O 10.00 zadzwoniliśmy do drzwi
Helmuta, żeby razem udać się na posterunek policji. Helmut
wyglądał na trochę zaspanego, ale jak zwykle był wesoły, po
drodze znów udało nam się na chwilę wyluzować rozmawiając na
zupełnie zwyczajne tematy. Jak można się było tego spodziewać,
wczoraj Inspektor udzielił Tomkowi złych informacji, policja w
Rivie odesłała nas na posterunek do Arco. Na szczęście Helmut nie
tylko jest bardzo cierpliwy, ale i ma samochód. Wróciliśmy więc
do jego domu po klucze i pojechaliśmy do sąsiedniej miejscowości.
W Arco Helmut najpierw uciął sobie
prywatną pogawędkę z panią w okienku, a dopiero później
poruszył temat naszego skutera. Po chwili pojawiła się srogo
wyglądająca policjantka, z którą Helmut rozmawiał bardzo długo,
z czego oczywiście nic nie zrozumieliśmy. Gdy skończył, pani
sobie poszła, a my wyszliśmy na świeże powietrze i dowiedzieliśmy
się jaki jest nasz los. Po pierwsze nie ma żadnej możliwości,
żeby odzyskać skuter wcześniej niż za 60 dni. Można natomiast
uniknąć płacenia za garażowanie (co w sumie wynosiłoby 180
euro). Helmut wspaniałomyślnie zaproponował nam, że możemy
wstawić skuter do jego garażu, jednak będzie to wymagało
zapłacenia mandatu, napisania kilku oświadczeń i wypełnienia
jakiś dokumentów. Wdzięczni Helmutowi po stokroć od razu
zabraliśmy się do dzieła, po pół godziny wszystko było gotowe i
wróciliśmy na posterunek.
Tym razem zostaliśmy zaproszeni do
biura, gdzie ta sama sroga pani zaczęła sprawdzać dokumenty. I tu
pojawiły się kolejne kłopoty. We Włoszech, tak jak i w Polsce,
skuter normalnie się rejestruje i dostaje się dowód rejestracyjny.
Nasz skuter jest niemiecki, co oznacza, że „rejestruje” się go
w ubezpieczalni, gdzie co roku dostaje się nowe tablice, natomiast
jedyny dokument, jaki wozimy ze sobą przy skuterze to
ubezpieczenie... Jakby tego było mało w pewnym momencie pojawił
się Inspektor vel Potwór, który już po chwili krzyczał do nas po
niemiecku, że mamy natychmiast dać mu dowód. Powtarzał w kółko,
że to co mówimy nie jest prawdą i sugerował, że świadomie nie
chcemy oddać dowodu rejestracyjnego. Pytał, czy dowód został
skradziony, czy może chowamy go w kieszeni. Do tego w kółko kpił
z naszego snowboardowego kasku nazywając go „kajakowym”. W końcu
zadzwonił gdzieś i chyba potwierdził naszą wersję, gdyż później
żądał od nas tylko „wszystkich dokumentów od skutera jakie
mamy”. Szczęściem tak się zdarzyło, że wozimy ze sobą w
kamperze teczkę z dokumentami, gdzie mamy fabryczny certyfikat
skutera. Pojechaliśmy znów do Rivy, gdzie wygrzebaliśmy odpowiedni
papierek i wróciliśmy do Arco. Biedny Helmut jeździł z nami w tą
i z powrotem... Gdy wróciliśmy, Inspektora już nie było, a sroga
pani przyjęła wszystkie dokumenty i umówiła nas na jutro na
odbiór skutera. Dodatkowo poinformowała nas, że jutro nasz kask
również będzie skonfiskowany i wysłany na policję do Trento,
gdyż nie można jeździć w nim na skuterze. Jako, że jest to kask
snowboardowy, możemy pisemnie ubiegać się o jego zwrot w
późniejszym terminie.
Podziękowaliśmy kolejny raz Helmutowi
i pożegnaliśmy się, gdyż gdyż on już nie wracał teraz do Rivy.
Przejechaliśmy się więc autobusem po drodze zahaczając o sklep i
autostop:)
Po takim dniu człowiek chciałby
chwilę odpocząć, jednak jakoś trzeba zarobić na ten mandat;) Po
powrocie do domu od razu zabraliśmy się za prace nad Tomka
kostiumem, który chcielibyśmy jutro skończyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz