sobota, 31 grudnia 2011

Higienicznego Nowego Roku!

Wyspani i po porządnym, leniwym śniadaniu pojechaliśmy do Niemieckiego Muzeum Higieny. Wbrew temu na co nazwa wskazuje, nie jest to muzeum w którym można podziwiać antyczne toalety – nawet Magda uległa zupełnie temu miejscu, które w tak obszerny i ciekawy sposób opowiada o człowieku. W ciągu trzech godzin udało nam się zobaczyć mniej niż połowę ekspozycji, a staraliśmy się nie zatrzymywać na zbyt długo przy poszczególnych eksponatach. Odwiedziliśmy sale mówiące o historii muzeum, chorobach, odżywianiu, narodzinach, starości i umieraniu, natomiast z żalem musieliśmy przejść szybko przez salę dotyczącą seksualności i przez inne, na które nawet nie mieliśmy czasu zerknąć. Niestety w muzeum był zakaz robienia zdjęć, więc trudno nam będzie podzielić się tym co widzieliśmy.
Spośród rzeczy, które zrobiły na nas największe wrażenie możemy opowiedzieć o doświadczeniu starości. Niesamowita sprawa – mogliśmy założyć na siebie różne rzeczy imitujące dolegliwości, jakie posiada stary człowiek: specjalną „drabinę” zmuszającą do garbienia się, szczotki na nogi utrudniające utrzymanie równowagi, tuby na uszy powodujące szumy, okulary, przez które widać jak przez woskowy plaster i do tego wibrującą maszynę na nadgarstek utrudniającą pisanie. Tak wyposażeni przez kilka minut staraliśmy się przemieszczać, komunikować ze sobą i pisać, było bardzo ciężko, a kręgosłup bolał nas jeszcze kilka godzin...
Bardzo ciekawa była też ekspozycja dotycząca narodzin. Oprócz nagrania porodu można było obejrzeć płody w różnych stadiach rozwoju zakonserwowane w formalinie, oraz zabytkowe krzesła do rodzenia.
Oczywiście sala dotycząca seksualności oferowała uciechy, które tylko powiększyły nasz apetyt na wiedzę. W ciągu bardzo krótkiego czasu jaki w niej spędziliśmy Magda zdążyła włożyć rękę do ciemnej dziury i wyczuć w niej kolano, jako przykład strefy erogennej:)
A w sali mówiącej o chorobach widzieliśmy mrożące krew w żyłach autentyczne odlewy twarzy ludzi cierpiących na trąd czy czarną ospę...
Z ogromnym niedosytem zostaliśmy wyproszeni z muzeum i wróciliśmy do domu, chcieliśmy po drodze zrobić zakupy, ale sklepy były już zamknięte. Zadowoliliśmy się więc pizzą z knajpy i pieczonymi ziemniakami z domowego piekarnika i spędziliśmy trochę czasu na ciekawych rozmowach, jak zwykle.
Przed północą zebraliśmy się i tramwajem pojechaliśmy do centrum, licząc na spektakularne pokazy sztucznych ogni i wesołą atmosferę. Dla Magdy zaczął się tu sylwestrowy horror, czyli jedna z najgorszych nocy noworocznych w jej życiu. Hałas był tak potworny, że mieliśmy trudności z rozmawianiem, tłumy pijanych ludzi puszczały fajerwerki i nikt nie zważał na bezpieczeństwo. W poszukiwaniu spokojniejszego miejsca przeszliśmy nad rzekę, gdzie z tarasu nad nami rzucano petardy! Magda czuła się jak na wojnie, reszta towarzystwa nie miała takich problemów, jednak po dłuższej chwili Agnieszka i Tomek też byli zmęczeni wszechobecnymi wybuchami. Raz nawet komuś przewróciła się wyrzutnia rakiet i zaczęła strzelać w tłum... Apogeum złego samopoczucia Magdy nastąpiło, gdy zobaczyliśmy ludzi z psami trzymanymi na rękach. Nie potrafiliśmy zrozumieć jak ludzie mogli zdobyć się na tak daleko idącą ignorancję w stosunku do swoich pupili...
W końcu dotarliśmy do upragnionej budki z grzanym winem, jednak gdy wino okazało się jabolem na ciepło z dolewką wysokich procentów wszelkie nasze nadzieje na przyjemny wieczór poszły z dymem. Magda wytrzymała jakoś do północy i jak najszybciej, bocznymi uliczkami wróciliśmy na tramwaj i do domu.
W mieszkaniu zastaliśmy spokojną atmosferę, a grube ściany skutecznie odcinały nas od hałasu z zewnątrz, mogliśmy zrelaksować się przy kupionym po drodze winie i odpocząć.
Krzysiu miał zupełnie inny odbiór naszego wejścia w nowy rok, a swoją wizją podzielił się z nami na tym krótkim filmie:


piątek, 30 grudnia 2011

Wiewiórka za kierownicą!

Nasze ostatnie dwa dni w pracy jesteśmy bez Chrisa, który wziął sobie wczesny sylwestrowy urlop. Na szczęście brak jego towarzystwa jest zrekompensowany z nawiązką – przyjechali do nas wczoraj Krzyś i Agnieszka:) Z drugiej strony Tomek jest tak zajęty, że nie ma nawet czasu na jedzenie, po prostu wszystko jest teraz na jego głowie. W sumie te dwa dni można uznać za wymagające.

Zdjęcia Anastasiya Milavanava



Wczoraj rano Tomek miał bardzo ciężki nastrój, co mocno utrudniało nam zrobienie zakupów. Podczas pierwszego pokazu, z niewiadomych przyczyn Magda potwornie przemarzła i humor jej też nie należał do najlepszych. W końcu przyjechały Rumburaki, ale zwinęły klucze i pojechały do mieszkania. Pod wieczór wrócił do nas tylko Krzyś, gdyż Agnieszka źle się czuła i postanowiła wygrzać się w domu. Krzyś obejrzał Funkelstad i ostatni pokaz Magdy, który częściowo nagrał:) A wieczorem oczywiście siedzieliśmy do późna i gadaliśmy, jakże mogłoby być inaczej!

Zdjęcie Anastasiya Milavanava

Dziś natomiast zaczęliśmy dzień leniwym i spokojnym śniadaniem. Potem stwory z Poznania pojechały zwiedzać miasto, a my do pracy, ostatni raz! Dirk polecił dziś wszystkim, żeby byli wcześniej, na 12.00. Okazało się, że w planach jest zdjęcie grupowe i krótkie przemówienie naszego szefa. Magda dość mocno się zestresowała, gdyż nie znosi zdjęć grupowych, ale udało jej się, niczym wystraszonej wiewiórce jakoś schować za wielkim facetem o wątpliwym poziomie higieny, który stał przed nią. Koleżanka obok nie mogła wyjść ze zdziwienia, gdyż na co dzień widywała Magdę w roli dumnej cyganki.

Zdjęcie ze strony www.facebook.com/1000funkel

Tomek cały dzień był tak zajęty, że nie było nawet chwili, żeby mógł się zastanowić jaki ma humor. Magda natomiast nie miała tego problemu – jej nastrój był po prostu fatalny. Do tego było jej trochę smutno, że Krzyś i Agnieszka tak długo się nie pojawiają w miasteczku, a gdy w końcu przyjechali i ekspresowo zwiedzili Funkelstadt, Magdzie znów było przykro, gdyż postanowili pojechać do domu jeszcze przed dziesiątą. Koniec końców okazało się, że była to bardzo dobra decyzja – w ostatni dzień pracy mieliśmy bardzo dużo rzeczy do ogarnięcia, ale po kolei.

Zdjęcie Anastasiya Milavanava

Przede wszystkim po ostatnim pokazie zorganizowana była wielka parada, w której po raz pierwszy maszerowali wszyscy mieszkańcy naszej bajkowej krainy. Magda ze swoim małym parzydełkiem miała dużo radości z przechadzania się alejką otoczoną ogromnymi wręcz tłumami ludzi, przed nią złota figura na szczudłach, za nią dyrektor cyrku Astor Ytellar. Punktualnie o 22.00 wszyscy rzucili się do pakowania swoich rzeczy, w naszym przypadku była to kopiasta taczka:) Potem trzeba było jeszcze dorwać kolesia, który zniszczył nasze hula hop i wysłuchać szeregu jego wymówek, z powodu których nie przyniósł dla nas kasy... Wróciliśmy do domu bardzo późno, Krzyś i Agnieszka już prawie spali, ale i tak nie powstrzymaliśmy się od długich rozmów na tematy wszelakie:)

środa, 28 grudnia 2011

Podnosimy poprzeczkę

Rodzinka wyjechała gdy jeszcze spaliśmy, a nasz dzień rozpoczął się od okropnego odkrycia. Jeszcze przed pracą Tomek poszedł do kampera i kontynuował badanie stanu naszej alkowy. Ku naszemu przerażeniu okazało się, że pod wykładziną ścienną kryje się wilgoć i przegniłe drewno! Postanowiliśmy z dalszym dochodzeniem poczekać do nowego roku – jutro przyjeżdżają do nas Rumburaki i nie będziemy zajmować się tak przyziemnymi i przykrymi sprawami.
W pracy dziś znów mieliśmy tłumy, czemu częściowo zawdzięczamy wspaniałość naszego trzeciego pokazu. Plac był praktycznie pełen, a ludzie entuzjastycznie klaskali i krzyczeli, występowanie dla takiej publiczności to ekstaza! Podczas tego pokazu Magda zdała sobie sprawę z konsekwencji naszej pracy w Funkelstadt. Już nie będziemy mogli po prostu wystąpić na rynku, Magda w zwykłej spódnicy i czarnej bluzce. Już nie będziemy mogli po prostu do jakiejkolwiek muzyki improwizować, gdyż będziemy w Dreźnie rozpoznawalni. Zobowiązuje nas to do tego, by co roku pokazać coś lepszego. Mamy wyzwanie:)

Zdjęcie Anastasiya Milavanava

Nasz czwarty pokaz widział Dirk, później powiedział, że Magda popadła w rutynę, ale nie był za bardzo w stanie wyrazić tego w taki sposób, żeby Magda dobrze zrozumiała o co chodzi. Mówił, że każdego aktora, czy tancerza po kilkudziesięciu identycznych występach dopada rutyna, trzeba się z niej po prostu otrząsnąć.

wtorek, 27 grudnia 2011

Piąty wymiar

Irena niestety się nam trochę rozchorowała, więc poranny wypad na zwiedzanie Neustadt został odwołany, na rzecz spania (w przypadku Ireny) i wycieczki do sklepu (w naszym przypadku). Chcieliśmy kupić łyżwy, ale niestety wszystkie modele były produkowane w Azji, a my zdecydowanie sprzeciwiamy się tak nieekologicznemu sprowadzaniu towarów. Gdy wróciliśmy do domu okazało się, że polska rzeczywistość dosięgnęła naszą parę pracoholików nawet w Dreźnie, więc cały czas pozostały do wyjścia do Funkelstadt Irena i Andrzej spędzili wisząc na telefonie i próbując wszystko jakoś poukładać.
Tomek pojechał do pracy wcześniej niż reszta towarzystwa, która dojechała na 14.00. Wyobraźcie sobie, że przed bramą naszego miasteczka zastaliśmy wielotysięczne tłumy stojące w kolejkach po bilety... Na początku Magda myślała, że jak zwykle wszystko się rozładuje w przeciągu dwudziestu minut, jednak okropnie się pomyliła. Sama pobiegła szykować się do pierwszego występu, a Irena i Andrzej czekali na bilety godzinę i 40 minut... Musicie wiedzieć, że Irena najbardziej na świecie nie znosi kolejek (taki uraz z czasów komuny), a do tego nie przygotowała się na zimno i jej przeziębione nerki dawały o sobie mocno znać:(
Jak się okazało wiele osób wzięło sobie wolne na okres między świętami a sylwestrem i wszyscy przyszli do nas, gdyż pozostałe jarmarki drezdeńskie zostały już zamknięte. Mieliśmy dzisiaj absolutny rekord, przyszło 11500 osób! Nie można się było przecisnąć w przejściach między straganami, a o miejsca siedzące na spektakle trzeba było walczyć pół godziny przed czasem.
Irena była zmarznięta, rozchorowana i w fatalnym nastroju, jakoś nam się udało przy pomocy grzanych trunków doprowadzić ją do stanu pozwalającego jako tako oglądać występy, jednak jesteśmy przekonani, że jej odbiór nie był doskonały:(
Pomijając początek wszystko im się bardzo spodobało i Funkelstadt zrobiło na nich nie lada wrażenie, zwłaszcza nasz występ:) Andrzej był utrzymany w ciągłym dobrym nastroju przy pomocy zapasów świątecznych, co wzbudziło podziw w naszym koledze Chrsie (every time I see him, he's eating something).

Zdjęcie Anastasiya Milavanava

Zdjęcie ze strony www.facebook.com/1000funkel

Zdjęcie ze strony www.facebook.com.socialisateur

Zdjęcie Anastasiya Milavanava

Wieczorem oczywiście nie obyło się bez pogaduszek do późna. Andrzej został oddelegowany do sypialni, gdyż jutro wcześnie rano będzie prowadził samochód, a my z Ireną usiedliśmy przy herbatce i omawialiśmy nasze dzisiejsze przygody. I wiecie co? Mama powiedziała dziś Magdzie, że jest z niej dumna! Chyba nie ma lepszej rzeczy jaką dziecko mogłoby usłyszeć od rodzica:D

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Prawdziwe święta

Po wesołym i nieśpiesznym śniadaniu pojechaliśmy wszyscy do miasta na świąteczny spacer z zamiarem udania się później na lodowisko. Niestety już w centrum Magda zorientowała się, że zapomniała zabrać grubych skarpet, a Tomek był tak miły, żeby po nie pojechać do domu.


Na rynku zastaliśmy tłumy ludzi, czego nie przegapili liczni artyści uliczni. Nigdy jednak nie widzieliśmy takiego artysty jak dzisiaj – na jednym z placów w pobliżu rynku siedział facet i grał na fortepianie! Efekt był niesamowity, świetna akustyka sprawiła, że grę było słychać zanim można była zobaczyć pianistę, do tego facet grał naprawdę pięknie! Trochę szkoda, że Tomek nie mógł tego doświadczyć.




Na lodowisku było bardzo wesoło, jeżdżenie wychodzi nam coraz lepiej, a w fajnym towarzystwie daje to podwójną przyjemność. Po powrocie do domu zagraliśmy w scrabble i objedliśmy się znów potwornie, do tego Andrzej powtórzył wyczyn Tomka i zasnął na siedząco podczas swojej kolejki. Było nam bardzo przyjemnie, wesoło i tak nawet świątecznie:D


niedziela, 25 grudnia 2011

Nocna zmiana

Większość dnia spędziliśmy dziś na spaniu, sprzątaniu, gotowaniu i odpoczywaniu. Wieczorem przyjechała mama Magdy Irena wraz z Andrzejem i siedzieliśmy z nimi do czwartej nad ranem rozmawiając, odpakowując prezenty i zajadając się smakołykami przywiezionymi od babci. Irena dopiero co wróciła z wyprawy do Indii i przywiozła stamtąd mnóstwo najróżniejszych drobiazgów, oraz niezły zapas ciekawych historii. Dostaliśmy też starą deskę windsurfingową Magdy brata, którą mamy zamiar wypróbować w styczniu w Hiszpanii:)

sobota, 24 grudnia 2011

Gorąco!

Minęły kolejne dni pełne pracy, jednak nie obyło się bez kilku ciekawych elementów.
We wtorek było dość ciężko, a to ze względu na ciekawą zmianę pogody. Mieliśmy już bardzo mocny wiatr i jak widać, nie przeszkadza on nam w pokazach. Pomyślelibyście, że całkowity brak wiatru może być problemem? Otóż w części pokazu, w której Magda zakłada koronę ogniową okazało się, że tak. Powietrze przy głowie zrobiło się tak gorące, że Magda miała prawie łzy w oczach z bólu, ale oczywiście dociągnęła pokaz do końca. Po występie zrobiło jej się słabo, a Tomek pobiegł po sanitariuszy. Krótkie badanie wykazało, że nic jej nie jest, jednak powinna odpocząć i zjeść coś konkretnego – oczywiście nie przepuściła okazji i zjadła smaczną tartę warzywną z restauracji. Od teraz Magda występuje z kartonowym tupecikiem ukrytym pod chustą:)

Zdjęcie Anastasiya Milavanava

W środę przed pracą skoczyliśmy na łyżwy, gdzie Oksana pokazała Magdzie podstawowe ćwiczenia. Tomek w tym czasie opanowywał płynną jazdę, gdyż Magda tek krok zrobiła już jeżdżąc dużo w dzieciństwie na rolkach. A w pracy z okazji pierwszego dnia zimy, pomimo tego, że było zimno i mokro mieliśmy ognisko, deszcz jednak konsekwentnie omijał nasze pokazy.

Zdjęcie Anastasiya Milavanava

W czwartek zaspaliśmy i bez śniadania pobiegliśmy na 10.30 na spotkanie z Enzo do jego biura, tylko po to, żeby bez sensu czekać godzinę – Enzo z jakiegoś powodu nie przyszedł i nie odbierał telefonu... Wiemy, że Włosi mają dziwne zwyczaje dotyczące spotkań i terminów, mimo to, nie wiemy jak mamy to interpretować. Jako, że w piątek Enzo wyjechał z Drezna i nie będzie go do końca roku, spotkaliśmy się z nim w czwartkowy wieczór i ekspresowo omówiliśmy to, co chcieliśmy omówić.

Zdjęcie Anastasiya Milavanava

Wczoraj udało nam się w pracy dorwać Dirka i przeprowadzić z nim 15 minutową rozmowę, która czekała już od dawna – wzięliśmy ta pracę przede wszystkim dlatego, że chcieliśmy się czegoś nauczyć, a w praktyce okazało się, że nie mieliśmy prawie żadnych profesjonalnych prób z choreografem. Niestety nic już raczej z tego nie wyjdzie, wszyscy są po prostu zbyt zajęci i mają za mało czasu. Przy okazji dowiedzieliśmy się od niego, że jest z nas zadowolony i bierze pod uwagę współpracę w przyszłości.

Zdjęcia Anastasiya Milavanava

A dziś wszyscy w normalnym świecie obchodzili Wigilię, a my w Funkelstadt świętowaliśmy po swojemu. Pracę mieliśmy skróconą tylko do 16, niestety bezpośrednią konsekwencją tego była zmiana grafiku. Wszystkie nasze pokazy miały się odbyć w biały dzień, jednak z powodu ulewy zrobiliśmy tylko jeden, który wypadł akurat w chwili, gdy słońce zechciało na moment wychylić się zza chmury. Nie możemy powiedzieć, że ogień skąpany w blasku słońca wygląda dobrze...
Najfajniejszym świątecznym akcentem dzisiejszego dnia była niespodzianka jaką sprawił nam szef:) Otóż pod koniec pracy Dirk przebrał się za świętego Mikołaja i w bajkowym lesie odwiedzał po kolei wszystkie stwory inscenizując z nimi spontaniczne scenki. Było bardzo wesoło!

Zdjęcia ze strony www.facebook.com/1000funkel


Wieczerza zaczęła się o 19 i wyglądała zdecydowanie bardziej jak impreza niż tradycyjna wigilia. Jedzenie było nieciekawe, zaserwowano nam ten sam catering co zwykle i z tego wszystkiego dało się zjeść zupę, ale na tym koniec. Wieczór spędziliśmy rozmawiając z Chrisem, Tomek robił też wycinanki a Magda tańczyła trochę z koleżanką, wypiwszy wcześniej pierwszego drinka w tym roku:) Większość osób zjawiła się w ubraniach roboczych, nie wykąpani, prosto z pracy. Jeden koleś nawet nie zdjął swojego pasa z narzędziami;) Nie było też żadnych akcentów katolickich, nie żeby nam ich brakowało. Część rodzinna naszych świąt nadjedzie jutro:)


poniedziałek, 19 grudnia 2011

Woda i ogień

Mieliśmy jechać z samego rana do Zgorzelca, jednak gdy Tomek wstał i zadzwonił do Polskiego urzędu komunikacji okazało się, że nie mamy po co jechać. Nasz skuter, pomimo tego, że ma 3 lata, jest w Polsce uznawany za „nowy”, gdyż nie ma odpowiedniego przebiegu na liczniku. Oznacza to, że sprowadzając go do Polski musimy zapłacić 23% podatek od ceny zakupu...
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, wyspaliśmy się do oporu:)
Po południu skoczyliśmy do sklepu i kupiliśmy sobie zupełnie nowiutki materac, docelowo do kampera, a tymczasowo na podłogę w naszym mieszkaniu. Nie możemy się doczekać dzisiejszej nocy – do tej pory spaliśmy na materacu o szerokości 70cm...
Wieczorem natomiast pojechaliśmy do restauracji Classic posłuchać jak Enzo gra na pianinie i pogadać z nim chwilę. Usiedliśmy przy stoliku obok samotnie siedzącej pani, która okazała się znajomą naszego włoskiego kolegi:) Oksana była dla nas całkiem ciekawym towarzystwem do rozmowy, zwłaszcza gdy zupełnie przez przypadek okazało się, że wśród jej zainteresowań znajduje się taniec na lodzie. Już jakiś czas temu Magda myślała o tym rodzaju tańca, po naszym ostatnim występie na stadionie rozważania te wróciły, a teraz jak widać przyszedł czas na wprowadzanie ich w życie:) Umówiliśmy się z Oksaną na środę rano na lodowisku. Magda postanowiła podjąć próbę nauki podstaw jazdy figurowej, która być może przejdzie w przyszłości w taniec figurowy z ogniem na lodzie:)

niedziela, 18 grudnia 2011

Niskie ciśnienie czy niska energia?

Nie wyspaliśmy się tej nocy zbyt długo, Tomek musiał jechać do pracy na 9.00, a Magda wstała, żeby spokojnie zjeść pożegnalne śniadanie z resztą ekipy. Tak, nadszedł koniec tej jakże ekspresowej wizyty, tuż po śniadaniu rodzinka się spakowała i wyruszyła najpierw zwiedzić trochę miasto, a zaraz potem do Polski.
Magda była tak zmęczona, że postanowiła się jeszcze godzinkę zdrzemnąć przed wyjściem do pracy na 13.00, jednak drzemka ta niewiele pomogła – pierwszy raz od bardzo dawna Magda zdecydowała się w pracy na kawę, żeby dać radę. Nie wiadomo też kiedy znajdziemy czas na odpoczynek – niby jutro wolny dzień, ale prawdopodobnie pojedziemy do Zgorzelca zrobić przegląd skutera, żeby móc go później zarejestrować w Polsce.

Zdjęcie ze strony www.facebook.com/tbettge1

sobota, 17 grudnia 2011

Mistrzowie wycinanek

Tomek znów musiał się stawić w pracy na 8.00, trzeba było zająć się usuwaniem skutków nocnego szaleństwa – w jednym z namiotów prace nad zapewnianiem bezpieczeństwa trwały aż do 13.30. Pozostałe części Funkelstadt udało się otworzyć jak zwykle, gdyż na szczęście, orkan nas ominął.
Magda planując miłe przyjęcie naszych gości wstała wcześnie żeby upiec ciasto, niestety wszystkie jej wysiłki poszły na marne, gdyż ciasto się nie udało:( W sumie nie wiemy dlaczego, może ten włoski proszek do pieczenia nie działa tak jak powinien, ale ciasto nie nadawało się do podania na stół. Magda dość przygnębiona dokulała się do pracy tramwajem, a chwilę po tym już pojawiła się spodziewana ekipa z Międzyrzecza.
Rodzina Tomka, czyli tata Leszek z Moniką, Piotrek, Kacper i Michalinka (która rośnie jak szalona) dojechali do Funkelstadt w samą porę, żeby spokojnie zobaczyć wszystkie atrakcje (a nasz pokaz nawet podwójnie). Po dość ekspresowym zaliczeniu występów i odwiedzeniu mieszkających u nas stworów dali się wciągnąć do świata wycinanek, gdzie ku radości nie tylko Michaliny mogli wycinać mniej lub bardziej skomplikowane wzory.

