niedziela, 29 stycznia 2012

Chorobowe

Zbliżamy się do końca miesiąca, a co za tym idzie, zbliżamy się do wyjazdu w góry! Już za równy tydzień będziemy w miejscowości Janské Lázně, gdzie przez sześć dni będziemy cieszyć się zimowymi wakacjami z prawdziwego zdarzenia! Ale spokojnie, to dopiero za tydzień. Skupmy się na razie na minionych siedmiu dniach.
Niestety do naszego mieszkania zakradł się wirus, który atakuje po kolei domowników. Najpierw położył do łóżka Krzysia, Agnieszka uległa mu na chwilę, ale na szczęście poczucie obowiązku wygrało. Tomek poddał się mu zupełnie, więc w końcu została tylko Magda, która absolutnie nie ma zamiaru oddać się w jego (wirusa) ręce. Panuje u nas atmosfera przeziębieniowa, kuchnia i łazienka to jedyne pomieszczenia, w których nie leży chora osoba, innymi słowy mamy stan wyjątkowy.
Tydzień zaczął się dla nas normalnie, zanim Tomek się rozchorował zaliczyliśmy nasze standardowe aktywności, czyli łyżwy, rozciąganie, Tai Chi i kino. Magda posunęła się dużo do przodu w pracach nad swoim przedstawieniem, napisała dialogi, w czym pomagali jej wszyscy domownicy:)
Podjęliśmy się też pracy jako pośrednicy nieruchomości – żeby nie było wątpliwości, pośrednicy jednej nieruchomości;) Jako, że sprzedawanie rzeczy nam najwyraźniej przyzwoicie wychodzi, będziemy odpowiedzialni za znalezienie kupca na działkę Ireny. Załatwiliśmy już dużą część papierkowej roboty i czekamy do jutra, żeby odebrać baner. Trzymajcie kciuki za tą sprawę!
Natomiast od piątku włącznie, Tomek cały czas leży w łóżku. W swoim chorobowym amoku zafundował nam nocną przygodę z zapchaną toaletą, z którą na szczęście poradziliśmy sobie bez pomocy hydraulika. Magda opiekuje się nim dzielnie, przejęła nawet chwilowo funkcję kucharza:) Na szczęście już jutro Tomek planuje być zdrowy:)
Jeśli chodzi o nasz domek na kółkach to Andrzej stara się aby w możliwie najszybszym czasie zakończyć remont. Prace posuwają się jednocześnie w dwóch miejscach, we wnętrzu usunięto przednie okna, odkrywając przy okazji miejsce przecieku oraz niedoróbki wcześniejszego remontu.




W warsztacie czeka gotowy sufit do wymiany


a w alkowie powstają nowe boczne ścianki.


Wymontowane są też szafki w celu położenia nowego sufitu od środka kampera.


Tak więc prace posuwają się do przodu, a my nie możemy się doczekać powrotu naszego kamperka!

niedziela, 22 stycznia 2012

Żegnaj Magno...

Weekend spędziliśmy na odwiedzinach rodziny w Międzyrzeczu, której dawno nie widzieliśmy, a za którymi mocno się stęskniliśmy:) W sobotę rano, zanim wyjechaliśmy, Magda zdążyła jeszcze skoczyć na łyżwy i rozruszać organizm przed popołudniowym obżarstwem, a Tomek przyjął pana od pralki, który zakleił dziurę w bębnie. Dziura ta, już druga z kolei, była spowodowana pozostałościami dawno zaginionego, wiecznego pióra Tomka firmy Waterman – swoją drogą dobra firma, która produkuje sprzęty biurowe mogące przetrwać we wnętrzu pralki pół roku:) Identyczne pióro Tomek dostał w nagrodę za swoją pracę magisterską, miejmy nadzieję, że będzie równie wieczne;)
Do Międzyrzecza dojechaliśmy autobusem, z dworca odebrał nas Piotrek i pojechaliśmy do dziadków. Jak zwykle na miejscu najedliśmy się do syta pysznościami i nacieszyliśmy się ciepłem rodzinnej atmosfery. Wieczór spędziliśmy z Moniką i Leszkiem, rozmawiając do późna, opowiadając o naszych nowych planach i zamiarach.
Niedziela natomiast była dla nas bardzo szczęśliwa:) Pierwszy i jedyny kupiec zainteresowany Magną, po długich pogawędkach zdecydował się na kupno i nawet podpisał już umowę:) Facet spełnia nasze wymagania, czyli będzie dbał o nasz ukochany motor i na swój sposób dopieści te jego części, które my pominęliśmy. Najważniejsze jest jednak to, że będzie na niej jeździł, a jak wiemy każdy motor zasługuje na to, żeby mknąć po szosie, a nie rdzewieć w garażu.
Niespodziewanie okazało się, że dzisiaj urodziny obchodzi Kacper, załapaliśmy się więc na uroczysty obiad i torcik w szerszym gronie niż się spodziewaliśmy.




Michalinka (zupełnie sama), ku radości całej rodziny przygotowała taneczną niespodziankę dla brata:)


Było wesoło i przyjemnie, a do Poznania wróciliśmy samochodem razem z Martyną i Piotrem.
Nasz kamperowy ekspert Andrzej mimo niedzieli pracował i jak zwykle przesłał fotki dokumnetujące postępy prac.


piątek, 20 stycznia 2012

Majster z pasją

Nawet nie zauważyliśmy jak minął ten tydzień, czas leci tak strasznie szybko! W międzyczasie byliśmy trzy razy na łyżwach, zepsuła nam się pralka, Tomek dwukrotnie zaliczył kino, w tym raz również spotkanie z reżyserem (robi się z niego niezły maniak filmowy) i został oficjalnie bezrobotnym, a Magda zrecenzowała jedną książkę o seksie i przeprowadziła ożywioną dyskusję z autorem;) Do tego rozciąganie, balet, Tai Chi i wspólna nauka (czasem mniej, a czasem bardziej udana). Mamy też zainteresowanego kupca na motor, z którym spotkamy się w weekend w Międzyrzeczu, trzymajcie kciuki! Natomiast dzisiaj, ledwo żywa od zakwasów na nogach Magda spotkała się z Kisielem i Karoliną i tym samym udało jej się znaleźć pierwszego aktora do przedstawienia, ale ciii, to tajemnica;)
Najważniejsze jest jednak to, co dzieje się z naszym kamperem. W tym miejscu należy przedstawić Pana Andrzeja, który podjął się remontu naszego domu na kołach. Nasz specjalista zajmuje się odbudowami i remontami samochodów i przyczep kempingowych, które uległy zniszczeniu z powodu wilgoci. Andrzej podjął się naprawy mimo że wiąże się z tym ryzyko braku dostępności listew łączących zewnętrzne ściany kampera. Jego warsztat znajduje się pod chmurką i mamy nadzieję, że naprawę uda się przeprowadzić zanim nadejdą srogie mrozy i śniegi.
Po wstępnych oględzinach fachowiec stwierdził, że zielony nalot na bocznych ścianach jest tylko powierzchowny i że ściany są suche przez co remont nie będzie ani drogi, ani czasochłonny.


Wystarczy zeszlifować kilka milimetrów sklejki, zabezpieczyć powierzchnię przed skraplającą się wilgocią z powietrza, a reszta to już tylko kosmetyczne prace wykończeniowe.Aby upewnić się czy nie ma wilgoci w innych częściach alkowy, należało w paru miejscach zerwać tapicerkę. 


Po tych pracach trzeba było podjąć decyzję jak chcemy wykończyć alkowę aby wyglądała znów ładnie. Postanowiliśmy, że ściany nie będą tak jak do tej pory wymoszczona wykładziną, która zbiera kurz, lecz jasną sklejką meblową. Tu pojawiły się pierwsze problemy, gdyż nie można było usunąć starej tapicerki bez naruszenia konstrukcji dachu.


Dodatkowo okazało się, że poprzedni właściciel coś kombinował z alkową, ponieważ pod obecną zewnętrzną warstwą ukryta jest, inna prawdopodobnie fabryczna, oraz dodatkowa sklejka.


Zostaliśmy postawieni przed koniecznością demontażu i odbudowy dachu w alkowie. Andrzej dostał zielone światło na takie prace i zabrał się do roboty, najpierw zerwał tapicerkę z sufitu,


a następnie usunął kolejne warstwy. Przy okazji odkrył, że alkowa była naprawiana, ale w nieprofesjonalny sposób. Użyte materiały nie miały odpowiednich parametrów, oraz że wykonano to niefachowo.




Poszczególne warstwy nie przylegały ściśle do siebie, były ubytki, użyto nieodpowiednich klejów lub nie użyto ich wcale...
Andrzej wykombinował też jak zastąpić oryginalne listwy zewnętrzne łączące ściany kampera. Obecne listwy są zapaćkane różnymi masami uszczelniającymi, plastik jest w takim stanie, że po zdjęciu nie ma mowy aby zamontować listwy ponownie tak, aby właściwie spełniały swoją funkcję. Oto co proponuje nasz spec:



Zgodziliśmy się na jego propozycje i czekamy na kolejne fotorelacje z prac:)
Poznaliście więc majstra Andrzeja wraz z jego niezwykłym stylem pisania:) Mamy nadzieję, że go polubiliście, gdyż przez jakiś jeszcze czas będzie gościł na naszym blogu.

piątek, 13 stycznia 2012

Piątek trzynastego

Nie jesteśmy przesądni, lubimy czarne koty, nie boimy się drabiny, a piątek 13 zwykle jest zwyczajnym dniem, jak każdy inny. Dziś było nieco inaczej, chociaż winę zamiast na czarnego kota możemy co najwyżej zrzucić na czarnego psa...
Plan był taki, że wstajemy bardzo wcześnie i jedziemy do Częstochowy odstawić kampera do remontu. Tak się złożyło, że obudziliśmy się chwilę później niż chcieliśmy i w związku z tym poprosiliśmy śpiącego jeszcze Krzysia, żeby wyprowadził Collette. Wygrzebaliśmy się w końcu z domu i już mieliśmy wyjeżdżać z osiedla, gdy dostaliśmy telefon – Collette się rozchorowała, a przejaw tego można było znaleźć w kuchni na podłodze...
Wróciliśmy do domu, posprzątaliśmy i zrobiliśmy naradę. Chory piesek nie mógł zostać sam w domu, Krzyś miał cały dzień spędzić w pracy, a Agnieszka na uczelni. Nie było wyboru, postanowiliśmy, że Tomek pojedzie sam, a Magda zostanie i będzie opiekować się Collette.
Koniec końców wyszło na dobre. Magda porządnie się wyspała, a popołudnie spędziła z mamą w Kwadracie:) Tomek z powodzeniem wypełnił misję kamperową i wrócił jeszcze przed północą pociągiem z dwoma przesiadkami. A Collette okazała się być zupełnie zdrowa, jakby chodziło jej tylko o to, żeby Magda została w domu...

czwartek, 12 stycznia 2012

Sen zimowy

Nadszedł zupełnie niespodziewany czas w naszych podróżach, w którym osiedliliśmy się w jednym miejscu i nie zamierzamy go opuszczać przez jakiś czas. Zdążyliśmy już porządnie odpocząć po ostatnich przygodach i postanowiliśmy nie marnować czasu spędzonego w Poznaniu, zabraliśmy się ostro do pracy. Kupiliśmy sobie karnety na lodowisko w Suchym Lesie i byliśmy pojeździć już trzy razy (w tym raz udało się wyciągnąć Irenę). Ponadto Tomek postanowił dołączyć do Krzysia i zapisał się na Tai Chi, a Magda zaczęła chodzić na zajęcia baletu, na które chodzi również Agnieszka. Rozpakowaliśmy kampera do zera i wszystkie rzeczy zawieźliśmy do Ireny, z którą przy okazji zarwaliśmy nockę:) Jak dołożyć do tego jeszcze różne urzędowe sprawy oraz wspólne zajęcia w domu (rozciąganie, angielski) to wychodzi z tego całkiem pracowity tydzień, zwłaszcza, że jutro czeka nas wyprawa do Częstochowy...

niedziela, 8 stycznia 2012

Czworokąt, czyli drużyna A w komplecie

Weekend minął nam na odpoczywaniu i rozgaszczaniu się w naszym nowym lokum. Przynieśliśmy z kampera wszystko, co nam będzie niezbędne w najbliższym czasie, resztę rzeczy mamy zamiar spakować do kartonów i zawieźć do domu w Kiekrzu, gdyż podczas remontu kamper musi być względnie pusty. W sobotę Tomek skoczył z Krzysiem do kina na film, który przypadkowo przekształcił się w dwa filmy:) A w niedzielę wybraliśmy się wszyscy do Kwadratu na urodzinową ucztę Tomka.
Tak, Kwadrat, mmmmm... Pyszne, świeże jedzenie, zrobione z pasją i ze smakiem. Tylko takie potrawy można zjeść w tej najlepszej w Poznaniu knajpie (to jest oczywiście jak najbardziej subiektywna opinia). Przez wiele godzin rozpieszczaliśmy nasze kubki smakowe ciesząc się niedzielnym brunchem w stylu all you can eat. Było bosko!
Zdjęcia ze strony www.facebook.com/kwadratcafe


