestaw dwunastu głowic, sześć lekkich i sześć cięższych, które przy następnej wizycie w Poznaniu zamienimy na lekkie.
Zdarzyła się też pierwsza niemiła niespodzianka tego dnia. Gdy Tomek chciał otworzyć luk bagażowy złamał się nasz ostatni klucz... Przed oczami stanęła nam czarna wizja, brak dostępu do jedzenia dla psa, do sprzętu ogniowego... Trzeba było działać natychmiast, Tomek szybko wyruszył w poszukiwaniu firmy dorabiającej klucze, a przy okazji postanowił dokupić więcej farby do , gdyż wczoraj okazało się, że jedna puszka to stanowczo za mało.
Gdy go nie było Magda zabrała Collette i poszła nad jezioro, gdyż pogoda była wspaniała i aż grzechem byłoby nie pójść się rozciągać.




Po powrocie zrobiła sobie małą drzemkę i chwilę po tym jak wstała usłyszała głośne pukanie w okno, od którego aż podskoczyła ze strachu. Gdy wyszła na zewnątrz okazało się, że odwiedziła nas policja. Po wylegitymowaniu Magdy poinformowali ją, że w mieście jest zakaz kempingowania, a za złamanie tego prawa grozi kara 200 euro... W praktyce dla nas oznacza to tyle, że nie możemy obok samochodu wyłożyć poduchy, na której leży Collette. Od teraz piesek będzie musiał być cały czas zamknięty w środku, poza chwilami, gdy zabieramy go na spacer. Na szczęście tutaj zdarza się to wiele razy dziennie, gdyż wszędzie jest blisko i na przykład na ogień chodzimy pieszo. Poza tym już wczoraj myśleliśmy, że czas już jechać dalej, do następnego miasta. Tak przynajmniej myślała w tamtej chwili Magda...
Gdy policja już sobie pojechała Magda jakoś nie mogła się pozbierać. Zrobiła sobie makijaż na wieczorne wyjście na ogień, jednak rzęsy musiała przyklejać dwa razy i co chwilę jej coś leciało z rąk. Tomka już strasznie długo nie było w domu... Gdy przyszedł czas wychodzenia na występy Magda bardzo zaniepokojona zadzwoniła do Tomka, który powiedział, że będzie w domu za 15 minut.
A co Tomek robił w tym czasie? Najpierw pojechał do Informacji Turystycznej, gdzie skierowano go do punktu, w którym można dorobić klucze. Tam okazało się, że trzeba poczekać godzinkę, gdyż nie ma w tej chwili pracownika zajmującego się kluczami. Tomek pojechał więc do sąsiedniej miejscowości Arco, do sklepu budowlanego po farbę, jednak w drodze powrotnej, na rondzie zatrzymała go policja. Jak się okazało, kask w którym Tomek jechał (czyli ten sam kask, którego używamy z powodzeniem od roku w Polsce i w Niemczech) jest bez homologacji... Całe zatrzymanie przez policję wyglądało dość oryginalnie. Facet stał na rondzie i kierował ruchem, nie miał więc czasu na zajęcie się Tomkiem. Wezwał drugi radiowóz, na który Tomek musiał czekać, jednak policjanci, którzy przyjechali nie mówili ani po angielsku, ani po niemiecku. Ze słownikiem kieszonkowym w ręce Tomek dowiedział się jaka kara mu grozi. Mandat w wysokości 76 euro, przy naszej sytuacji finansowej jest sam w sobie dość przerażający. Sam mandat jednak byłby małą pestką, pod Tomkiem ugięły się nogi, gdy tłumaczył zdanie mówiące o skonfiskowaniu skutera na 60 dni... Dodatkowo, jeśli nie mamy własnego garażu lub kogoś kto zgodzi się przechować nasz skuter u siebie, będziemy musieli płacić 3 euro dziennie za garażowanie. Po dwóch godzinach przyjechała laweta (na szczęście niemieckojęzyczny Inspektor powiedział, że nie płacimy za nią dodatkowo) i zabrała nasz skuter. Tomkowi udało się dogadać z kierowcą, żeby podwiózł go z powrotem do Rivy, gdzie okazało się, że nie można dorobić klucza z powodu braku odpowiedniego surowca... Facet odesłał Tomka do innego punktu w Arco, czynnego do 19.00, a była już 18.00... Kierując się na dworzec autobusowy Tomek próbował złapać autostop, jednak nikt nie chciał się zatrzymać. W końcu znalazł odpowiedni autobus, który zawiózł go do Arco. Biegając, pytając i szukając odpowiedniego adresu trafił w końcu na uprzejmego Włocha, który zgodził się podwieźć go do ślusarza. Bez tej pomocy nie byłoby szansy, żeby dotrzeć na czas, jednak w końcu się udało i klucz został dorobiony. Tomek wrócił do Rivy autobusem, a gdy szedł z przystanku do domu prosił w duchu o spotkanie kogoś znajomego. Jego prośby zostały wysłuchane, gdy zobaczył na swojej drodze Helmuta.
Helmut stał przed swoim mieszkaniem i polerował drzwi. Po krótkiej rozmowie okazało się, że organizator wyraził zgodę na występ tańca z ogniem podczas koncertu. Dodatkowo Tomek pokrótce opowiedział Helmutowi dzisiejsze przygody i umówił się z nim na wieczór na rynku.
Ostatecznie Tomek wrócił do domu i streścił Magdzie wydarzenia ostatnich kilku godzin. Postanowiliśmy dzisiaj nie występować, gdyż łamanie prawa nam się już nie uśmiechało (to byłby nasz czwarty dzień występów, a dozwolone są tylko trzy pod rząd). Poszliśmy więc na rynek bez sprzętu ogniowego, gdzie czekaliśmy na Helmuta. Spędziliśmy z nim miło czas na pogawędkach i wyluzowaliśmy się trochę – opowiadanie anegdot o policjantach musiało poprawić nam humory:) Poprosiliśmy go, żeby z nami jutro poszedł na posterunek policji, na co się zgodził, mamy więc dużą nadzieję na odzyskanie naszego skutera.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz