środa, 26 września 2012

Nie ma to jak w domu!


Obudziliśmy się przed południem, wyszliśmy z kampera i poczuliśmy się jak w domu. Nasz KOK, ogród oświetlony przez słońce, wspaniała energia, dom... Po kolei zaczęliśmy się witać ze wszystkimi, ludzie których nie widzieliśmy kilka miesięcy przyjęli nas wspaniale, ciepło i z radością.
Po wstępnych powitaniach Tomek wskoczył na rower i pojechał do miasta zobaczyć czy turyści nadal dają dobre możliwości dla statuy – jak zwykle Drezno pod tym względem nas nie zawiedzie, wielu artystów ulicznych zabawiało dziś przechodniów i Tomek będzie mógł pracować.


Magda wzięła się do pracy: choreografia na wachlarze i szycie bluzki. Mamy tutaj tak wspaniałe warunki, że niczego więcej nam nie trzeba, praca idzie jak z płatka.
Po południu do KOKu przyjechał Uwe, zaprosiliśmy go na herbatkę, pokazywaliśmy zdjęcia i opowiadaliśmy o naszych przygodach, jak miło było go znów spotkać!


wtorek, 25 września 2012

Nieudana sesja


Z Georgiem umówiliśmy się na 15.00 w centrum Berlina, mieliśmy więc trochę czasu z rana. Magda zajmowała się szyciem bluzki Feniksa, a Tomek poszedł na długi spacer odkrywając tym samym małe jeziorko w okolicy i zrobił obiad, którym mogliśmy się zajadać później w mieście.
Magda niezmiernie się ucieszyła na widok swojego kumpla, podczas poprzedniego pobytu w Dreźnie zżyła się z nim trochę i tęskniła za nim w międzyczasie, tak więc ponowne spotkanie było pełne pozytywnych emocji. Usiedliśmy sobie na trawie na Wyspie Muzeów i gadaliśmy w najlepsze, trochę nie przejmując się tym, że mieliśmy się przygotowywać do sesji zdjęciowej.
O 19.00 dołączyła do nas mama Georga, czyli nasza fotografka. Gdy dyskutowaliśmy nad wyborem miejsca do zdjęć zaczęło nagle lać... Szybko uciekliśmy z naszym sprzętem pod filary przy muzeum i ostatecznie tam już zostaliśmy – filary były na tyle wysokie i było na tyle dużo przestrzeni, że mogliśmy tam zrobić naszą sesję zdjęciową nie przejmując się w ogóle deszczem.
Przez dwie czy trzy godziny pracowaliśmy nad zdjęciami, jednak ani Magda ani Georg nie mieli jeszcze nigdy robionych zdjęć z innym artystą, tak więc nie za bardzo wiedzieliśmy od czego zacząć. Mama Georga również nie miała pomysłów, próbowaliśmy więc różnych rzeczy i w sumie ostatecznie niewiele z tego wyszło.


Po sesji pojechaliśmy do kampera – Tomek skuterem a Magda i Georg samochodem z mamą Georga, skąd w trójkę wyruszyliśmy do Drezna. Dotarliśmy na miejsce w nocy i zaparkowaliśmy pod KOKiem, pożegnaliśmy się z Georgiem i poszliśmy od razu spać.

poniedziałek, 24 września 2012

Zaczyna się praca


Od rana szukaliśmy elektryka samochodowego, który zechciał by zerknąć na nasz samochód od ręki, udało się to dopiero w piątym warsztacie z kolei... Okazało się, że pan Józek miał rację, mamy po prostu zignorować tą lampkę ilekroć będzie się świecić.
Wyruszyliśmy więc do Berlina, mieliśmy tam być wczoraj na sesji zdjęciowej, tak więc po drodze musieliśmy skontaktować się z Georgiem i umówiliśmy się z nim na jutro, gdyż dziś był zajęty.
Zatrzymaliśmy się na przedmieściach Berlina przy kawałku zieleni i rozbiliśmy obóz, Tomek zajął się obiadem, Magda treningiem, a wieczorem obejrzeliśmy sobie bajkę dla relaksu.
Na najbliższe półtora miesiąca Magda ma konkretny plan pracy, gdyż 16 listopada ma się odbyć premiera pokazu Feniks. Do końca tego tygodnia ma powstać pierwsza z pięciu części choreografii. Będzie to pierwszy pokaz jaki Magda kiedykolwiek zrobiła w którym nie będzie żadnej improwizacji, więc zadanie przed nią stoi trudne, dlatego też postanowiła zacząć od najłatwiejszej części, czyli od wachlarzy.

