Wstaliśmy rano i od razu
pojechaliśmy do Frankfurtu na znany już nam parking przy wielkim
parku. Tomek nie tracąc czasu zdjął skuter z rampy, przebrał się
i pojechał do centrum statuować, a Magda wzięła laptopa i poszła
do pobliskiej knajpy podłączyć się do prądu, gdyż z powodu
braku słońca mamy niedobór. Chcąc zamówić coś do jedzenia tak
się zakręciła, że w końcu dostała wegańskie danie spoza karty,
które kosztowało o wiele więcej niż może być warte korzystanie
z internetu przez cały dzień. Tomek natomiast w końcu w ogóle nie
statuował, gdyż centrum Frankfurtu w szczycie sezonu okazało się
być ohydne: oprócz festynu i tłumów ludzi typu festynowego, było
też mnóstwo żebraków i „artystów” ulicznych, którzy
zaczepiali ludzi prosząc ich o pieniądze, różniąc się od
żebraków tylko przebraniem. Potencjalna publiczność przemykała
obok tych marnych statui omijając je za wszelką cenę... Nawet
gdyby Tomek przełamał niechęć, nie znalazłby dla siebie miejsca.
Gdy spotkaliśmy się
ponownie w domu szybko podjęliśmy decyzję o natychmiastowym
wyjeździe, jeśli Tomek nie ma zamiaru tu pracować, a Magda nie
może z powodu przeziębienia, to nic nas tu nie trzyma. Jako
następny cel obraliśmy sobie Fuldę i jak zwykle przejechaliśmy
dziś część trasy zatrzymując się na odpoczynek przy
autostradzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz