wtorek, 20 marca 2012

Śmierć Marzannie


Pomimo tego, że dziś święto, my pracowaliśmy prawie cały dzień. Jakie święto, zapytacie. Otóż dla niektórych to tylko pierwszy dzień wiosny, a dla nas to aż pierwszy dzień wiosny, czyli przesilenie wiosenne. Tomek dziś wrócił do kampera, on już tam teraz prawie mieszka. Magda mieszka natomiast w maszynie do szycia, po tym jak skończyła swój kostium, zabrała się za strój Tomka, który ma tworzyć komplet z kostiumem Magdy.
Wieczorem usiedliśmy sobie wraz z Krzysiem i Agnieszką i świętowaliśmy na swój ulubiony sposób, oglądając film i zagryzając zakąski:)

poniedziałek, 19 marca 2012

Glonojad


Dziś wieczorem Tomek wrócił z Krakowa, bardzo zadowolony, gdyż praca tłumacza przynosi mu dużo satysfakcji. Tłumaczył tam sesje indywidualne i seminarium tego samego Nowozelandczyka co ostatnio, szło mu dobrze, chociaż jego gardło nie jest jeszcze w najlepszej formie. Pogoda była piękna, w przerwach mógł przechadzać się po krakowskim rynku, jadać obiady w Glonojadzie i podziwiać artystów ulicznych, którzy tak licznie wylegli na ulice. W tym czasie stęskniona Magda robiła wszystko, żeby wyzdrowieć, co mniej więcej jej się udało. Dzisiaj nie wytrzymała i wyszła z łóżka, żeby zająć się drobnymi domowymi sprawami. Jako że przyszła przesyłka z ozdobami do spódnicy ogniowej, Magda nie mogła się oprzeć i przyszyła je od razu:) Kostiumowi brakuje już tylko guzików, które trzeba jeszcze zamówić.

czwartek, 15 marca 2012

Jak się masz koteczku?

W zeszłą środę Tomek pojechał znów do Częstochowy i w końcu udało mu się przywieźć kampera. Cały dzień był w podróży, to był już któryś dzień z rzędu, kiedy Tomek nie dał sobie nawet chwili wytchnienia. Nic więc dziwnego, że położyło go na dwa dni do łóżka. Jak tylko był w stanie znów pracować zajął się kombinowaniem co tu zrobić z oświetleniem w kamperze, które wcześniej było bardzo prądożerne, mimo że światła zbyt wiele nie dawało. Postanowiliśmy zastąpić wszystkie żarówki diodami led o ciepłej białej barwie światła. Tomek udał się więc do specjalistycznego sklepu elektronicznego i nabył różnego rodzaju ledy wraz z włącznikami i innymi akcesoriami. Montaż zajął kilka dni ale efekt jest za to wspaniały – jasno jak nigdy i przy tym pobór prądu mniejszy niż z jednej żarówki starego typu. Poza tym Tomek sprzątał wnętrze kampera, skrupulatnie myjąc szafki, okna i ściany oraz zakończył montaż drewnianej konstrukcji pod materac w alkowie.


Zapytacie, co w tym czasie robiła Magda? Otóż pod koniec zeszłego tygodnia jak zwykle spędzała całe dnie przy maszynie do szycia, aż w sobotę wieczorem źle się poczuła i musiała się wcześniej położyć. Tak leży do teraz, przeziębiona i bardzo niezadowolona. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jutro Tomek wyjeżdża do Krakowa pracować dalej jako tłumacz. Plan był taki, że Magda pojedzie z nim odwiedzić Anię i malutką Łucję, której jeszcze nie widzieliśmy. W drodze powrotnej chcieliśmy skoczyć do dziadków Magdy do Nysy... Całe plany legły w gruzach, w zamian za to chorutek leży w łóżeczku i martwi się, jak to będzie spać trzy noce zupełnie samemu:(

wtorek, 6 marca 2012

Freeganism


Drezno staje się naszym stałym punktem zaczepienia, kolejna wyprawa do tego pięknego miasta za nami. Wyjechaliśmy z Poznania wczoraj rano, na miejsce dojechaliśmy późnym popołudniem, akurat żeby wstrzelić się w pomedydacyjną posiadówkę Keti i jej znajomych. Keti okazała się być niezwykle serdeczna, miła i uczynna. Spędziliśmy uroczy wieczór rozmawiając o różnych spojrzeniach na ekologiczne życie, o wychowywaniu dzieci i o podróżowaniu. Cieszyliśmy się z tego, że trafiliśmy na ludzi o podobnych zainteresowaniach i poglądach, z którymi mogliśmy prowadzić ciekawe rozmowy na wysokim poziomie. Spać przyszło nam w pokoju jednego ze współlokatorów Keti, podobnie jak reszta mieszkania urządzonym dość minimalistycznie:


