W bardzo powolnym tempie przez ostatnie
trzy dni jechaliśmy przez Europę. W sobotę rano dojechaliśmy do
Słubic, gdzie zrobiliśmy ostatnie zakupy w Polsce wydając tym
samym pozostałości złotówek. Po przekroczeniu niemieckiej granicy
i dojechaniu pod Berlin trzeba było w końcu zdecydować dokąd
zmierzamy... I tu pojawił się mały problem. W zasięgu tysiąca
kilometrów nie było miejsca, gdzie pogoda byłaby zadowalająco
ładna. W całych Niemczech w porywach do 10 stopni, a w nocy mróz.
We Francji odrobinę lepiej, ale kraj żabojadów jest jedną wielką
zagadką pod względem występów. Postanowiliśmy zaryzykować
Włochy, gdzie co prawda ma padać w co drugi dzień, ale
przynajmniej ma być ciepło. Jechaliśmy więc dzielnie przez Niemcy
i Austrię, zatrzymując się często na przerwy w uroczych
miejscach.
Dziś wieczorem dojechaliśmy do Włoch,
gdzie pojawiło się przed nami kuszące jezioro Garda.
Zaparkowaliśmy na pierwszym lepszym bezpłatnym miejscu parkingowym
i zmęczeni poszliśmy szybko spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz