Cały dzień lało potwornie,
burzliwość pogody w tym miejscu nas zadziwia, jest niczym pora
deszczowa w Indonezji;) Pomimo opadów Tomek heroicznie wsiadł na
skuter i pojechał na zakupy spożywcze, które były już
koniecznością. Magda natomiast zabrała się za głowice od hula
hop. Po pierwsze stare głowice są w opłakanym stanie jeszcze po
Funkelstadt, po drugie kupiliśmy w Poznaniu materiały na nowe,
lepsze głowice, które właśnie dzisiaj wychodziły spod rąk Magdy
i spod naszego imadła Viktora. Tomek po powrocie gotował obiadek i
pomagał Magdzie raz po raz, gdyż wyginanie stalowej linki
żeglarskiej nie jest prostym zadaniem. Efekt jest dla nas bardzo
zadowalający, poprzednie głowice ważyły (bez kewlaru) 54g, nowe
ważą natomiast tylko 28g! Jest to spora różnica, przy
dwunastogłowicowym hula hop daje to ponad 300g!
Poza tym Magda bardzo chciała się
dzisiaj rozciągać, gdyż wczoraj miała dzień przerwy. Co tu
jednak zrobić, gdy na dworze leje, a w środku jest potwornie mało
miejsca i do tego całą podłogę zajmuje pies... Dla chcącego nic
trudnego:) Magda zlikwidowała kanapę i w jej miejsce wstawiła
przenośną, turystyczną sale gimnastyczną:) Była w stanie zrobić
prawie wszystkie swoje ćwiczenia, oprócz skłonów z zamachem:)
Wieczorem nie poszliśmy na ogień,
spędziliśmy za to czas przy świecach i latarkach wsłuchując się
w deszcz dudniący o dach kampera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz