Minęły ponad dwa
tygodnie, które w większości spędziliśmy na intensywnych
przygotowaniach do pokazu Feniksa. Magda wykończyła spódnicę i
top oraz uszyła i pomalowała chustę dla Feniksa, jeśli chodzi o
kostium to pozostało tylko uszyć szary płaszcz, który ma
symbolizować popiół. Napisała następne choreografie na parasol,
skrzydło i hula hop, do zrobienia jest jeszcze najtrudniejsza
część, czyli świeczniki. Najtrudniejsza dlatego, że Magda
wymyśliła, że będzie ją w całości tańczyć na podłodze, a
nigdy jeszcze w ten sposób nie tańczyła, więc będzie musiała
się nauczyć;) Wszystkie gotowe choreografie są już technicznie
opanowane, najwięcej pracy było z hula hop, gdyż utwór jest
bardzo szybki i wszystkie tricki w szybszym tempie są trudniejsze do
wykonania.


Zaprojektowaliśmy mini
bodypainting, który Tomek przed występem namaluje na Magdzie.
Wykonanie takiego makijażu na ciele zajmuje Tomkowi około dwie
godziny, mamy już za sobą sześć takich posiedzeń, z którego
pierwsze były mniej lub bardziej nieudanymi próbami. Tomek będzie
musiał jeszcze trochę poćwiczyć, żeby nie było żadnych
niespodzianek w dzień pokazu. Do tego wszystkiego Magda nie
zaprzestała rozciągania i treningów siłowych, utrzymując stałą
liczbę pięciu treningów tygodniowo, z których co drugi zawiera w
sobie ćwiczenia na mięśnie (sześciokrotnie nawet Tomek się do
niej przyłączył). Pojawił się też mały problem, mianowicie
występ ma się odbyć na sali z parkietem, a Magda planuje tańczyć
boso, obawiamy się jednak drzazg... Magda spędziła kilka godzin na
poszukiwaniu wegańskich baletek lub tak zwanych napalcówek w
kolorze cielistym, które chroniłyby jej stopy, jednak jedyna firma
produkująca takie obuwie jest w USA... Tomek pomagał Magdzie jak
tylko mógł przejmując od niej wszystkie zadania, których nie
musiała wykonać osobiście. Tak więc dwukrotnie pojechał do
miasta kupić niezbędne rzeczy: parasol z włókna szklanego żeby
zrobić parasol treningowy (który ostatecznie dostał za darmo),
farbki do ciała i szary materiał. Do tego zajmował się w dalszym
ciągu sprzętem ogniowym, skonstruował nowe, mniejsze hula hop
(mniejsze, żeby się szybciej kręciło), parasol treningowy
obciążony tak, jak parasol ogniowy i stojak na parasol, żeby w
trakcie występu Magda mogła postawić płonący parasol w pozycji
pionowej. Przejął też większość obowiązków domowych, chociaż
Magda nadal stara się robić tyle ile tylko może i nie zostawiać
całej brudnej roboty Tomkowi. Rozpoczęliśmy też próby, najpierw
testowaliśmy paliwa i długość palenia się rekwizytów (niestety
nasze niedymiące się paliwo pali się krócej i ma brzydszy
płomień), następnie zrobiliśmy trzy próby bez ognia i jedną
ogniową, omijając na razie część ze świecznikami. Oczywiście
bardzo wiele prób jeszcze przed nami.
Tak przedstawiało się
nasze główne zajęcie, jednak pokaz Feniksa nie był jedyną rzeczą
jaką się zajmowaliśmy;) Tomek czterokrotnie próbował statuować,
jednak za każdym razem został przedwcześnie wykurzony przez
pogarszającą się pogodę, w tym bardzo zimny, jesienny wiatr. Było
też trochę papierkowej roboty związanej z zatrudnieniem w
Funkelstadt – podpisaliśmy i odesłaliśmy umowę (postęp w
stosunku do zeszłego roku, wtedy umowę podpisywaliśmy dopiero po
kilku dniach pracy...), a Tomek zorientował się w sprawie
niemieckich podatków, gdyż w tym roku Magda będzie się rozliczać
w Niemczech. Jeśli chodzi o Funkelstadt, Magda i Georg przygotowali
propozycję kolejności rekwizytów w pokazie, ma to być wzięte pod
uwagę przy komponowaniu muzyki. Tomek mógł się sprawdzić jako
złota rączka nie tylko przy konstrukcji sprzętu ogniowego, trzeba
było naprawić okno dachowe w kamperze gdyż pękła rączka służąca
do otwierania.
Mieliśmy też stres
związany z parkowaniem... Po tym jak trzy tygodnie temu ochrona
poprosiła nas o opuszczenie terenu uniwersytetu, Uwe zadzwonił
gdzie się dało i odkrył, że nie może dostać dla nas pozwolenia,
gdyż oficjalnie każdy może tu parkować. Jednak w międzyczasie
pojawił się przy wjeździe zakaz parkowania... Musieliśmy więc
opuścić teren i było nam z tego powodu bardzo smutno, gdyż nasza
sielanka w tym miejscu dobiegła końca. Stanęliśmy kamperem tuż
za płotem w taki sposób, że mogliśmy dociągnąć kabel do
gniazdka w budynku, jednak po kilku dniach Anne (koleżanka z KOKu)
powiedziała nam, że widziała jakieś osoby fotografujące naszego
kampera i kabel... Po jakimś czasie przyszło oficjalne pismo do
studentów z KOKu zakazujące nam czerpania prądu z budynku... Od
tego momentu mamy ciągłe problemy z brakiem prądu. Próbowaliśmy
parkować w różnych miejscach, żeby nasz panel słoneczny złapał
jak najwięcej słońca, jednak o tej porze roku jest to
niewystarczające nawet na samą pompę wodną i światło. Dzisiaj
byliśmy już na tyle zdesperowani, że mimo wszystko postanowiliśmy
podłączyć się po zmroku na kilka godzin. Mieliśmy pecha i
ochrona przyłapała nas po dwóch godzinach, na szczęście byli
mili i pozwolili nam ładować akumulatory jeszcze przez godzinę.
Oto widoki z dachu kampera po zmianie parkingu:



Cały stres i zapracowanie
zaowocowało w ostatnim czasie dużą ilością ciężkich i
poważnych rozmów między nami. Niestety ilość nieporozumień
drastycznie wzrosła, chociaż oboje staramy się jak najspokojniej
do tego wszystkiego podchodzić. Dbamy o rozrywkę i wspólnie
spędzony czas, chodzimy na spacery, oglądamy filmy i gramy w gry
planszowe. Magda w wolnych chwilach edukuje się w dziedzinie
rodzicielstwa, temat ten przewija się zresztą coraz częściej –
dla przykładu Uwe ostatnio nam oznajmił, że będzie ojcem:) Jeśli
chodzi o Uwe, regularnie spotykamy go w KOKu i zawsze znajdujemy
krótszą lub dłuższą chwilę żeby z nim pogadać, a jutro z jego
inicjatywy organizujemy warsztaty kuglarskie:D Często spotykamy się
też z Filipem, który ma w zwyczaju odwiedzać nas w kamperze na
herbatkę i rozmowy. Zaskakująco Georg przestał się u nas
pojawiać, Magda nie proponuje mu spotkań, gdyż zwyczajnie nie ma
na spotkania czasu. W końcu (chyba pierwszy raz) on wyszedł z
inicjatywą i spotkaliśmy się dzisiaj po raz pierwszy od ponad
dwóch tygodni i było jak zwykle bardzo wesoło! Jeśli chodzi o
znajomych, około półtora tygodnia temu Grzesiek i Rysia odwiedzili
nas w kamperze tuż przed powrotem do Polski po trasie ogniowej.
Siedzieliśmy tak sobie, gawędziliśmy i jakoś tak wyszło, że
zaczęliśmy opowiadać o Funkelstadt. Grzesiek i Rysia się tym
tematem bardzo zainteresowali, do tego stopnia, że chcą tam
pracować:) Wprawdzie stanowiska tancerzy ognia są już zajęte, ale
w Funkelstadt jest też dużo innej pracy dla artystów. Wczoraj znów
przyjechali do Drezna i niespodziewanie wpadli nas odwiedzić w KOKu.
Spędziliśmy z nimi czas do późna rozmawiając o rodzicielstwie (w
zasadzie można powiedzieć, że to Magda i Grzesiek prowadzili
rozmowę), a jutro dołączą do nas na warsztatach kuglarskich.