sobota, 3 listopada 2012

Luzacki dzień


Po tym jak pożegnaliśmy odwiedzających nas Irenę i Andrzeja, którzy dziś wpadli tylko na herbatkę i popędzili z powrotem do Polski, Magda poszła spędzać czas i pracować na komputerze w KOKu. Tomek został w kamperze oczekując kolejnego gościa z Polski, tym razem starego znajomego rodziny, którego Tomek nie widział naprawdę kopę lat, a który akurat dzisiaj jechał przez Drezno i zapowiedział się z rana, że wpadnie. Spotkanie odbyło się dopiero wieczorem, a kilka godzin czekania zostało wykorzystane na czynności typowo odpoczynkowe, była drzemka, uroczyste parzenie i picie herbatki, kontemplacje...
Samo spotkanie trwało zaledwie półtorej godziny, co na początek było pewnie akurat w sam raz. Każdy pokrótce opowiedział co się u niego działo przez lata nie widzenia, a ponieważ nasz gość jest jeszcze bardziej oszczędny w słowach niż Tomek, to gdyby gospodarz nie przejął przewodnictwa w rozmowie, mogłoby to poskutkować dość cichym spotkaniem. Na koniec przyszła z KOKu Magda, aby poznać tego jakby nie było ważnego znajomego.
Gdy zostaliśmy sami, zjedliśmy późną obiadokolację omawiając wydarzenia dzisiejszego dnia, po czym poszliśmy spać.

piątek, 2 listopada 2012

Tylko dla VIPów


Zaprosiliśmy wszystkie osoby jakie się dało na oficjalny przedpremierowy pokaz „Feniks” o godzinie 17.00 w piątek 2 listopada:) Irena i Andrzej na to wielkie wydarzenie przyjechali specjalnie z Polski, na pozostałych gości złożyło się nasze grono znajomych z Drezna. Od rana mieliśmy gorące przygotowania, jak już wiecie sam makijaż zajmuje trochę czasu, a trzeba było jeszcze nasączyć sprzęt itd. Przed samym występem Magdę dopadła na chwilę mocna trema, jednak trwało to tylko moment, gdyż musiała już wychodzić i występować, a jak to zwykle u niej bywa, trema ulatuje z momentem wkroczenia na scenę. Wszystko wyszło dobrze, chociaż nie doskonale, gdyż występ ten potrzebuje jeszcze paru prób. Magdzie potwornie zmarzły stopy, co utrudniło jej tańczenie pod koniec pokazu. Po wszystkim usiedliśmy razem, ktoś przyniósł grzane wino i rozpoczęło się spotkanie z autorem, czyli każdy mógł powiedzieć co myśli i co można by jeszcze poprawić.
Podsumowując uwagi naszych widzów, musimy wymyślić jakieś BANG na koniec, gdyż zakończenie jest za mało wyraźne. Do tego hula hop za krótko się pali... Pod koniec płomień jest już mały i trzeba będzie przewinąć głowice... Poza tym wszystkim się bardzo podobało:)
Gdy nagadaliśmy się już ze znajomymi, poszliśmy z Ireną i Andrzejem do kampera i spędziliśmy z nimi przemiły wieczór wypełniony rozmowami o Feniksie i nie tylko, jedzeniem i ogólną wesołością.


czwartek, 1 listopada 2012

Przygotowania pełną parą


Jutro przyjeżdża do Drezna mama Magdy z Andrzejem żeby zobaczyć przedpremierowy pokaz Feniksa. Specjalnie na ich przyjazd stanęliśmy na głowie, żeby ze wszystkim zdążyć.
Przede wszystkim napotkaliśmy problem, który na pierwszy rzut oka wydawał się bardzo trudny do rozwiązania. Jest listopad, bardzo zimno na dworze, pokaz jest zaprojektowany do wnętrza, ma być tańczony na parkiecie. Jedna część choreografii ma być tańczona całkowicie na podłodze, czyli na kolanach, plecach itd. Jak taki pokaz zrobić na świeżym powietrzu, w stroju o jasnych kolorach? Na jakimś parkingu? W KOKu jedyny teren jaki mamy dostępny to trawnik, który o tej porze roku jest miejscami zabłocony... Na szczęście KOK, jako uczelniany squat jest swego rodzaju graciarnią:) Znaleźliśmy tam wielką, starą tablicę, taką na której można pisać kredą. Codziennie wynosiliśmy ją na dwór i podczas prób część ze świecznikami Magda tańczyła na niej:) Tablica sprawdziła się genialnie, wprawdzie jest odrobinę za mała, ale jest to zupełnie wystarczająca imitacja. Resztę pokazu Magda tańczy już normalnie na trawniku. Tak więc pokaz jest gotowy. Skończyliśmy konstruować koronę, Tomek zmienił kewlar na ostatnim już sprzęcie ogniowym, Magda skończyła szyć kostium i naniosła ostatnie poprawki na muzykę. Dzisiejsza próba w końcu wyszła nam całkiem dobrze, chociaż do ideału to jeszcze daleko:) Z próbami to mieliśmy wczoraj ciekawą sytuację... Normalnie staramy się robić je w miarę wcześnie, gdyż po zmroku jest po prostu bardzo zimno i nawet ogień niewiele pomaga. Wczoraj próby nam się nieco przeciągnęły i trzecia z kolei wypadła jak już było ciemno. W pewnym momencie, pod koniec usłyszeliśmy straszliwy wrzask. Pewna pani mieszkająca w bloku obok wychyliła się z okna i darła się wniebogłosy żebyśmy zgasili ten ognień! Brzmiało to zupełnie tak jakby rozdzieraną ją kołem do tortur i niestety Tomek się tą sytuacją bardzo zestresował... Poza próbami ogniowymi raz przetrenowaliśmy pełny makijaż wraz z bodypaintingiem i wyszło dobrze, chociaż całość zajęła nam prawie cztery godziny...



Niestety wczoraj Magda poczuła nadchodzące przeziębienie... Na szczęście na razie udało jej się ugasić pożar, zastosowała wszystkie metody medycyny naturalnej jakie były dostępne i dzisiaj czuła się już całkiem nieźle, chociaż powinna teraz się bardziej oszczędzać. Poza przeziębieniem musiała borykać się z falami spadku motywacji i lenistwa (prawdopodobnie bardzo wygodna kanapa w KOKu ma z tym związek), jednak nie powstrzymało ją to wszystko od regularnego rozciągania, do którego Tomek nawet raz dołączył:)
Nasze życie towarzyskie oczywiście nie zostało odsunięte na drugi plan;) Filip i Uwe są stałymi bywalcami u nas w kamperze, a my czas wolny często spędzamy po prostu w KOKu. Niestety w ostatnich dniach atmosfera się troszkę zmieniła... Gizela (starsza pani, która tu mieszka) jest bardzo zestresowana naciskiem ze strony uczelni i to prawdopodobnie sprawia, że tak trudno się z nią porozumieć...
Jakiś czas temu Magda zwolniła tego grafika, którego poznaliśmy latem i który miał zaprojektować logo Art Of Passions. Niestety facet zupełnie nie umiał trafić w jej gust i co najgorsze, nie był przygotowany na krytykę... W międzyczasie znalazł się nowy grafik, który z jednej strony jest bardzo płodny, ale z drugiej strony wszystkie projekty, które wysyła są... Po prostu kiczowate... Na szczęście ten facet znosi każdą ilość krytyki z Magdy strony, co więcej wysyła wtedy kolejne projekty z nowym zapałem:)

sobota, 27 października 2012

Wszystko płynie


Tomek miał dziś wcześnie rano w Berlinie spotkanie z mamą Magdy. Do stolicy dotarł korzystając jak zwykle z mitfahrgelegenheit, spotkał się z Ireną w hostelu, skąd razem udali się na biznesowe spotkanie w sprawie floatingu, czyli sposobu na relaks poprzez „lewitację” w kapsule z solanką w temperaturze troszkę wyższej niż temperatura ludzkiego ciała. Rozmowy z jednym z niemieckich pionierów tej wysoce efektywnej metody relaksu trwały 3 godziny. Omawiane były kwestie techniczne oraz finansowe związane z zakładaniem i prowadzeniem centrum z kabinami pod marką Float. Po spotkaniu Irena wraz Tomkiem siedzieli dalej w restauracji i rozmawiali jeszcze trochę omawiając różne aspekty tego czego się dziś dowiedzieli.
Tymczasem w Dreźnie Magda dalej pracowała nad pokazem Feniksa, ukończyła część choreografii ze świecznikami, malowała strój i rozciągała się. Wieczorem, gdy Tomek już wrócił odwiedził nas Filip, z którym jak zwykle przegadaliśmy kawał wieczoru zupełnie nie czując jak szybko mija czas.

piątek, 26 października 2012

Raz na wozie, raz pod wozem


Podczas ostatnich dni poczyniliśmy nowe postępy związane z przygotowaniami do pokazu, chociaż wiele rzeczy pozostaje jeszcze do zrobienia. Magda zaczęła pracę nad ostatnią częścią choreografii i jak się okazało, jest ciężko, zgodnie z przewidywaniami. Taniec na podłodze jest bardzo obciążający dla mięśni, pomimo tego, że Magda od miesiąca intensywnie ćwiczy, i tak pojawiły się u niej zakwasy... Oczywiście i w tym tygodniu utrzymała regularność swoich ćwiczeń:) Pracowaliśmy nad konstrukcją nowej korony ogniowej, Magda szyła płaszcz, a Tomek dostosowywał sprzęt ogniowy (trzeba było nałożyć więcej kewlaru na głowice od hula hop, gdyż za krótko się paliły). Robiliśmy też codziennie jedną próbę, oraz raz porządnie przećwiczyliśmy bodypainting, a Magda dodatkowo przećwiczyła makijaż na twarzy. Tak więc wygląda Feniks z pełnym makijażem (niestety na zdjęciu nie widać bodypaintingu, który jest na bokach Magdy talii).


W KOKu było jeszcze więcej stresu... Niestety uczelnia chyba postanowiła zrobić porządek ze swoim budynkiem, gdyż we wtorek pojawiła się inspekcja, która pod pretekstem sprawdzenia bezpieczeństwa przeciwpożarowego wypytywała ludzi tam mieszkających o wszystko co się dało. Okazało się też, że ktoś złożył (kolejną) skargę na szczekanie Collette i głośną muzykę podczas naszych prób... Ponadto ci mili ochroniarze, którzy pozwolili nam ładować kampera w zeszłym tygodniu wcale nie byli tacy mili, gdyż złożyli raport z naszej kradzieży prądu i tym samym dostaliśmy ostatnie ostrzeżenie (dobrze, że nikt nas nie przyłapał w poniedziałek...). Wszyscy w KOKu są mocno przejęci tą sprawą, jednak na razie nic nie można zrobić. My tymczasem mieliśmy kolejny kryzys związany z prądem i uratował nas z niego Filip, który zorganizował nam podłączenie do prądu u swojego sąsiada z parteru. Filip mieszka jakieś dwieście metrów od KOKu, jednak większość wolnego czasu spędza właśnie tu:) Ładowaliśmy kampera przez prawie dwa dni, jednak mieszkanie tam nie jest przyjemne, gdyż między budynkami i pod drzewem jest bardzo ciemno. W końcu przenieśliśmy się z powrotem na naszą ulicę.


Przez ostatnie dni Grzesiek i Rysia nadal byli w Dreźnie i spędzali z nami dużo czasu. W poniedziałek skusili się nawet na wspólne rozciąganie i trening siłowy, rutyna Magdy, która trwała trzy godziny:) Niestety Grzesiek nie wytrwał do końca, gdyż naciągnął sobie zbyt mocno jakiś mięsień i bardzo zaczęła go boleć noga... Rysia i Tomek natomiast wytrwali dzielnie, chociaż następnego dnia Rysia narzekała na zakwasy;) Oprócz rozciągania spędziliśmy z nimi trzy wieczory wesoło sobie rozmawiając i spędzając czas w kuchni (Grzesiek lubi gotować).
Z dobrych wieści – mamy lokatorów do mieszkania w Grodzisku! Bardzo nas to cieszy, gdyż jest to rodzina, która jest zdecydowana wynajmować przez kilka lat, tak więc nie będziemy się musieli martwić mieszkaniem przez jakiś czas:) Wszystkie dokumenty potrzebne do podpisania umowy Tomek przesłał tacie, tak więc czekamy tylko na potwierdzenie:)

niedziela, 21 października 2012

Warsztaty sztuki ulicznej


Od rana przygotowywaliśmy się do warsztatów, w końcu to my mieliśmy być głównymi prowadzącymi, chociaż Grzesiek powiedział, że nam pomoże. W zasadzie mieliśmy te warsztaty prowadzić razem z Georgiem, ale w ostatniej chwili wypadł mu jakiś wyjazd i ostatecznie nie przyszedł. O trzynastej zeszli się uczestnicy i rozsiedliśmy się na fotelach w ogródku.


Krótki wstęp zamienił się w ponad godzinną pogadankę o występach ulicznych. Przez ostatnie lata zebraliśmy ogromną ilość wiedzy i doświadczeń, a do tego Grzesiek i Rysia dorzucili swoją wiedzę, a uczestnicy pytali bez końca. Ostatecznie było już wszystkim tak zimno, że poszliśmy się trochę rozruszać i rozpoczęliśmy część praktyczną.


Po rozgrzewce Grzesiek zrobił krótką lekcję o tym jak głośno mówić, żeby nie krzyczeć, po czym podzieliliśmy się na grupy. Grzesiek poprowadził zajęcia z poi:


a Magda z ruchu:


Poza tym w przerwach kto chciał uczył się korzystania z innych rekwizytów, w tym z kija, bata, levisticka, devilsticka i veil poi.



Gdy zrobiło się zimno i głodno poszliśmy do kuchni, gdzie Uwe zrobił dla wszystkich zupę. Po obiedzie zaczęliśmy się przygotowywać na wieczór, gdyż w planach mieliśmy występy uliczne. Kto chciał mógł zrobić sobie makijaż, Magda oczywiście służyła pomocą.



Gdy wszyscy byli gotowi pojechaliśmy do miasta, Magda miała przyjemność jechać wraz z Uwe na jego tandemie. Było to dość intensywne przeżycie, gdyż Uwe jeździ szybko, a ponadto jest na tyle wysoki, że Magda nic nie widziała, mogła się tylko rozglądać na boki.
Rozstawiliśmy się jak zwykle pod Frauenkirche, uruchomiliśmy muzykę i rozpoczęliśmy jam session. Każdy mógł chwycić za swój ulubiony sprzęt, wszyscy z radością próbowali tego, czego dziś się nauczyli. Uwe zapowiadał nasze pokazy bez użycia mikrofonu i jesteśmy pewni, że słychać go było na drugim końcu placu:) Magda miała ogromną satysfakcję gdy zobaczyła jak jedna z uczestniczek wykorzystała w swoim występie wskazówki taneczne i ruchowe. A Tomek po raz pierwszy w życiu podpalił kij i wystąpił dwukrotnie! Było rewelacyjnie, tańczyliśmy, bawiliśmy się i nawet wpadło nam do kapelusza kilka monet. Rewelacja!

sobota, 20 października 2012

Napięcie rośnie


Minęły ponad dwa tygodnie, które w większości spędziliśmy na intensywnych przygotowaniach do pokazu Feniksa. Magda wykończyła spódnicę i top oraz uszyła i pomalowała chustę dla Feniksa, jeśli chodzi o kostium to pozostało tylko uszyć szary płaszcz, który ma symbolizować popiół. Napisała następne choreografie na parasol, skrzydło i hula hop, do zrobienia jest jeszcze najtrudniejsza część, czyli świeczniki. Najtrudniejsza dlatego, że Magda wymyśliła, że będzie ją w całości tańczyć na podłodze, a nigdy jeszcze w ten sposób nie tańczyła, więc będzie musiała się nauczyć;) Wszystkie gotowe choreografie są już technicznie opanowane, najwięcej pracy było z hula hop, gdyż utwór jest bardzo szybki i wszystkie tricki w szybszym tempie są trudniejsze do wykonania.



Zaprojektowaliśmy mini bodypainting, który Tomek przed występem namaluje na Magdzie. Wykonanie takiego makijażu na ciele zajmuje Tomkowi około dwie godziny, mamy już za sobą sześć takich posiedzeń, z którego pierwsze były mniej lub bardziej nieudanymi próbami. Tomek będzie musiał jeszcze trochę poćwiczyć, żeby nie było żadnych niespodzianek w dzień pokazu. Do tego wszystkiego Magda nie zaprzestała rozciągania i treningów siłowych, utrzymując stałą liczbę pięciu treningów tygodniowo, z których co drugi zawiera w sobie ćwiczenia na mięśnie (sześciokrotnie nawet Tomek się do niej przyłączył). Pojawił się też mały problem, mianowicie występ ma się odbyć na sali z parkietem, a Magda planuje tańczyć boso, obawiamy się jednak drzazg... Magda spędziła kilka godzin na poszukiwaniu wegańskich baletek lub tak zwanych napalcówek w kolorze cielistym, które chroniłyby jej stopy, jednak jedyna firma produkująca takie obuwie jest w USA... Tomek pomagał Magdzie jak tylko mógł przejmując od niej wszystkie zadania, których nie musiała wykonać osobiście. Tak więc dwukrotnie pojechał do miasta kupić niezbędne rzeczy: parasol z włókna szklanego żeby zrobić parasol treningowy (który ostatecznie dostał za darmo), farbki do ciała i szary materiał. Do tego zajmował się w dalszym ciągu sprzętem ogniowym, skonstruował nowe, mniejsze hula hop (mniejsze, żeby się szybciej kręciło), parasol treningowy obciążony tak, jak parasol ogniowy i stojak na parasol, żeby w trakcie występu Magda mogła postawić płonący parasol w pozycji pionowej. Przejął też większość obowiązków domowych, chociaż Magda nadal stara się robić tyle ile tylko może i nie zostawiać całej brudnej roboty Tomkowi. Rozpoczęliśmy też próby, najpierw testowaliśmy paliwa i długość palenia się rekwizytów (niestety nasze niedymiące się paliwo pali się krócej i ma brzydszy płomień), następnie zrobiliśmy trzy próby bez ognia i jedną ogniową, omijając na razie część ze świecznikami. Oczywiście bardzo wiele prób jeszcze przed nami.
Tak przedstawiało się nasze główne zajęcie, jednak pokaz Feniksa nie był jedyną rzeczą jaką się zajmowaliśmy;) Tomek czterokrotnie próbował statuować, jednak za każdym razem został przedwcześnie wykurzony przez pogarszającą się pogodę, w tym bardzo zimny, jesienny wiatr. Było też trochę papierkowej roboty związanej z zatrudnieniem w Funkelstadt – podpisaliśmy i odesłaliśmy umowę (postęp w stosunku do zeszłego roku, wtedy umowę podpisywaliśmy dopiero po kilku dniach pracy...), a Tomek zorientował się w sprawie niemieckich podatków, gdyż w tym roku Magda będzie się rozliczać w Niemczech. Jeśli chodzi o Funkelstadt, Magda i Georg przygotowali propozycję kolejności rekwizytów w pokazie, ma to być wzięte pod uwagę przy komponowaniu muzyki. Tomek mógł się sprawdzić jako złota rączka nie tylko przy konstrukcji sprzętu ogniowego, trzeba było naprawić okno dachowe w kamperze gdyż pękła rączka służąca do otwierania.
Mieliśmy też stres związany z parkowaniem... Po tym jak trzy tygodnie temu ochrona poprosiła nas o opuszczenie terenu uniwersytetu, Uwe zadzwonił gdzie się dało i odkrył, że nie może dostać dla nas pozwolenia, gdyż oficjalnie każdy może tu parkować. Jednak w międzyczasie pojawił się przy wjeździe zakaz parkowania... Musieliśmy więc opuścić teren i było nam z tego powodu bardzo smutno, gdyż nasza sielanka w tym miejscu dobiegła końca. Stanęliśmy kamperem tuż za płotem w taki sposób, że mogliśmy dociągnąć kabel do gniazdka w budynku, jednak po kilku dniach Anne (koleżanka z KOKu) powiedziała nam, że widziała jakieś osoby fotografujące naszego kampera i kabel... Po jakimś czasie przyszło oficjalne pismo do studentów z KOKu zakazujące nam czerpania prądu z budynku... Od tego momentu mamy ciągłe problemy z brakiem prądu. Próbowaliśmy parkować w różnych miejscach, żeby nasz panel słoneczny złapał jak najwięcej słońca, jednak o tej porze roku jest to niewystarczające nawet na samą pompę wodną i światło. Dzisiaj byliśmy już na tyle zdesperowani, że mimo wszystko postanowiliśmy podłączyć się po zmroku na kilka godzin. Mieliśmy pecha i ochrona przyłapała nas po dwóch godzinach, na szczęście byli mili i pozwolili nam ładować akumulatory jeszcze przez godzinę. Oto widoki z dachu kampera po zmianie parkingu:




Cały stres i zapracowanie zaowocowało w ostatnim czasie dużą ilością ciężkich i poważnych rozmów między nami. Niestety ilość nieporozumień drastycznie wzrosła, chociaż oboje staramy się jak najspokojniej do tego wszystkiego podchodzić. Dbamy o rozrywkę i wspólnie spędzony czas, chodzimy na spacery, oglądamy filmy i gramy w gry planszowe. Magda w wolnych chwilach edukuje się w dziedzinie rodzicielstwa, temat ten przewija się zresztą coraz częściej – dla przykładu Uwe ostatnio nam oznajmił, że będzie ojcem:) Jeśli chodzi o Uwe, regularnie spotykamy go w KOKu i zawsze znajdujemy krótszą lub dłuższą chwilę żeby z nim pogadać, a jutro z jego inicjatywy organizujemy warsztaty kuglarskie:D Często spotykamy się też z Filipem, który ma w zwyczaju odwiedzać nas w kamperze na herbatkę i rozmowy. Zaskakująco Georg przestał się u nas pojawiać, Magda nie proponuje mu spotkań, gdyż zwyczajnie nie ma na spotkania czasu. W końcu (chyba pierwszy raz) on wyszedł z inicjatywą i spotkaliśmy się dzisiaj po raz pierwszy od ponad dwóch tygodni i było jak zwykle bardzo wesoło! Jeśli chodzi o znajomych, około półtora tygodnia temu Grzesiek i Rysia odwiedzili nas w kamperze tuż przed powrotem do Polski po trasie ogniowej. Siedzieliśmy tak sobie, gawędziliśmy i jakoś tak wyszło, że zaczęliśmy opowiadać o Funkelstadt. Grzesiek i Rysia się tym tematem bardzo zainteresowali, do tego stopnia, że chcą tam pracować:) Wprawdzie stanowiska tancerzy ognia są już zajęte, ale w Funkelstadt jest też dużo innej pracy dla artystów. Wczoraj znów przyjechali do Drezna i niespodziewanie wpadli nas odwiedzić w KOKu. Spędziliśmy z nimi czas do późna rozmawiając o rodzicielstwie (w zasadzie można powiedzieć, że to Magda i Grzesiek prowadzili rozmowę), a jutro dołączą do nas na warsztatach kuglarskich.

środa, 3 października 2012

Znów będzie bajecznie!


Od rana przygotowywaliśmy się do dzisiejszego przesłuchania w Helmnocie. Tomek nanosił ostatnie poprawki w sprzęcie ogniowym i pakował kampera na wyjazd, Magda natomiast rozciągała się i zrobiła jedzenie na cały dzień. O 14.00 przyszedł Georg, z którym trzeba było ustalić szczegóły kostiumu tak, żeby podczas występu ubrania Magdy pasowały do jego ubrań. Po tym wszystkim wyruszyliśmy do Lichtensteinu na spotkanie.
Jakże miło było znów spotkać znajomych z pracy z zeszłego roku! Wszyscy powitali nas bardzo ciepło i przyjaźnie, chociaż jak zwykle kazano nam czekać;) W końcu pojechaliśmy do drugiej siedziby teatru, gdzie na podwórzu mogliśmy zrobić pokaz, który przyszli obejrzeć wszyscy pracownicy jacy byli w zasięgu;) Poszło dobrze, pomimo tego, że Georg bardzo się stresował, jednak Magda i Tomek zachowali zimną krew (przecież w zeszłym roku zrobiliśmy ponad sto pokazów dla Helmnota). Po występie porozmawialiśmy z Dirkiem i resztą ekipy o technicznych sprawach związanych z pracą w Funkelstadt i zostaliśmy oficjalnie zatrudnieni:) Zwinęliśmy sprzęt i wróciliśmy do biura, gdzie najpierw krawcowa Antje zmierzyła nas dokładnie, a potem Maren omówiła z nami sprawy finansowe. Po wszystkim było już bardzo późno, a my byliśmy głodni;) Poszliśmy więc do kuchni zjeść kilka kanapek i tam spotkaliśmy znów Dirka, który przegadał z nami z godzinę w czysto towarzyskiej atmosferze. Do Drezna wróciliśmy po północy.
Bardzo cieszymy się z zatrudnienia w Funkelstadt w tym roku. Po pierwsze będziemy mieli zastrzyk gotówki na zimę, a to artystom ulicznym zawsze jest potrzebne. Po drugie czeka nas nowe doświadczenie pracy z innym artystą. Magda jest z jednej strony bardzo podekscytowana, a z drugiej zaniepokojona – Georg, jak wiele innych kumpli Magdy, nie należy do najbardziej odpowiedzialnych;)

wtorek, 2 października 2012

Ciężka praca


Rozpoczął się naprawdę pracowity okres dla Magdy, która bardzo poważnie podeszła do przygotowań do listopadowego pokazu. Przez ostatnie sześć dni codziennie się rozciągała (około dwie godziny dziennie), a co drugi dzień robiła trening siłowy. W piątek skończyła pisać choreografię na wachlarze i rozpoczęła prace nad choreografią na parasol.
Musieliśmy opracować tekst o Magdzie po niemiecku, gdyż w magazynie wydanym specjalnie na bal golfowy ma się pojawić artykuł o występujących artystach, na szczęście był pod ręką Georg, który spędził prawie dwie godziny na dopieszczaniu każdego zdania.
Tomek natomiast na poważnie podjął się funkcji technicznego i intensywnie zajmował się konstruowaniem, przerabianiem i udoskonalaniem naszego sprzętu ogniowego. Powstały nowe świeczniki, czyli małe pochodnie, które Magda może przymocować sobie do dłoni. Hula hop ma teraz cięższą opcję, można trenować nim bez ognia, a ciężar jest taki sam jak przy ogniowym (a różnica wagowa jest bardzo duża). Mamy też udoskonaloną wersję kija ogniowego, który ma służyć specjalnie do noszenia Magdy i ma zapobiegać poparzeniu dłoni noszącego.
Oprócz tego Tomek cztery razy był w pracy na statuowaniu, raz nawet odwiedził go Filip z KOKu. Po półtoramiesięcznej przerwie Tomek odczuł dużą różnicę w tym jak odbiera tą pracę, teraz jest to jeszcze bardziej duchowe, medytacyjne.
W międzyczasie szykowaliśmy się znów do pracy w Funkelstadt:) Nic nie jest jeszcze pewne, gdyż w tym roku Helmnot chce zrobić pokaz ogniowy na przynajmniej dwie osoby. Laura zadzwoniła do nas jakiś czas temu z zapytaniem, czy znamy jakiś ogniarzy, a Magda poleciła między innymi Georga. Jutro jedziemy razem z nim do Lichtensteinu aby zrobić pokaz i tym samym zaprezentować się w nowym, zespołowym wydaniu. Musieliśmy się do tego oczywiście przygotować, były więc treningi i próby razem z Georgiem przeplatane leniwymi pogawędkami;)
Pracując tak dużo oczywiście nie zapomnieliśmy o odpoczynku. Obejrzeliśmy kilka filmów i dużo czasu spędziliśmy na spotkaniach towarzyskich z Uwe, Filipem i Georgiem. Skupiliśmy się również na dobrym odżywianiu, wpadł nam w ręce schemat odżywiania dla wegetarian i zgodnie z nim jemy teraz dużo więcej warzyw, zwłaszcza zielonych i kapustnych, oraz więcej kasz i warzyw strączkowych. Jednak takie gotowanie zajmuje więcej czasu...
Pojawiła się też niepokojąca sytuacja w naszym małym KOKowym raju – odwiedziła nas wczoraj ochrona z informacją, że nie możemy stać na terenie KOKu, ktoś nieżyczliwy zgłosił oficjalną skargę... Rozmawialiśmy na ten temat z Uwe, który powiedział, że dowie się jak wyglądają tu zasady parkowania. Mamy nadzieję, że nie będzie z tym większych problemów.

środa, 26 września 2012

Nie ma to jak w domu!


Obudziliśmy się przed południem, wyszliśmy z kampera i poczuliśmy się jak w domu. Nasz KOK, ogród oświetlony przez słońce, wspaniała energia, dom... Po kolei zaczęliśmy się witać ze wszystkimi, ludzie których nie widzieliśmy kilka miesięcy przyjęli nas wspaniale, ciepło i z radością.
Po wstępnych powitaniach Tomek wskoczył na rower i pojechał do miasta zobaczyć czy turyści nadal dają dobre możliwości dla statuy – jak zwykle Drezno pod tym względem nas nie zawiedzie, wielu artystów ulicznych zabawiało dziś przechodniów i Tomek będzie mógł pracować.


Magda wzięła się do pracy: choreografia na wachlarze i szycie bluzki. Mamy tutaj tak wspaniałe warunki, że niczego więcej nam nie trzeba, praca idzie jak z płatka.
Po południu do KOKu przyjechał Uwe, zaprosiliśmy go na herbatkę, pokazywaliśmy zdjęcia i opowiadaliśmy o naszych przygodach, jak miło było go znów spotkać!