piątek, 6 stycznia 2012

Koszmar

Wstaliśmy bardzo wcześnie, gdyż o 13.00 mieliśmy oddać klucze Maren, a po półtora miesiąca do mieszkania przenieśliśmy ogromną część naszego dobytku. Niestety dzisiejszy poranek przekroczył nasze granice wytrzymałości, i to konkretnie.
Zaczęło się od bardzo złego fizycznego samopoczucia, Tomek obudził się z silnym bólem głowy, a Magda z bolesną miesiączką. Nie mogliśmy jednak sobie folgować, trzeba było bez zwłoki zacząć się pakować.
Najpierw sypialnia: ubrania i pościel powędrowały do worków i przyszedł czas na zwinięcie naszego nowego materaca. Zabraliśmy się ze to razem, gdyż nasz materac jest dość szeroki i sztywny. Gdy doszliśmy mniej więcej do połowy nasze oczy natrafiły na dziwne plamy na środku białej powierzchni, bardzo dziwne plamy... W pierwszej chwili nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom, na materacu pojawił się grzyb!
Magda dostała zawrotów głowy, połączenie bólu brzucha i tego szokującego odkrycia zwaliło ją na chwilę z nóg. W naszych głowach pojawiły się tragiczne myśli, czy my nigdy nie uciekniemy przed pleśnią i grzybem?! Czy to jakaś klątwa? Przecież to nie jest możliwe, żeby w dwa tygodnie coś takiego się stało!
Później zastanowiliśmy się nad sprawą na spokojnie i doszliśmy do wniosku, że wilgoć musiała pochodzić ze starej piwnicy pod nami i w jakiś sposób musiała się przedostać przez podłogę. Jaki by nie był powód tego zdarzenie, nasz materac wylądował na śmietniku.
Po solidnej dawce przeciwbólowych zabraliśmy się z powrotem do pracy, jednak było nam bardzo ciężko. Jak myślimy o tym teraz, to jawi się to niczym koszmar. Mieliśmy chwile załamania, w których na przykład Magda nie mogła już wytrzymać na stojąco, tak źle się czuła. Na szczęście udało nam się przełożyć zdawanie mieszkania na kilka godzin później, około 16 po klucze podjechała Laura.
Nie mogliśmy od razu wyruszyć do Polski, trzeba było jechać po pasy mocujące, żeby zapakować deskę windsurfingową na dach, zrobić zakupy i pojechać po nasze zamówione przez internet łyżwy, których Laura zapomniała nam przywieźć. Do tego jeszcze poproszono nas o pieniądze za wigilię, o których wcześniej nie było mowy. Wyjechaliśmy dopiero około 19, a do Poznania dotarliśmy o 3 nad ranem. Na szczęście u Krzysia i Agnieszki czekało na nas rozłożone i pościelone łóżeczko, mogliśmy więc natychmiast uciec do świata snów.

czwartek, 5 stycznia 2012

Tylko bajka może nas uratować

Ten rok zaczyna się dosyć hardcorowo, a do tego coś nam ostatnio świętowanie nie wychodzi. Dzisiaj są Tomka urodziny, ale niestety nie mieliśmy możliwości się za bardzo zrelaksować, gdyż jutro musimy opuścić mieszkanie i w związku z tym jedziemy do Polski. Od rana więc się szykowaliśmy, później pojechaliśmy do urzędu finansowego złożyć wniosek o wyrobienie numeru podatkowego dla Magdy, a wspólny chillout zaplanowaliśmy na wieczór. Niestety gdy wróciliśmy było późno, oboje byliśmy głodni, zmęczeni i bez sensu zaplątaliśmy się w jakąś głupią dyskusję, po której Magda mogła tylko iść spać:/
Zanim Magda się obudziła Tomek zdążył zrobić zakupy i upiec sobie ciasto urodzinowe, niestety użył cukru ze słoika, który okazał się być kwaskiem cytrynowym... Całe ciasto poszło do kosza, a Magda wstała i zrobiła je drugi raz z niewiele lepszym skutkiem, gdyż było niezbyt dobre... Na pocieszenie w międzyczasie upiekliśmy ciasteczka francuskie i obejrzeliśmy bajkę.

środa, 4 stycznia 2012

Niemiecka klasa robotnicza

Takiego wysiłku fizycznego Tomek nie miał od lat! Dzisiejsza praca była dla niego lepsza niż siłownia, chociaż towarzystwo na podobnym poziomie. Gdy wrócił, był zupełnie wykończony! Magda niestety się rozchorowała i cały dzień przeleżała w łóżku, a raczej przespała. Wieczorem obejrzeliśmy bajkę i tylko sok wylany na laptopa sprawił, że nie zdecydowaliśmy się na drugą.

wtorek, 3 stycznia 2012

Petenci

Dzień spędzony w urzędach, co tu dużo gadać. Najpierw Urząd Miasta i załatwianie meldunku, a później ubezpieczalnia i rejestracja skutera. Zajęło nam to prawie cały dzień! W drodze powrotnej wskoczyliśmy do Enzo i podarowaliśmy mu upieczone rano babeczki, a wieczorem trzeba było iść wcześniej spać, gdyż Tomek jedzie rano do Funkelstadt. Udało się mu umówić tylko na jeden dzień pracy, ale zawsze coś.

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Zwrot o 180 stopni

Nasz pierwszy pracowity dzień w nowym roku okazał się być wręcz szokujący i zadecydował o całkowitej zmianie planów. Jak zapewne wiecie mieliśmy zamiar lada dzień wyruszyć do Hiszpanii i tym samym uciec zimie, która jak na razie ucieka przed nami. Zamiast do Hiszpanii jedziemy do Polski.
Tomek, gdy tylko wstał udał się do kampera zbadać sprawę mokrej ścianki. Zerwał fragmenty okleiny i okazało się, że na całej długości akowy, po prawej i po lewej stronie mamy wilgotną i zgrzybiałą sklejkę.


W praktyce oznacza to tyle, że naprawę koniecznie należy zrobić natychmiast, ponadto nie jesteśmy w stanie samodzielnie wymienić ścian alkowy!
Usiedliśmy natychmiast do poszukiwania rozwiązania. W niemieckiej rzeczywistości taka naprawa kosztuje więcej niż nasz kamper jest wart, zostaliśmy więc zmuszeni do zanurzenia się w polską rzeczywistość. Niestety i tu sprawa nie wygląda ciekawie... Zadzwoniliśmy do wszystkich trzech polskich firm, o których wiemy, że są dobre i zajmują się takimi sprawami. W jednym miejscu zaproponowano nam termin na marzec lub kwiecień. W drugim, po wymianie maili ze zdjęciami facet powiedział, że w lutym odpowie nam, czy chce się w ogóle takiej naprawy podjąć. Nasza ostatnia nadzieja była w firmie Duni, która montowała nam baterię słoneczną, jednak ich najbliższy wolny termin jest w wakacje. Na szczęście koleś przypomniał sobie o firmie z Częstochowy specjalizującej się w odnawianiu zamokniętych przyczep i samochodów kempingowych, namiary mamy dostać jutro w mailu.
Cały dzień nam zleciał na omawianiu naszej sytuacji i szukaniu wyjścia. Po południu skoczyliśmy na chwilę do Enzo, a wieczorem dalej kombinowaliśmy co tu zrobić. Wpadł nam też do głowy pewny pomysł - gdyby okazało się, że mamy czekać długo na termin naprawy, może warto zatrudnić się przy rozbiórce Funkelstadt?

niedziela, 1 stycznia 2012

Rozpusta

Rumburaki nas dziś niestety opuściły, Magda miała łzy w oczach na myśl o tym, że zobaczymy ich zapewne nie wcześniej niż na pół roku, chociaż zanim wyjechali zdążyliśmy się nimi intensywnie nacieszyć. Dogodziliśmy sobie długim snem, pesto buraczkowym na późne śniadanie i wyczerpującymi rozmowami o higienie i nie tylko.
Gdy wyjechali kontynuowaliśmy relaks, pograliśmy w scrabble i obejrzeliśmy bardzo kiepską bajkę.