niedziela, 23 września 2012

Pan Józek


Tomek poszedł rano na długi spacer z Collette i spotkał starego znajomego (Tomek kiedyś studiował na granicy więc są to jego tereny), który radośnie oznajmił mu, że parze innych znajomych, Kaśce i Łukaszowi w nocy urodziło się dziecko. Po południu Tomek zadzwonił do nich żeby im pogratulować, a oni zaprosili go do siebie na chwilę, gdyż bardzo rzadko jest okazja żeby się spotkać. Wieczorem więc Tomek poszedł świętować i podziwiać nowo narodzoną córeczkę znajomych. Bardzo to było wesołe spotkanie:)



W ciągu dnia natomiast próbowaliśmy zrobić coś z naszym kamperem... Popytaliśmy taksówkarzy, którzy pokierowali nas do pana Józka, emerytowanego mechanika z warsztatu PKS mieszkającego w sąsiedniej miejscowości. Najpierw wydawało się, że nie ma nikogo w domu, stanęliśmy więc kamperem pod bramą i zajęliśmy się domowymi sprawami w oczekiwaniu na powrót gospodarza. Gdy mieliśmy się zabierać za jedzenie obiadu, Tomek chciał schować segregator do szafki nad głową Magdy i jeden z segregatorów spadł uderzając w miskę z jedzeniem i rozchlapując sos wszędzie naokoło. W tym momencie pokryta sosem Magda zauważyła pana Józka, który wytoczył się ze swojego domu. Tomek czym prędzej wybiegł mu na spotkanie, a Magda została z sosem, segregatorem i ochlapanym komputerem.
Pan Józek wyglądał zupełnie jak żywe zwłoki, jednak był bardzo miły i pomocny. Zajrzał pod maskę i stwierdził, że jest to sprawa elektryczna nie wymagająca naprawy, po prostu lampka świeci się gdyż jakieś kabelki źle się łączą. Urządzenie za które lampka ta jest odpowiedzialna już dawno było zepsute i odłączone, więc nie mogło zepsuć się znów;) Diagnoza ta, jakże kusząca nie przekonała nas jednak. Postanowiliśmy zostać w Słubicach do jutra i zasięgnąć porady w warsztacie samochodowym.

sobota, 22 września 2012

Trzymaj się kamperku!


Od rana Tomek reorganizował nasze rzeczy, wynosząc do piwnicy to czego nie potrzebujemy i układając pozostałe w kamperze. Magda obudziła się dopiero po południu nie czując się najlepiej. Po „śniadaniu” pojechaliśmy do Międzyrzecza, gdyż było to nam zupełnie po drodze do Berlina i po raz ostatni odwiedziliśmy rodzinkę, zjedliśmy razem obiad, pogadaliśmy trochę i Tomek skorzystał z warsztatu żeby naprawić nóżkę od skutera.
Wieczorem wyruszyliśmy ostatecznie w trasę, jednak z trudem udało nam się dojechać do Słubic, gdyż kamper zaczął się dziwnie zachowywać. Lampki na desce rozdzielczej pokazywały rzeczy, których do końca nie rozumieliśmy, a kontrolka temperatury silnika wskazywała, że kamper się za mocno grzeje. Zatrzymywaliśmy się więc wiele razy uważnie obserwując zachowanie samochodu i tym ślimaczym tempem dojechaliśmy do centrum Słubic. Jutro jest niedziela, a my potrzebujemy pilnie elektryka samochodowego... Do tego Magda umówiła się w Berlinie z Georgiem na sesję zdjęciową, spotkanie to będzie trzeba przełożyć:(

piątek, 21 września 2012

Przeciążeni


Z rana wynieśliśmy ostatnie rzeczy do kampera, pożegnaliśmy się z naszymi kochanymi Rumburakami i wyruszyliśmy do Grodziska. Po drodze zważyliśmy naszego kamperka... Zgodnie z naszymi obawami okazało się, że jesteśmy poważnie przeciążeni, ważymy 3930 kg, czyli o 430 kg za dużo... Tak naprawdę na tą chwilę nic z tym nie możemy zrobić, musimy mieć to po prostu na uwadze przy pakowaniu nowych rzeczy... Również branie autostopowiczów nie wchodzi w rachubę:(
W grodzisku czekały nas różne sprawy do załatwienia związane z mieszkaniem – nasz obecny lokator wyprowadza się w najbliższym czasie, w związku z tym musimy zorganizować wszystko tak, aby pod naszą nieobecność rodzina mogła wynająć mieszkanie następnym lokatorom. Tomek spotkał się z wujkiem Jurkiem, który pracuje w spółdzielni mieszkaniowej i być może będzie miał kogoś chętnego. Obejrzeliśmy mieszkanie, upewniliśmy się, że wszystko jest w dobrym stanie i omówiliśmy kwestie finansowe z naszym lokatorem. Wszystko wydaje się być w porządku, teraz jest nam tylko potrzebny ktoś, kto chciałby przez kilka lat u nas mieszkać.

czwartek, 20 września 2012

Kochani, będziemy za Wami tęsknić...


Ostatnie cztery dni w Poznaniu minęły i jutro wyjeżdżamy. Jak zwykle będzie nam bardzo ciężko rozstać się z naszymi przyjaciółmi, do których obecności znów zdążyliśmy się przyzwyczaić.
Załatwiliśmy ostatnie sprawy, spakowaliśmy się (co jak zwykle było nie lada wyzwaniem) i pewnie byśmy wyjechali wcześniej, gdyby we wtorek nie spotkała nas niemiła niespodzianka – pewna nieuważna pani potrąciła na parkingu nasz skuter. Na szczęście pani ta była uczciwa i zostawiła numer telefonu, tak więc spotkaliśmy się z nią i jakimś cudem udało się ściągnąć rzeczoznawcę już w środę, który jak najszybciej ma oszacować szkodę. Skuter jest poobijany, kierownica była nieco wygięta ale udało nam się ją wspólnymi siłami (wraz z Gremlinem) naprostować. Chcieliśmy oddać go do naprawy, jednak jedyny serwis w Poznaniu któremu byśmy zaufali ma właśnie urlop, Tomek więc postanowił naprawić wszystko sam – pospinał pęknięte części i pozostała tylko krzywa podpórka, na której stawiamy skuter gdy boczna nóżka wydaje się niewystarczająca.


W poniedziałek chcieliśmy pracować na rynku, jednak gdy dojechaliśmy do centrum okazało się, że nie ma dla kogo występować:( Sezon w Poznaniu oficjalnie zamknięty.
Jeśli chodzi o pracę, Magda w wolnych chwilach zajmowała się wyborem muzyki do pokazu Feniks, dużo czasu spędziliśmy też na rozmowach o logo Art Of Passions. Kolejny grafik nie jest w stanie nas usatysfakcjonować, pewnie jest to spowodowane tym, że próbujemy zatrudniać tanich grafików...
W środę w nocy spotkaliśmy się po raz ostatni z Ireną i spędziliśmy z nią kilka godzin na wesołych rozmowach. Było naprawdę fajnie, nasz kontakt z nią zrobił się zupełnie przyjacielski i bardzo jesteśmy z tego powodu zadowoleni.
A dziś mieliśmy wieczór pożegnalny z Krzysiem i Agnieszką połączony po części ze świętowaniem Krzysia urodzin. Piliśmy wino, jedliśmy nachos i muffinki i graliśmy w Wilkołaki – było super!  

niedziela, 16 września 2012

Regeneracja


Po tym jak wróciliśmy z Warszawy Magda musiała odpoczywać dwa całe dni. Dużo spała, a pozostały czas chyba cały przegadała z Agnieszką, która jest co najmniej taką samą gadułą jak Magda.
Tomek w piątek z rana pojechał do Międzyrzecza, gdzie spędzał czas z rodziną i prowadził z nimi poważne rozmowy zainspirowane kursem Recall Healing. On również potrzebował odpoczynku, wewnętrzne procesy przez które ostatnio przeszedł kosztowały go wiele energii i w Międzyrzeczu mógł zregenerować siły.
Dzisiaj Magda dojechała do Tomka, który od rana przygotowywał obiad urodzinowy dla taty. Dzień spędziliśmy świętując wraz z całą rodzinką, zajadając się smakołykami i rozmawiając. Wieczorem wróciliśmy do Poznania, gdyż mamy w planach szykowanie się do wyjazdu do Niemiec.

czwartek, 13 września 2012

Rewolucja życiowa

W zeszły czwartek wyjechaliśmy z Poznania do Warszawy, zabraliśmy po drodze ze sobą Kasię, która bardzo umiliła nam podróż ciekawymi rozmowami i z którą mogliśmy bezpośrednio jechać do mieszkania Kasi i Jacka, gdzie przez cały tydzień nocowaliśmy.
Przede wszystkim musimy napisać dlaczego w ogóle wybraliśmy się do stolicy. Instytut Wiedzy Waleologicznej, czyli firma mamy Magdy zorganizowała warsztaty Recall Healing prowadzone przez Gilberta Renaud. Jest to metoda leczenia polegająca na szukaniu przyczyny choroby w wydarzeniach (zwykle traumatycznych) z przeszłości pacjenta lub jego przodków. Tym razem druga część kursu miała dotyczyć dzieci, a że temat ten ostatnio nas interesuje, postanowiliśmy wykorzystać okazję i wybrać się do Warszawy.
Spędziliśmy sześć dni na wykładach, od dziesiątej do osiemnastej. To co wydarzyło się podczas tego kursu przeszło nasza najśmielsze oczekiwania.
Forma zajęć jest taka, że wykładowca przedstawia teorię oraz mnóstwo przykładów. Słuchacze mają za zadanie wynotowywać wszystkie skojarzenia jakie im przychodzą do głowy związane z ich własnym życiem. Dodatkowo raz po raz przypadek jednego z kursantów jest omawiany publicznie, oczywiście jeśli słuchacz ten chce być użyty jako przykład:) Jak się pewnie domyślacie, oboje byliśmy bardzo aktywni i jak tylko przychodziło nam do głowy jakieś hipotetyczne rozwiązanie naszych problemów zdrowotnych, dzieliliśmy się tym publicznie, a Gilbert często ciągnął temat dalej dając nam więcej wskazówek popartych swoim doświadczeniem. Tak jak wspominaliśmy wcześniej, czasem przyczyna choroby kryje się w wydarzeniu z życia przodków, również wielkie znaczenie ma okres dziewięć miesięcy przed ciążą, sama ciąża oraz pierwszy rok życia pacjenta. Tak więc każdy powinien zrobić w miarę możliwości jak najbardziej dokładny wywiad z rodzicami i dziadkami. Magda trzy wieczory spędziła z mamą rozmawiając o wydarzeniach z przeszłości i uwierzcie, nie było łatwo. Tomek natomiast wydzwaniał do rodziny, jednak przez telefon takich spraw załatwić się niestety nie da.
Jesteśmy oboje bardzo podekscytowani naszymi odkryciami. Cała ta sprawa z Recall Healing to jak praca detektywistyczna, pojedyncze elementy układają się w całość i przychodzi rozwiązanie problemu, z którym człowiek borykał się od lat. Zupełnie zaskakujące ale i genialne. Tak naprawdę na efekty „terapii” będziemy musieli troszkę poczekać. Magda na przykład jest przekonana, że znalazła przyczyny swoich problemów z pęcherzem oraz swoich bolesnych miesiączek. Na wiele innych drobiazgów są pomysły, jednak nie ma pewności. Czas pokaże czy faktycznie te dolegliwości minęły. Tomek natomiast jest na tropie tajemnicy rodzinnej, która prawdopodobnie jest przyczyną jego poważnych problemów zdrowotnych sprzed kilku lat, jednak żeby tą sprawę rozwiązać będzie musiał wykonać parę rozmów w cztery oczy. Tak się złożyło, że podczas drugiej części kursu Tomek (na ochotnika) był potraktowany jako główny przykład, jego życiorys został rozpisany na wielkiej tablicy i wszyscy (a zwłaszcza Tomek) mogli uczyć się z jego życia. Fascynujące było obserwować codziennie jak coraz więcej informacji zostaje zapisanych na tablicy, to się komuś coś przypomniało, a to Tomek się przejęzyczył i zaskakująco naprowadziło nas to na trop kolejnych odkryć. Jesteśmy pod wielkim wrażeniem metody Recall Healing i z zapartym tchem będziemy obserwować co się będzie działo z nami w najbliższej przyszłości. Sam Gilbert okazał się być bardzo sympatycznym facetem. Spędzaliśmy z nim czas w przerwach obiadowych rozmawiając nie tylko o zdrowiu i bardzo go polubiliśmy.
Tak się złożyło, że w tym samym czasie do Warszawy przyjechali dziadkowie Tomka, tak więc w niedzielę spotkaliśmy się z babcią, dziadkiem, Danusią i jej rodziną u nich w mieszkaniu na kolacji. W poniedziałek babcia niestety musiała iść do szpitala na kilka dni, więc odwiedzaliśmy ją tam gdy tylko mieliśmy chwilę czasu. Był to bardzo ciepły i rodzinny czas, zwłaszcza dla Magdy, która przez te kilka dni bardzo zbliżyła się i do babci i do Danusi.
Pozostałe wieczory spędziliśmy z Kasią i Jackiem, wykorzystując resztki sił jakie nam pozostawały codziennie po zajęciach. Natomiast poniedziałek mieliśmy wolny i spędziliśmy go w większości z Kasią. W związku z poniedziałkiem mamy tutaj małą zagadkę dla naszych czytelników.
Kto to jest?


Można go było spotkać w poniedziałek na Warszawskich ulicach:

 
Być może ma dziewczynę...


A może chłopaka?


Na pewno nie chcesz go spotkać jak jest wkurzony;)


Jakieś pomysły? Nie martwcie się, nie będziemy Was trzymać długo w niepewności. Wspominaliśmy wcześniej, że Kasia zajmuje się charakteryzacją:) Otóż to jest Magda. Jej rodzona matka jej nie poznała na tych zdjęciach, więc jeśli i Wy nie zgadliście, to nie przejmujcie się za bardzo. W poniedziałek Kasia najpierw stworzyła projekt makijażu dla Feniksa, a gdy zostało nam jeszcze troszkę czasu postanowiliśmy zrobić z Magdy mężczyznę:) Z taką charakteryzacją pojechaliśmy do babci Tomka do szpitala, zamysł był taki, żeby babcię troszkę rozweselić... Z początku babcia była troszkę przestraszona, kogo to Tomek przyprowadził do szpitala i dość długo nie chciała uwierzyć, że to Magda, ale w końcu pojawił się na jej twarzy uśmiech z tego powodu, a i o to chodziło:)
Natomiast Feniks będzie wyglądał tak:


Oczywiście nakrycie głowy będzie inne i nie jesteśmy jeszcze pewni koloru ust, ale ogólny projekt został zatwierdzony. Kasiu dziękujemy!


