We Wrocławiu jest super, dwa filmy za nami, a z nieba leje się cały czas, co daje wiele możliwości do zbierania nowych doświadczeń. Na przykład przemoczenie do suchej nitki podczas dojazdu do centrum, przy zielonej fali dotarcie do kina z naszego cmentarza zajmuje nam tylko 15 minut. Jednak gdy leje i wieje to całe wieki, mimo to nie dajemy się pogodzie i uparcie przemieszczamy się bzykiem w ulewie.
Za nami "THX 1138" Georgea Lucasa, dość pesymistyczna wizja przyszłości oraz "Woman Art Revolution" Lynn Hershman Leeson, dokument o feminizmie w sztuce. Oficjalnie nasz udział w festiwalu rozpoczęty :D
Między filmami Magda postanowiła załatwić kilka spraw w mieście, nonszalancko, nie przejmując się ulewą wyruszyła skuterem na wyprawę, okazało się jednak, że nie był to najlepszy pomysł. Totalnie przemoczona (pomimo spodni snowboardowych i nieprzemakalnej kurtki) wróciła do kina. Na szczęście Agnieszka tego dnia postanowiła oddać Tomkowi jego koszulę, było więc w co się przebrać:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz