piątek, 6 stycznia 2012

Koszmar

Wstaliśmy bardzo wcześnie, gdyż o 13.00 mieliśmy oddać klucze Maren, a po półtora miesiąca do mieszkania przenieśliśmy ogromną część naszego dobytku. Niestety dzisiejszy poranek przekroczył nasze granice wytrzymałości, i to konkretnie.
Zaczęło się od bardzo złego fizycznego samopoczucia, Tomek obudził się z silnym bólem głowy, a Magda z bolesną miesiączką. Nie mogliśmy jednak sobie folgować, trzeba było bez zwłoki zacząć się pakować.
Najpierw sypialnia: ubrania i pościel powędrowały do worków i przyszedł czas na zwinięcie naszego nowego materaca. Zabraliśmy się ze to razem, gdyż nasz materac jest dość szeroki i sztywny. Gdy doszliśmy mniej więcej do połowy nasze oczy natrafiły na dziwne plamy na środku białej powierzchni, bardzo dziwne plamy... W pierwszej chwili nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom, na materacu pojawił się grzyb!
Magda dostała zawrotów głowy, połączenie bólu brzucha i tego szokującego odkrycia zwaliło ją na chwilę z nóg. W naszych głowach pojawiły się tragiczne myśli, czy my nigdy nie uciekniemy przed pleśnią i grzybem?! Czy to jakaś klątwa? Przecież to nie jest możliwe, żeby w dwa tygodnie coś takiego się stało!
Później zastanowiliśmy się nad sprawą na spokojnie i doszliśmy do wniosku, że wilgoć musiała pochodzić ze starej piwnicy pod nami i w jakiś sposób musiała się przedostać przez podłogę. Jaki by nie był powód tego zdarzenie, nasz materac wylądował na śmietniku.
Po solidnej dawce przeciwbólowych zabraliśmy się z powrotem do pracy, jednak było nam bardzo ciężko. Jak myślimy o tym teraz, to jawi się to niczym koszmar. Mieliśmy chwile załamania, w których na przykład Magda nie mogła już wytrzymać na stojąco, tak źle się czuła. Na szczęście udało nam się przełożyć zdawanie mieszkania na kilka godzin później, około 16 po klucze podjechała Laura.
Nie mogliśmy od razu wyruszyć do Polski, trzeba było jechać po pasy mocujące, żeby zapakować deskę windsurfingową na dach, zrobić zakupy i pojechać po nasze zamówione przez internet łyżwy, których Laura zapomniała nam przywieźć. Do tego jeszcze poproszono nas o pieniądze za wigilię, o których wcześniej nie było mowy. Wyjechaliśmy dopiero około 19, a do Poznania dotarliśmy o 3 nad ranem. Na szczęście u Krzysia i Agnieszki czekało na nas rozłożone i pościelone łóżeczko, mogliśmy więc natychmiast uciec do świata snów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz