I tak oto nasza drużyna poszukiwaczy przygód wyruszyła w podróż dnia 15 lipca roku królika...
Po trudach i znojach przygotowań w końcu udało się stawić czoła wszystkim przeciwnościom losu. Źli czarnoksiężnicy, którzy starali się utrudnić bohaterom wyruszenie zostali obezwładnieni i teraz gniją w mrocznych lochach. Dobre wróżki krążą wokół latającego dywanu i pilnują, żeby słońce zawsze świeciło jasno i wiatr wiał w dobrą stronę.
A teraz na poważnie! Wyruszyliśmy z Miedzyrzecza po dwóch obiadach (dwudaniowych) z lekkim opóźnieniem (czegóż innego można było się spodziewać) i dotarliśmy do Berlina wieczorem, akurat tak, żeby przygotować się do występów. Zatrzymaliśmy się na nocleg w mieście, tuż obok zabytkowego parku (jak pięknie tu ptaki śpiewają!). Piątkowy rekonesans w mieście wypadł... zimno. Tak, było zimo, więc nie zrobiliśmy żadnych pokazów, miasto świeciło pustkami, a jedyne miejsce nadające się do występów było zajęte przez (polskich!) muzykantów. Znany i lubiany Tacheles club walczy resztkami sił o swoje przetrwanie, co ni mniej ni więcej oznacza, że nie można tam już występować:( Zmarznięci, głodni i zmęczeni wróciliśmy do domu, żeby posilić się pyszną zupką grzybową (made by Monika) i po prostu zasnąć.
Uruchomiliśmy nasz niemiecki numer telefonu: 0049 15256079231
mówią, że początki zawsze są trudne;P Powodzenia! Kaś
OdpowiedzUsuńTu Irena. Hmm 15 sierpnia, moim magicznym okiem widzę trzecią rocznicę ślubu Przemka i Ani. Czy o to chodzi...???
OdpowiedzUsuńCzarcie chochliki namieszały w kalendarzu, na szczęście magiczne oko czuwa!
OdpowiedzUsuń