Natomiast dzisiaj od rana załatwialiśmy sprawy urzędowe. Po południu wpadliśmy na chwilę do Enzo, który jak zwykle nie miał czasu, ale przyjął nas z otwartymi ramionami. Ucieszył się z ciasteczek, pogadał z nami chwilę i musiał lecieć załatwiać jakieś sprawy, jak to biznesmen:) Z powrotem do Poznania dojechaliśmy w nocy, zmęczeni długą podróżą, ale zadowoleni, że wszystko udało się sprawnie załatwić.

niedziela, 4 marca 2012

Rewia mody


Tak jak się spodziewaliśmy, weekend mieliśmy pracowity. W piątek o świcie Tomek wyruszył do Warszawy, żeby cały dzień tłumaczyć sesje indywidualne z Nowozelandczykiem Autorim. Już rano bolało go gardło, jednak do wieczora stracił zupełnie głos, ledwo dał radę na ostatnich sesjach. Ciężko było nam się wieczorem porozumieć przez telefon;) Magda cały piątek spędziła na szyciu kostiumu i innych przygotowaniach do występu, a w sobotę również wyjechała do Warszawy.
Scena na której przyszło nam występować okazała się być bardzo przyzwoita, jednak publiczność nie tak liczna jak planowano. Tak czy inaczej pokaz się udał i podobał, a to najważniejsze. Kostium zdał egzamin, w związku z czym Magda z nowym zapałem będzie go ulepszać:) Dwunastogłowicowe hula hop wygląda imponująco:


Po pracy zostaliśmy zaproszeni przez Irenę i Andrzeja na rewię do Teatru Sabat. Coś takiego jak klasyczna rewia od dawna wzbudzała zainteresowanie zwłaszcza Magdy, więc bardzo ucieszyliśmy się z zaproszenia. Występ odbywał się w pięknej sali, do której zostaliśmy zaprowadzeni przez panią, zajmującą się wprowadzaniem gości. Wnętrze wyjątkowo eleganckie, usiedliśmy przy stoliku i w oczekiwaniu na rozpoczęcie spektaklu zamówiliśmy jedzenie, gdyż właśnie taka forma oglądania rewii jest tu przyjęta (a byliśmy bardzo głodni).

Zdjęcie ze strony www.um.warszawa.pl

Sam występ wzbudził u nas mieszane uczucia. Z jednej strony było wesoło, zwłaszcza gdy Irena wtórowała piosenkarzom przy rosyjskiej pieśni, z drugiej jednak strony... Szkoda gadać. Nie sposób było nie zauważyć, że tancerki tańczą nierówno, piosenkarze śpiewają z playbacku, a niektóre dziewczyny nie znają nawet dobrze kroków. Jak na jedyną rewię w Polsce teatr Małgorzaty Potockiej wypadł bardzo słabo, nawet w oczach takich laików jak my, którzy nigdy porządnej rewii nie widzieli. Tak czy inaczej cieszymy się, że mieliśmy okazję to zobaczyć, zwłaszcza, że jedzenie było wprost wyśmienite, mimo tego, że wszystko było z poza karty (w karcie brak wegetariańskich potraw).
Dzisiaj natomiast dokulaliśmy się pociągiem z Warszawy do Poznania i po krótkim odpoczynku przygotowywaliśmy się do jutrzejszego wyjazdu do Drezna. We wtorek musimy się pojawić w tamtejszym urzędzie, zorganizowaliśmy sobie nocleg na Couch Surfingu i jedziemy samochodem Krzysia i Agnieszki. Chcemy się też spotkać z Enzo, dlatego jednym z elementów przygotowań było upieczenie dla niego ciasteczek, których część dostanie nasza Couch Surfingowa gospodyni.

czwartek, 1 marca 2012

Na dwunastym poziomie


W oczekiwaniu na odbiór kampera znalazła się dla nas praca:) Jutro Tomek wyjeżdża do Warszawy, żeby na jeden dzień zostać tłumaczem, a w sobotę Magda do niego dołączy, żeby zrobić pokaz:) Tak więc ostatnie dni intensywnie przygotowywaliśmy się do występu. Trochę mało czasu dostaliśmy, ale oczywiście damy radę. Mamy zamiar po raz pierwszy oficjalnie użyć naszego dwunastogłowicowego hula hop:) No i oczywiście Magda wypróbuje swój nowy kostium, wprawdzie nie jest jeszcze dokończony, ale i tak wygląda już nieźle. Dzisiaj zrobiliśmy próbę ogniową przed blokiem i nawet mieliśmy małą widownię wyglądającą z okien;)
Niestety nasza staruszka Collette nie czuje się zbyt dobrze. Byliśmy z nią u weterynarza i okazało się, że zaczyna narzekać na stawy, a i wątroba też nie najlepsza. Collette bierze teraz kilka tabletek rano i wieczorem, do tego będzie miała specjalną karmę wspierającą stawy u dużych psów. Śmieszna sprawa jest taka, że Collette uwielbia te tabletki, chyba traktuje je jak smakołyki, bo ślinka jej cieknie niemiłosiernie i przybiega od razu na odgłos wyjmowanego leku z opakowania.