Zdjęcia ze strony www.facebook.com/1000funkel


Zdjęcie ze strony www.facebook.com/socialisateur

Po powrocie do domu posiedzieliśmy jeszcze trochę, ale i Tomek i nasi goście byli bardzo zmęczeni, więc dość szybko położyliśmy się spać.

piątek, 16 grudnia 2011

Na dwa etaty

Z powodu nadchodzącego orkanu Tomek był dziś potrzebny w pracy już od 8.30, gdzie razem z innymi technikami zabezpieczał teren zdejmując część dekoracji, wzmacniając konstrukcję namiotów itd. Nie trzeba wspominać, że Magda spokojnie się wyspała, a gdy wstała zajęła się domowymi porządkami i zakupami. Cały dzień minął spokojnie, owszem pojawiały się mocniejsze porywy wiatru, ale bez problemu udało nam się zrobić trzy pierwsze pokazy. Niestety ostatni występ został odwołany, w zasadzie całe miasteczko zostało odrobinę wcześniej zamknięte i wszyscy artyści wysłani do domu. Magdzie udało się zabrać z bajarzem Oliverem, a Tomek został jeszcze dłużej, żeby pomagać w ratowaniu naszego Funkelstadt. Ostatecznie wrócił do domu przed północą, a trzy osoby spośród pracowników zostalo na miejscu na całą noc. Orkan właściwy jeszcze nie nadszedł, jego najmocniejszy atak oczekiwany jest w nocy, ale jest duża szansa na to, że przejdzie bokiem.
Enzo, który miał dzisiaj odwiedzić nasze miasteczko ze swoją rodziną nie pojawił się, co nie jest dla nas zaskakujące. Natomiast jutro spodziewamy się odwiedzin rodzinki, więc będzie wesoło:)

Zdjęcie ze strony www.facebook.com/1000funkel

czwartek, 15 grudnia 2011

Nasz SYMek

Wyobraźcie sobie, że wytworzyła się u nas codzienna rutyna, oczywiście zdarzają się różne nieprzewidziane zdarzenia, ale mniej więcej każdy nasz dzień wygląda podobnie.
We wtorek wracając z pracy zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej i spotkaliśmy Enzo, już dawno planowaliśmy się do niego odezwać, więc dobrze się złożyło. Przywitaliśmy się z nim serdecznie i umówiliśmy się na spotkanie na piątek, mamy z nim pewne sprawy do omówienia.
Wczoraj natomiast nastąpił pewnego rodzaju przełom w pracy, pożyczyliśmy kamerę od Olivera i nagraliśmy wszystkie pokazy, tak samo zrobiliśmy też dzisiaj. Gdy Magda zobaczyła swój pierwszy nagrany występ załamała się, gdyż dostrzegła mnóstwo drobnych błędów (których publiczność oczywiście nie widzi). Nie wyobrażacie sobie jak ją to zmotywowało do pracy! Już drugi pokaz był lepszy, a dzisiaj widać znaczącą poprawę. Chodzi o takie drobne rzeczy jak podniesiona klatka piersiowa czy też ściągnięte w dół ramiona, które z pozoru nie są ważne, ale robią wielką różnicę (przynajmniej dla Magdy).


Dzisiaj rano natomiast odebraliśmy nasz nowy skuter:D Wprawdzie nie jest jeszcze zarejestrowany (prawdopodobnie będziemy rejestrować go w Polsce) ale jest cały nasz i jest pomarańczowy, a to dodaje +5 do charyzmy kierowcy:) Wyszło odrobinę śmiesznie, gdyż jak dojechaliśmy do pracy Tomek zorientował się, że zostawił kluczyki na rampie kampera i prawdopodobnie zgubił je gdzieś po drodze. Na szczęście gdy zadzwoniliśmy do sprzedawcy okazało się, że znalazły się na placu przed sklepem i czekają na odbiór:)


Dodatkowo pogoda płata nam niezłe figle. Od dwóch dni dużo pada (czasami musimy przerwać lub odwołać występ) i wieje jak pierun (powoduje to problemy w dużych namiotach i wszyscy biegają ratując sytuację), a jutro spodziewamy się orkanu. Mieliśmy dzisiaj w tej sprawie spotkanie, otrzymaliśmy wytyczne dotyczące ewakuacji w przypadku faktycznego nadejścia takiej burzy i każdy musiał podpisać, że zrozumiał o co chodzi. Cały czas organizatorzy śledzą profesjonalne prognozy pogody i są w stałym kontakcie z odpowiednimi służbami monitorującymi siłę wiatru w okolicach Drezna. Jeśli taki orkan nas postanowi odwiedzić, prawdopodobnie niewiele z Funkelstadt zostawi na swoim miejscu.

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Jak romantycznie!

Ostatnie dwa dni minęły nam bardzo pracowicie, jak to weekend. W sobotę mieliśmy rekord w Funkelstadt, przyszło do nas ponad 10000 osób! Do tego jedna para postanowiła się publicznie zaręczyć po jednym ze spektakli Iceprincessin.

Zdjęcia Anastasiya Milavanava

W niedzielę natomiast skończyliśmy dwa latka, co ze względu na brak wolnego czasu chcieliśmy świętować dzisiaj. Chcieliśmy, bo nie do końca nam to wyszło.
Stęsknieni za pysznym jedzonkiem, po miłym spacerze i zakupach zabraliśmy się za gotowanie, zapiekanka z ciasta francuskiego z pieczonymi buraczkami, szpinakiem i serkiem, do tego góra muffinków czekoladowych i film – taki mieliśmy scenariusz, niestety pierwszy raz od dobrych dwóch lat Tomek dostał migreny...
Nie wiemy czy wiecie jak wygląda prawdziwa migrena – światłowstręt, ból głowy tak silny, że powoduje wymioty, generalnie człowiek leży i marzy o tym, żeby zasnąć. Nie można praktycznie w żaden sposób tego przerwać, musi po prostu przejść. Na szczęście przeszło późnym wieczorem, więc pomimo ciężkich przeżyć zdążyliśmy objeść się pysznościami i obejrzeć film.

piątek, 9 grudnia 2011

Latający dywan

Poranek Tomka zaczął się wcześnie i związany był ze zrywaniem podłogi w alkowie kampera – okazało się, że pod płytą perforowaną można znaleźć ślady nadmiernej wilgoci, dlatego postanowiliśmy wymienić nie tylko materace i płytę, ale wszystkie części, które własnoręcznie możemy wymienić. Nie możemy sobie pozwolić na najmniejsze ryzyko posiadania grzyba w naszej sypialni, przecież grzyb jest silnie rakotwórczy, a my chcemy mieć dziecko w tym kamperze!
Magda natomiast zaspała, co poskutkowało średnim humorem i wyrzutami sumienia. Nic dziwnego więc, że nastawiała się na spokojny dzień, gdy jednak przyjechaliśmy do pracy powiedziano nam, że mamy wieczorem występ na stadionie lodowym! Magda otrzymała płytę z nagraniem i miała za zadanie się przygotować, niestety muzyka okazała się potworna, do tego doszła irytacja związana z tym, że nikt nam nic wczoraj nie powiedział, a gdyby tego było mało, Magda dostała okres.
Nie mieliśmy wyboru, trzeba było się zmobilizować. Jakoś się nam udało zrobić plan występu, wprawdzie miało to być tylko 4 minutowe wyjście, ale mieliśmy naprawdę mało czasu. Tuż po zakończeniu drugiego występu w Funkelstadt spakowaliśmy się i pojechaliśmy wraz z Dirkiem na stadion.
Taki mecz hokejowy to ciekawe doświadczenie, wraz z upływającymi minutami atmosfera robiła się coraz gorętsza, na szczęście mieliśmy wystarczająco dużo czasu, żeby ustalić szczegóły. Najpierw obie drużyny wjechały na lód żeby się rozgrzać, a gdy znów ukryli się w szatniach lód został na nowo wyszlifowany i nadeszła kolej maskotek (dosłownie). Tłum (około 4500 osób) skandował coś po niemiecku, włączono głośną muzykę i na lód wyszły wielkie misie reprezentujące obie drużyny. Po chwili już był czas na nas. Ustawiono mały dywan na środku, na którym Magda miała tańczyć, pomimo naszych protestów organizator nie chciał się zgodzić, żeby Magda tańczyła na gołym lodzie – gdyby upuściła jakiś rekwizyt, trzeba by było na nowo wygładzać lód i mecz byłby opóźniony. Niestety zgodnie z naszymi obawami dywan tańczył razem z Magdą i tylko cudem udało jej się uniknąć połączenia efektownych piruetów z saltami. Zgaszono światła, puszczono dym i muzykę, jednak tłum ryczał tak głośno, że nie byliśmy pewni, czy na pewno naszą. Magda wyszła na lód z płonącą koroną i wachlarzami, tłum oszalał, a Tomek, nie słysząc muzyki spóźnił się z podaniem następnego rekwizytu, którym były poi. Wszystko działo się tak szybko! Moment później już hula hop i po wszystkim, einen Augenblick:) Jakby było nam mało adrenaliny przyszła kolej na techno, jeszcze więcej dymu i petardy strzelające tuż obok nas. Musieliśmy przywrzeć do ścian, żeby wybiegający spoceni zawodnicy nas nie stratowali, na szczęście przeżyliśmy i mogliśmy ewakuować się tylnym wyjściem.
Po tym wszystkim wróciliśmy do Funkelstadt na nasz ostatni w dniu dzisiejszym pokaz, tym razem już normalny, taki jak co dzień:)
Obrazek ze strony www.tapeciarnia.pl

czwartek, 8 grudnia 2011

Czasem tak kusi, żeby wcisnąć ten czerwony

Jeszcze przed pracą, podczas gdy Magda zajmowała się stertą naszych naczyń, Tomek skoczył do sklepu budowlanego po kolejną parę rękawic roboczych, które z zadziwiającą szybkością zmieniają swoją strukturę pod wpływem temperatury i parafiny. Natomiast gdy Tomek w Funkelstadt ratował sytuację związaną z niedziałającym głośnikiem, Magda pierwszy raz w życiu kupiła buty w lumpeksie, chociaż tylko do pokazów. Dzień nam minął jak zwykle pracowicie, tak że jak tylko wróciliśmy do domu, padliśmy niczym kawki i głośniej od nas chrapała chyba tylko Collette:)


środa, 7 grudnia 2011

Co to za kominiarz bez cylindra, normalny oszust!

Gdybyśmy nawet wstali na czas, gdyby przy drzwiach nie złapał nas kominiarz opóźniając nasze wyjście o kolejne 15 minut i tak byśmy nie naprawili Magdy butów – u drezdeńskiego szewca wymiana zamka w kozakach została wyceniona na 35 euro, ale nawet gdybyśmy się zdecydowali na taką cenę, to nie moglibyśmy tego zrobić, ze względu na brak zamków. Paradoks tej sytuacji nie zepsuł nam jednak humorów na długo, gdyż tuż po przyjechaniu do pracy przeprowadziliśmy Magdę do cygańskiego wozu Tomka i Chrisa, wstawiając jej nawet prywatną toaletkę:) W końcu Magda może w spokoju szyć i bez zakłóceń słuchać audiobooka. Kryzysowa sytuacja z butami została tymczasowo rozwiązana przy pomocy sznurka, jednak jutro trzeba będzie kupić jakieś obuwie do pokazów. Kolejny wieczór Magda przegadała z Chrisem, podczas gdy Tomek ogarniał sprzęt ogniowy i przyprowadzał samochód z darmowego parkingu. Ten Chris to naprawdę fajny gość:)

wtorek, 6 grudnia 2011

The worst insult ever

Przed pracą skoczyliśmy do salonu skuterowego, zrobiliśmy jazdy próbne i wpłaciliśmy zaliczkę. Cieszymy się bardzo, że dni Olivera są policzone, przed nami era MIO.
A w Funkelstadt jak zwykle dużo pracy. Magda w przerwach dziś zajęła się zaległym zaszywaniem rozmaitych dziur w skarpetkach i innych ciuszkach, oraz przyszywaniem wieszaczków do ręczników – zajęcie to czekało na zrobienie już bardzo długo.
Zdarzył się też niestety przykry incydent. W naszym miasteczku artyści maja wydzielony specjalny namiot do odpoczynku między pokazami, idea jest taka, żeby korzystać z kanap w celach relaksacyjnych. Niestety mamy tez tu dość silną grupę bardzo „fajnych” chłopaków, którzy uwielbiają przekształcać ten namiot w imprezę, nie szczędzą też przy tym popisów, ku uciesze szczebioczących dziewcząt. Niestety salta, fikołki i inne swawole nie robią na Magdzie wrażenia, zwłaszcza, gdy muzyka gra tak głośno, że zagłusza audiobooka... Magda więc korzysta z każdej możliwej sposobności, żeby przebywać gdzie indziej: w przyczepie Tomka i Chrisa, u opowiadacza bajek Olivera, u krawcowej Antje czy też w stołówce. Podczas Magdy nieobecności dwóch kolesi pożyczyło sobie nasze treningowe hula hop i używało go w tak intensywny sposób, że gdy Magda wróciła do namiotu, obręcz wisiała pod sufitem złamana w pół. Domyślacie się pewnie, że Magda zbladła ze wściekłości, niestety musiała się szybko opanować, gdyż trzeba było robić pokaz. Gdy w końcu udało się dorwać wandali, nie było łatwo – ich afrykański kumpel nie mógł darować sobie wtrącania się, a robił to w taki sposób, że nikt inny nie miał nic do powiedzenia. Gość posuwał się do wszelkich możliwych sposobów, żeby odwieść Magdę od wyciągnięcia konsekwencji – od komplementów (you're really nice, you dance like Shakira), poprzez szantaż emocjonalny (you can't do this, youre our sister) do gróźb (if you do this, you'll never be happy in life). Mówił tak głośno, szybko i niewyraźnie, że Magda musiała poczekać aż pójdzie na pokaz, żeby dogadać się z faktycznym winowajcą. W końcu udało się ustalić, że chłopak zapłaci za szkodę, Magda tylko ma się zastanowić ile takie hula jest warte.

Zdjęcie Anastasiya Milavanava

Dzisiejsze pokazy wszystkie się odbyły, pomimo rozpadających się butów i dość obficie padającego deszczu – osobliwa tendencja opadów do omijania naszych występów staje się cechą charakterystyczną Drezna:) Mimo to humor Magdzie nie wrócił, nawet gdy Dirk zorganizował niespodziankę dla wszystkich pracowników. Zupełnie zapomnieliśmy, że dzisiaj są mikołajki! Przy szampanie i piernikach Dirk złożył wszystkim życzenia i rozdał prezenty – małe woreczki z łakociami:)
Wykorzystując sytuację Magda uzyskała od Dirka zgodę na przeniesienie swoich kulis do przyczepy Tomka i Chrisa, gdzie od jutra będzie mogła spędzać czas między pokazami oraz przygotowywać się do występów. Koniec z użeraniem się z innymi artystami, Magda będzie miała odrobinę spokoju i miłe towarzystwo:)
Mimo zmęczenia zagadaliśmy się z Chrisem i zostaliśmy w Funkelstadt do północy.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

To nie Agat, mam nadzieję

Jak na dzień wolny przystało, wyspaliśmy się porządnie i po późnym śniadaniu pojechaliśmy oglądać skutery do sklepu. Niestety humory mieliśmy średnie, w sumie nie wiemy dlaczego. W takie dni jak dziś wolimy jak najmniej rozmawiać, gdyż o nieporozumienie nietrudno – na szczęście zajęliśmy się bieżącymi sprawami i wszystko się udało:)
W sklepie trafiliśmy na miłego i kompetentnego sprzedawcę, który skierował naszą uwagę na model SYM MIO. Zależało nam na tym, żeby skuter był albo używany, albo wyprodukowany w Europie, jednak jedyną firmą, która obecnie produkuje swoje pojazdy w Europie jest Vespa, a skutery te są trzy razy droższe niż modele pozostałych marek. Jak się okazało używany egzemplarz MIO, który oglądaliśmy spełnia wszystkie nasze wymagania, posiada dużo miejsca pod nogami kierowcy na przewożenie naszego głośnika, ma nowoczesny i oszczędny silnik czterosuwowy, mały przebieg oraz nie jest starszy niż 3 lata. Ostatecznie, po przemyśleniu sprawy na spokojnie w domu i zbadaniu opinii na temat tego pojazdu zdecydowaliśmy się jutro pojechać tam znowu i wpłacić zaliczkę.
Reszta dnia minęła nam na sprzątaniu, Magda do tego słuchała audiobooka, a Tomek w międzyczasie obejrzał sobie film. Nawiązaliśmy też kontakt z sąsiadami:)


niedziela, 4 grudnia 2011

Niedźwiedzia przysługa

Pogoda nam się popsuła i deszcz rozmacza wszystko, zwłaszcza ziemię – chodzimy teraz do pracy po błocie i wszystko mamy brudne. Najgorsze jednak jest to, że dzisiaj zaczął przeciekać dach w przyczepie w naszym cyrku i Tomek musiał zabezpieczać folią sprzęt dźwiękowy, mamy nadzieję, że szybko uda się to uszczelnić.
Występ na stadionie niestety nie doszedł do skutku, najwyraźniej Dirk nie zdążył dogadać się z organizatorami meczu. Szkoda, gdyż nastawialiśmy się na to mocno:(
W naszym miasteczku mamy pomieszczenie, w którym stoją trzy pralki, suszarka bębnowa i zmywarka, pani Eryka (mama Dirka) pierze tu ubrania pracowników i kostiumy artystów. Postanowiliśmy dziś wyprać jedna pralkę, Magda zaniosła wór do pralni i zamierzała nastawić ją po ostatnim pokazie, wraz ze swoim kostiumem. Gdy okazało się, że pani Eryka sama nastawiła pranie, a następnie wysuszyła je w suszarce, Magdzie zrobiło się słabo. Musiała się szybko zmobilizować, gdyż pięć minut później miała pokaz... Żeby zrozumieć o co tu chodzi musicie wiedzieć, że Magda od ponad dziesięciu lat sama pierze swoje ubrania i na samą myśl o tym, że ktoś inny mógłby ich dotykać znacząco podnosi jej się ciśnienie. Dodatkowo pojawia się Magdy obsesja na punkcie mycia rąk, w kontraście do dużej ignorancji pani Eryki w tym zakresie... Magda wezwała więc Tomka (pani Eryka nie mówi po angielsku) i spokojnie, kulturalnie spróbowaliśmy wytłumaczyć o co chodzi, na szczęście poszło w miarę gładko. Ustaliliśmy, że Magda (jako jedyna osoba) będzie mogła samodzielnie prać, jednak widać było, że pani Eryka poczuła się odrobinę urażona... Magda natomiast, po tym jak opanowała nerwy i łzy napływające jej do oczu, nastawiła całe pranie jeszcze raz upewniając się, żeby pani Eryka tego nie zauważyła. Podczas gdy pranie się suszyło, my popijaliśmy grzany poncz w towarzystwie Chrisa, z którym dogadujemy się z każdym dniem coraz lepiej:)

Zdjęcie ze strony www.facebook.com/tbettge1

sobota, 3 grudnia 2011

Feuerprinzessin Magdalena!

Ta praca jest z jednej strony ciekawa i przyjemna, z drugiej strony bardzo męcząca. Mamy mało czasu dla siebie (albo raczej w ogóle go nie mamy) i ciągle brakuje nam snu - nie dlatego, że mało śpimy, a dlatego, że moglibyśmy spać dużo więcej;) Znów więc zaspaliśmy i pojechaliśmy do pracy bez śniadania, gdzie Magda zabrała się za wprowadzanie zmian w swoim kostiumie. Spódnica została tylko trochę oszpecona świecącymi perełkami i złotymi zawieszkami, na szczęście w miarę szybko udało się wykryć nieporozumienie – Magda myślała, że Kati chce mnóstwo ozdób, a Kati była przekonana, że Magdzie na tym zależy.
Trzeci pokaz był wyjątkowy, ogromne tłumy przyszły podziwiać Magdalenę i wytworzyła się niezwykła energia. Po ciężkim dniu pracy zrelaksowaliśmy się trochę przy grzanym ponczu wraz z Dirkiem i resztą ekipy:)

Zdjęcie ze strony www.facebook.com/1000funkel

piątek, 2 grudnia 2011

Nowe wyzwania

Cóż to za ulga obudzić się i stwierdzić, że bólu gardła już nie ma, tak właśnie poczuła się dziś Magda, dlatego też, jak można się domyślić humor od rana miała bardzo dobry. Do pracy stawiliśmy się na 12, kiedy Magda pracowała nad choreografią, wprowadzając w życie zmiany zasugerowane wczoraj przez Dirka, Tomek wraz Chrisem szukali usterki, gdyż nagłośnienie buczało i nie można było odtwarzać muzyki. Na szczęście problem udało się szybko rozwiązać.
Nasz pierwszy pokaz był bardzo udany, zebrało się dużo ludzi, niestety później zaczął padać deszcz i Magda została bez pracy. W sumie dwa występy zostały odwołane z powodu złej aury, ale za to ostatni zaplanowany pokaz odbył się, publiczność dopisała, przyszedł też dyrektor. Pod wieczór wśród członków ekipy można było odczuć ekscytację, wszyscy chodzili uśmiechnięci i przekazywali sobie z wielką radością informację, że mieliśmy dziś rekord co do frekwencji w naszym miasteczku! Po zamknięciu bram Funkelstadt odbyło się spotkanie organizacyjne z Maren i artystami mające na celu pouczenie nas w sprawie zasad - picie alkoholu w pracy jest zabronione, najwyraźniej jednak nie wszyscy byli tego świadomi.
W ciągu dnia Dirk powiedział nam, że w niedzielę prawdopodobnie pojedziemy z nim na stadion miejscowej drużyny hokejowej, aby wystąpić z ogniem w ramach promocji naszego wspaniałego miasteczka 1000 Funkel. Bardzo się ucieszyliśmy z tego nowego wyzwania, jak do tej pory nie mieliśmy jeszcze okazji występować przed kilku tysięczną publicznością:) Tuż przed powrotem do domu Magda dopadła jeszcze Dirka i wyciągnęła z niego kolejne uwagi dotyczące jej występu. Należy wspomnieć że Magda jest bardzo zadowolona z faktu, że może pracować z takim wymagającym szefem, który mimo tego, że ciągle nie ma czasu na pełnowymiarowe próby, to wpada od czasu do czasu na nasze pokazy, nie szczędzi krytyki i bez ogródek mówi co myśli:) Gdy wróciliśmy do domu byliśmy tak wyczerpani, że poszliśmy po prostu spać.

Zdjęcie ze strony www.facebook.com/1000funkel

czwartek, 1 grudnia 2011

Okiem dyrektora

Kolejny dzień pod znakiem pracy, dziś, podczas gdy Tomek obsługiwał pokazy w rozśpiewanej wiosce, Magda słuchała audiobooka i starała się jak najlepiej zadbać o swoje zdrowie. Ze względu na przeziębienie odpoczywała, spożywała spore ilości zdrowotnych napojów i cukierków ziołowych, udało jej się nawet zdrzemnąć. Odbyły się wszystkie cztery zaplanowane występy z ogniem i trzeba przyznać, że były dużo lepsze niż wczoraj, a na ostatni z nich przyszedł nawet Dirk i przekazał Magdzie kilka słów konstruktywnej krytyki.

Zdjęcie ze strony www.facebook.com/1000funkel