W poniedziałkowy wieczór natomiast spotkaliśmy się z naszym dobrym kolegą Mikołajem Ratajczakiem, który obecnie stacjonuje w Warszawie. Magda zna się z Mikołajem już z dziesięć lat i zawsze gdy się spotykają mają o czym rozmawiać i jest wesoło. Poszliśmy sobie nad rzekę, wychyliliśmy wino z gwinta niczym w liceum i zrelaksowaliśmy się jak na dzień wolny przystało.
Dziś natomiast, po zajęciach odwiedziliśmy jeszcze babcię w szpitalu i szybko po tym pojechaliśmy do Poznania, gdzie czekały na nas nasze stęsknione zwierzaki, którymi przez cały tydzień opiekowali się nasi przyjaciele. Jesteśmy wykończeni, ilość wrażeń z całego tygodnia przekroczyła znacznie nasze możliwości i zdecydowanie potrzebujemy odpoczynku.

środa, 5 września 2012

Zabawa w film


Cały dzień spędziliśmy w Międzyrzeczu, staramy się nacieszyć rodziną na zapas, gdyż jak wyjedziemy znów w podróż to zupełnie nie wiadomo kiedy wrócimy. Najpierw zjedliśmy drugie śniadanie u dziadków rozsmakowując się w działkowych pomidorkach, a potem pojechaliśmy do Moniki i taty Tomka, gdzie po pogaduchach i objedzie zajęliśmy się nagrywaniem kolejnego klipu do naszego pokazu. Tym razem główną rolę mieli grać Tomek z Michaliną, jednak zanim Michalina przekonała się do zabawy w aktorkę, musiała szczegółowo poznać drugą stronę kamery. Tak więc scenkę odegraliśmy wielokrotnie w najróżniejszych konfiguracjach, raz tatą był Tomek, a córką Magda, innym razem tatą była Magda, a Tomek grał córkę. W końcu Michalina pozwoliła Magdzie być operatorem kamery i sama odegrała rolę córki. Zabawa była wyśmienita!
Po kolacji Monika sprawdziła stan naszych zębów, Tomek spędził na fotelu dentystycznym godzinę, tak więc wyjechaliśmy z powrotem do Poznania dopiero po dziewiątej.
Pomimo jutrzejszego wyjazdu do Warszawy Magda postanowiła się jeszcze spotkać ze swoim przyjacielem Tomkiem Ciasiem, gdyż jak wrócimy to on akurat będzie na wakacjach i prawdopodobnie nie będzie już możliwości spotkać się przed wyjazdem z Polski.

wtorek, 4 września 2012

Złote rączki


Mieszkamy u Krzysia i Agnieszki tak często, że poniekąd czujemy, że jest to nasze mieszkanie:) Tak więc angażujemy się czasem w różne prace domowe, a Tomek sprawuje funkcję złotej rączki. Tym razem podjął się zadania konstrukcyjnego, które ma na celu stworzenie przestrzeni na świeżym powietrzu dla naszych kotów. Chodzi o siatkę osłaniającą balkon, która ma uniemożliwić kotom ewentualny skok w przepaść. Całą niedzielę aż do wyjścia na ogień Tomek spędził wraz z Krzysiem na balkonie montując konstrukcję ich własnego projektu, a Magda w tym czasie skracała na maszynie zasłony, które były tak długie, że Truskawa robił sobie z ich końcówek legowisko;)
Niedzielny ogień odbył się cudem, gdyż tuż przed wyjściem przypomnieliśmy sobie, że hula hop jest uszkodzone, a bez hula nie ma sensu nawet wychodzić z domu;) Na szczęście Magda wpadła na genialny pomysł szybkiej naprawy i udało nam się wyruszyć. Na rynku znów spotkaliśmy Grześka, Rysię, Martę i Mikołaja, pojawiła się też na chwilę niespodziewanie cała rodzinka Tomka, która akurat była w Poznaniu. Niestety same występy nie były zbyt owocne, niedzielna publiczność nie jest nastawiona na rozrywkę. Na ogniu byliśmy również dziś i dziś występy były zdecydowanie lepsze.
Pomijając parę filmów i wiele spraw które załatwiliśmy (jak to zwykle bywa kiedy jesteśmy w Poznaniu) w poniedziałek pojechaliśmy na cytadelę, Magda spotkała się z Martą na trening taneczny (taniec orientalny i burleska), a Tomek poszedł na długi spacer ze swoim bratem nadrabiając odrobinę zaległości towarzyskie.
A dziś wrócił do nas nasz kamperek, naprawiony i gotowy do wyjazdu. Będzie musiał jeszcze odrobinę poczekać, gdyż wybieramy się na tydzień do Warszawy, jednak po powrocie będziemy zbierać się do Niemiec. Po odbiorze samochodu pojechaliśmy do Kiekrza, żeby zrobić test paliw ogniowych. W listopadzie mamy pokaz w Dreźnie, który będzie odbywał się wewnątrz budynku, znaleźliśmy więc paliwo, które podczas spalania nie wydziela dymu i dziś upewniliśmy się, że faktycznie tak jest. Po testach pojechaliśmy do Kwadratu na wegańską ucztę z Krzysiem i Agnieszką i potem prosto do pracy.
W każdej wolnej chwili Magda malowała spódnicę Feniksa i można powiedzieć, że dolna część kostiumu jest wstępnie skończona. Czekają ją jeszcze małe poprawki i upiększenia, ale widać już jak to wszystko ma wyglądać:




sobota, 1 września 2012

Pozowane


Pewna wizażystka, znajoma Ireny potrzebowała na dziś modelki na targi mody i wizażu, na których na stoisku szkoły Folaronów przedstawiała swoje projekty. Irena dała jej kontakt do Magdy i tak się skończyło, że Magda dzisiaj została poddana charakteryzacji i nawet wystąpiła po raz pierwszy z levistickiem.
Targi odbywały się w Starej Rzeźni, w klimacie industrialnym ludzie przechadzali się pomiędzy licznymi stoiskami z szeroko pojętą modą. Temat ten dla nas nie jest za bardzo interesujący, jednak Magda lubi wcielać się w role, a praca z Folaronami zawsze daje dużo przyjemności (zwłaszcza z zawsze złośliwym i inteligentnym Irkiem).
Najpierw wizażystka Karolina zrobiła Magdzie makijaż, proces ten Tomek utrwalał na wideo, żeby w przyszłości Magda ewentualnie potrafiła go odtworzyć. Następnie Magda zrobiła krótki pokaz tańca z levistickiem, niestety brak odpowiedniej sceny i zapowiedzi sprawił, że ludzie nie byli szczególnie zainteresowani... Niemniej jednak doświadczenie to było jej bardzo potrzebne, niespodziewanie miała tremę, co oznacza że musi się po prostu przyzwyczaić do występów bez ognia:)
Po występie była sesja zdjęciowa:








Po wszystkim zmęczeni wróciliśmy do domu, zjedliśmy obiad z Krzysiem i Agnieszką, odpoczęliśmy chwilę i pojechaliśmy na rynek występować. Dziś znów było bardzo towarzysko. Najpierw odwiedziła nas wizażystka Karolina, która koniecznie chciała nas zobaczyć w akcji z ogniem. Oczywiście bardzo jej się podobało:) Następnie przyszli Grzesiek i Rysia i razem udaliśmy się pod pręgierz pobawić się z ogniem. Dołączył do nas Mikołaj, który pomimo kompletnego nieprzygotowania nie mógł się powstrzymać i również chwycił za sprzęt ogniowy:) Bawiliśmy się wesoło, jednak nasza publiczność również robiła się coraz weselsza, niestety pod wpływem alkoholu... W pewnym momencie pijana grupka tak rozwścieczyła Grześka, że przerwał pokaz, to był dla nas sygnał żeby zakończyć wieczór i wrócić do domu.