środa, 18 kwietnia 2012

Bliżej z Inspektorem


O 10.00 zadzwoniliśmy do drzwi Helmuta, żeby razem udać się na posterunek policji. Helmut wyglądał na trochę zaspanego, ale jak zwykle był wesoły, po drodze znów udało nam się na chwilę wyluzować rozmawiając na zupełnie zwyczajne tematy. Jak można się było tego spodziewać, wczoraj Inspektor udzielił Tomkowi złych informacji, policja w Rivie odesłała nas na posterunek do Arco. Na szczęście Helmut nie tylko jest bardzo cierpliwy, ale i ma samochód. Wróciliśmy więc do jego domu po klucze i pojechaliśmy do sąsiedniej miejscowości.
W Arco Helmut najpierw uciął sobie prywatną pogawędkę z panią w okienku, a dopiero później poruszył temat naszego skutera. Po chwili pojawiła się srogo wyglądająca policjantka, z którą Helmut rozmawiał bardzo długo, z czego oczywiście nic nie zrozumieliśmy. Gdy skończył, pani sobie poszła, a my wyszliśmy na świeże powietrze i dowiedzieliśmy się jaki jest nasz los. Po pierwsze nie ma żadnej możliwości, żeby odzyskać skuter wcześniej niż za 60 dni. Można natomiast uniknąć płacenia za garażowanie (co w sumie wynosiłoby 180 euro). Helmut wspaniałomyślnie zaproponował nam, że możemy wstawić skuter do jego garażu, jednak będzie to wymagało zapłacenia mandatu, napisania kilku oświadczeń i wypełnienia jakiś dokumentów. Wdzięczni Helmutowi po stokroć od razu zabraliśmy się do dzieła, po pół godziny wszystko było gotowe i wróciliśmy na posterunek.
Tym razem zostaliśmy zaproszeni do biura, gdzie ta sama sroga pani zaczęła sprawdzać dokumenty. I tu pojawiły się kolejne kłopoty. We Włoszech, tak jak i w Polsce, skuter normalnie się rejestruje i dostaje się dowód rejestracyjny. Nasz skuter jest niemiecki, co oznacza, że „rejestruje” się go w ubezpieczalni, gdzie co roku dostaje się nowe tablice, natomiast jedyny dokument, jaki wozimy ze sobą przy skuterze to ubezpieczenie... Jakby tego było mało w pewnym momencie pojawił się Inspektor vel Potwór, który już po chwili krzyczał do nas po niemiecku, że mamy natychmiast dać mu dowód. Powtarzał w kółko, że to co mówimy nie jest prawdą i sugerował, że świadomie nie chcemy oddać dowodu rejestracyjnego. Pytał, czy dowód został skradziony, czy może chowamy go w kieszeni. Do tego w kółko kpił z naszego snowboardowego kasku nazywając go „kajakowym”. W końcu zadzwonił gdzieś i chyba potwierdził naszą wersję, gdyż później żądał od nas tylko „wszystkich dokumentów od skutera jakie mamy”. Szczęściem tak się zdarzyło, że wozimy ze sobą w kamperze teczkę z dokumentami, gdzie mamy fabryczny certyfikat skutera. Pojechaliśmy znów do Rivy, gdzie wygrzebaliśmy odpowiedni papierek i wróciliśmy do Arco. Biedny Helmut jeździł z nami w tą i z powrotem... Gdy wróciliśmy, Inspektora już nie było, a sroga pani przyjęła wszystkie dokumenty i umówiła nas na jutro na odbiór skutera. Dodatkowo poinformowała nas, że jutro nasz kask również będzie skonfiskowany i wysłany na policję do Trento, gdyż nie można jeździć w nim na skuterze. Jako, że jest to kask snowboardowy, możemy pisemnie ubiegać się o jego zwrot w późniejszym terminie.
Podziękowaliśmy kolejny raz Helmutowi i pożegnaliśmy się, gdyż gdyż on już nie wracał teraz do Rivy. Przejechaliśmy się więc autobusem po drodze zahaczając o sklep i autostop:)
Po takim dniu człowiek chciałby chwilę odpocząć, jednak jakoś trzeba zarobić na ten mandat;) Po powrocie do domu od razu zabraliśmy się za prace nad Tomka kostiumem, który chcielibyśmy jutro skończyć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz