Poranek Tomka zaczął się wcześnie i związany był ze zrywaniem podłogi w alkowie kampera – okazało się, że pod płytą perforowaną można znaleźć ślady nadmiernej wilgoci, dlatego postanowiliśmy wymienić nie tylko materace i płytę, ale wszystkie części, które własnoręcznie możemy wymienić. Nie możemy sobie pozwolić na najmniejsze ryzyko posiadania grzyba w naszej sypialni, przecież grzyb jest silnie rakotwórczy, a my chcemy mieć dziecko w tym kamperze!
Magda natomiast zaspała, co poskutkowało średnim humorem i wyrzutami sumienia. Nic dziwnego więc, że nastawiała się na spokojny dzień, gdy jednak przyjechaliśmy do pracy powiedziano nam, że mamy wieczorem występ na stadionie lodowym! Magda otrzymała płytę z nagraniem i miała za zadanie się przygotować, niestety muzyka okazała się potworna, do tego doszła irytacja związana z tym, że nikt nam nic wczoraj nie powiedział, a gdyby tego było mało, Magda dostała okres.
Nie mieliśmy wyboru, trzeba było się zmobilizować. Jakoś się nam udało zrobić plan występu, wprawdzie miało to być tylko 4 minutowe wyjście, ale mieliśmy naprawdę mało czasu. Tuż po zakończeniu drugiego występu w Funkelstadt spakowaliśmy się i pojechaliśmy wraz z Dirkiem na stadion.
Taki mecz hokejowy to ciekawe doświadczenie, wraz z upływającymi minutami atmosfera robiła się coraz gorętsza, na szczęście mieliśmy wystarczająco dużo czasu, żeby ustalić szczegóły. Najpierw obie drużyny wjechały na lód żeby się rozgrzać, a gdy znów ukryli się w szatniach lód został na nowo wyszlifowany i nadeszła kolej maskotek (dosłownie). Tłum (około 4500 osób) skandował coś po niemiecku, włączono głośną muzykę i na lód wyszły wielkie misie reprezentujące obie drużyny. Po chwili już był czas na nas. Ustawiono mały dywan na środku, na którym Magda miała tańczyć, pomimo naszych protestów organizator nie chciał się zgodzić, żeby Magda tańczyła na gołym lodzie – gdyby upuściła jakiś rekwizyt, trzeba by było na nowo wygładzać lód i mecz byłby opóźniony. Niestety zgodnie z naszymi obawami dywan tańczył razem z Magdą i tylko cudem udało jej się uniknąć połączenia efektownych piruetów z saltami. Zgaszono światła, puszczono dym i muzykę, jednak tłum ryczał tak głośno, że nie byliśmy pewni, czy na pewno naszą. Magda wyszła na lód z płonącą koroną i wachlarzami, tłum oszalał, a Tomek, nie słysząc muzyki spóźnił się z podaniem następnego rekwizytu, którym były poi. Wszystko działo się tak szybko! Moment później już hula hop i po wszystkim, einen Augenblick:) Jakby było nam mało adrenaliny przyszła kolej na techno, jeszcze więcej dymu i petardy strzelające tuż obok nas. Musieliśmy przywrzeć do ścian, żeby wybiegający spoceni zawodnicy nas nie stratowali, na szczęście przeżyliśmy i mogliśmy ewakuować się tylnym wyjściem.
Po tym wszystkim wróciliśmy do Funkelstadt na nasz ostatni w dniu dzisiejszym pokaz, tym razem już normalny, taki jak co dzień:)
Obrazek ze strony www.tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz