Dzień rozpoczęliśmy od wyjazdu po zapas czystej wody, aby móc się wykapać, to znaczy Magda została z Collette w parku, a Tomek udał się z misją na stację benzynową. Następnie po wspólnym śniadaniu poszliśmy na spacer do naszego parku:
W końcu ruszyliśmy do festiwalowego kina, gdzie mamy bezpłatny dostęp do internetu i możemy nadrabiać zaległości na naszym blogu... Dziś widzieliśmy dwa filmy, pierwszy „Baron” Edgara Pêra, który zachwycił nas niesamowitym klimatem, jaki udało się stworzyć reżyserowi przy pomocy bardzo prostych zabiegów jak gdyby film powstawał w latach 40. Ten wyjątkowy film produkcji portugalskiej opowiada historię tajemniczego barona - potwora, który ma wiele cech wspólnych z wampirem. Historia mocno przypomina „Drakulę”, jednak to nie o samą historię tu chodzi, niesamowity montaż i muzyka tak nas ujrzekły. Drugi film to polski western, a raczej eastern „Prawo i pięść” Jerzego Hofmanna, kto widział ten wie jaki to świetny film z najlepszego okresu Polskiej Szkoły Filmowej.
Po projekcji Tomek skoczył szybko po sprzęt do domu, aby spotkać się z Magdą na rynku. Mieliśmy duże opóźnienie, gdyż nasz drugi film zaczął się pół godziny po czasie. Pogoda była też taka sobie, zimno i wietrznie, jednak pomimo przeciwności postanowiliśmy jednak zrobić pokaz. Zdarzyło się jednak coś, co skutecznie uniemożliwiło nam dzisiejszą pracę: bliskie spotkanie z najbardziej niemiłym człowiekiem jak do tej pory spotkanym w naszej podróży. Trafiamy na bardzo różnych ludzi w trakcie naszych wojaży, od super pozytywnych (jak wczoraj kiedy zapomniawszy telefonu wydzwanialiśmy do Zbyszka z komórki przypadkowego spotkanego przechodnia), aż po upartego, chamskiego i wrednego pijaczka, który czerpie przyjemność z tego, że może komuś zepsuć wieczór, zupełnie niczym energetyczny wampir.
Zniechęceni wróciliśmy do domu, fizycznie mogliśmy zrobić jeszcze pokaz, ale w tak kiepskich nastrojach to raczej była by klapa. Wieczór spędziliśmy gaworząc sobie przy herbatce, więc kładliśmy się już z pozytywnym nastawieniem.
Oj, trochę bym polemizował, bo "Prawo i pięść" powstało raczej w schyłkowym okresie Polskiej Szkoły Filmowej albo wręcz po tym, jak PSF właśnie się skończyła... i raczej bym unikał wiązania "Prawa i pięści" z tym nurtem, bo chociaż film powstał w tym samym czasie, a nawet da się znaleźć jakiś wspólny motyw (rozliczenie z tym, co się działo po wojnie), to wedle wszelkich miar Hoffman do twórców PSF nie należał.
OdpowiedzUsuńA sam film był oczywiście znakomity, tu się zgodzę :)
K.